Polowanie na Kaczkę

Polowanie na Kaczyńskiego będzie coraz intensywniejsze. A gdzie będzie w tym wszystkim Polska? Dla niej rząd nie ma czasu, ma poważniejsze problemy na głowie.

Polowanie na Kaczyńskiego będzie coraz intensywniejsze. A gdzie będzie w tym wszystkim Polska? Dla niej rząd nie ma czasu, ma poważniejsze problemy na głowie.

Trwające od ponad 5 lat polowanie z nagonką na Kaczkę nabiera coraz większej intensywności. To nieustanna kampania krytyki — a raczej krytykanctwa — ośmieszania i szyderstw. Nie ma w zasadzie takich wypowiedzi czy działań Jarosława Kaczyńskiego, które nie stałyby się powodem niewybrednej krytyki i drwin. Od lat nie chodzi o spór merytoryczny, o to, by wizje państwa i miejsca Polski w świecie prezentowaną przez Jarosława (a wcześniej i Lecha) Kaczyńskiego konfrontować z własną (o ile oczywiście polujący na Kaczkę taką posiadają). Chodzi jedynie o ośmieszenie, zdeptanie i zniszczenie przeciwnika, o wmówienie społeczeństwu, że Jarosław K. to największe dla niego zagrożenie i niebezpieczny przestępca.

Zaczęło się zaraz po podwójnym zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w roku 2005 i zniweczeniu oczekiwań większości wyborców powstania koalicji POPiS. Liderzy głównej partii opozycyjnej i „autorytety moralne” zaczęli na wyścigi demaskować zbrodnie popełniane przez rządzących. Stworzono nawet nowy rodzaj przestępstwa: „korupcję polityczną”. Chodziło o, że przypomnę, zmianę przynależności partyjnej w zamian za stanowisko. I nie istotne było, że propozycję taką złożyła Renata Berger z Samoobrony, a premier Kaczyński ją odrzucił. I tak został przestępcą. Jednocześnie, dla tropiących kaczozbrodnie, jest sprawą oczywistą, że przejście z PiS-u, lub innej partii, do PO w zamian za stanowisko, korupcją polityczną w żadnym wypadku być nie może. Vide: minister Sikorski, czy świeżo upieczony minister Arłukowicz.

Zmiana rządu w roku 2007 umożliwiła zwycięskiej Platformie pełne ujawnienie i ukaranie wszystkich kaczozbrodni. Spowodowano wszczęcie szeregu postępowań prokuratorskich i powołano dwie komisje sejmowe: jedną dla ujawnienia mitycznych nacisków, drugą do obarczenia Kaczyńskich winą za zabójstwo Barbary Blidy. Z biegiem czasu postępowania prokuratorskie zostały po cichu umorzone. Żadne z nich nie zakończyło się sformułowaniem aktu oskarżenia.

Blisko cztery już lata pracują w pocie czoła komisje sejmowe. Pracują zgodnie z zasadą, że „nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by gonić go”, czyli ciągle mieć pretekst do mówienia o potwornych kaczozbrodniach. Pojawiają się więc regularnie na ekranach telewizorów zasępione i tajemnicze twarze śledczych z PO i SLD, mówiące o nowych, przełomowych i wstrząsających dowodach. Wspomógł ich ostatnio pseudodokumentalny film o męczeństwie Barbary B. Poza tym konkretów brak. I tak już chyba zostanie.

Nowym impulsem do polowania na Kaczki, a właściwie już na Kaczkę, była katastrofa smoleńska. I tu polujący odnieśli niezaprzeczalne sukcesy. Wystarczy przypomnieć, ilu, wydawałoby się, inteligentnych ludzi przyjęło na serio kabaretową wersję, jakoby samolot rozbił się wskutek groźnego zmarszczenia brwi Głównego Pasażera lub zaklęcia wypowiedzianego przez jego brata w rozmowie telefonicznej. Przypomnijmy sobie poważne zapowiedzi wysłania do Moskwy supereksperta, który z kilku krótkich zdań zarejestrowanych na taśmie wysnuje wniosek o straszliwej presji, jakiej poddana była załoga. Niesamowita rozrzutność: tenże ekspert równie dobrze mógłby odwalić robotę pijąc kawę w Warszawie, a wnioski wyciągnąć analizując ułożenie fusów.

Nawiasem mówiąc, w rozgrywaniu katastrofy obie strony wpadły w niezły paradoks logiczny: PiS, szukając winy po stronie Rosji, wybiela rząd PO, który to rząd, a nie prezydent, organizował wyjazd do Katynia. Nie do końca pojmują to platformersi, traktując każdą wątpliwość co do czystości strony rosyjskiej jako niemal zdradę. Jeśli bowiem Rosjanie są bez winy, rząd Tuska powinien już dawno polecieć. Trzeciej możliwości nie ma. Ale co tam logika, gdy trzeba przywalić Kaczorowi.

W ostatnich miesiącach absurdalność oskarżeń Kaczyńskiego o wszystko wzniosła się na poziom trudno osiągalny dla mistrzów nonsensu. Mnie najbardziej zaskoczyła fala oburzenia na cytowanie przez prezesa PiS fragmentu wiersza Herberta w czasie obchodów rocznicy Smoleńska.

Tutaj dłuższa dygresja: Latem ubiegłego roku krakowskie stowarzyszenie NZS 1980 wraz z instytutem Pamięci Narodowej zorganizowało cykl imprez z okazji XXX-lecia powstania Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Jedną z tych imprez była „Noc Poetów” a w jej ramach spotkanie poetów Nowej Fali oraz spektakl „Pan Cogito” Zbigniewa Herberta. W przeddzień imprezy swój udział odwołali Adam Zagajewski i Ryszard Krynicki, uzasadniając to współudziałem IPN. Już w dniu imprezy odwołano spektakl herbertowski wskutek protestu wdowy po poecie, kierującej się tym samym motywem co wymienieni wyżej poeci. Zaskoczeni organizatorzy zapełnili lukę dzięki obecności Bronisława Maja, który zaprezentował poezje Mirosława Tarasewicza i Lecha Sadowskiego.

A ja wybrałem się na te imprezy w międzynarodowym towarzystwie: oprócz kilku Polaków Rosjanka, Francuzka polskiego pochodzenia i Amerykanin. O ile panie nie bardzo orientowały się w polskiej sytuacji politycznej i potraktowały to jako nie do końca zrozumiałą polską specyfikę, o tyle Amerykanin, dobrze mówiący po polsku i zorientowany w polskich realiach, nie krył zdumienia tym, jak można traktować instytucję demokratycznego państwa, wykonującą swe zadania statutowe. Wiedział również, że rocznica powstania NZS jest politycznie neutralna, jako że do Zrzeszenia należeli zarówno obecni politycy PiS-u jak i PO, że wymienię tylko Donalda Tuska i Grzegorza Schetynę. Poza tym chodziło o wydarzenie sprzed 30 lat.

Komentując całe to zamieszanie, żartowaliśmy, że teraz, aby deklamować wiersze Herberta na szkolnej akademii, trzeba będzie zwrócić się do wdowy z podaniem z załączonymi życiorysami nauczycieli i członków ich rodzin, tak jak w PRL-owskim wniosku paszportowym. Wtedy nas to bawiło, a dzisiaj życie przerosło kabaret. Już nie tylko akademie szkolne, ale każde publiczne cytowanie Poety podlega kontroli wdowy.

Bo to tak ładnie brzmi: „Nie wykorzystujmy czystej poezji do brudnej polityki!”. Jeśli ktoś jednak zna jako tako poezję i życie Zbigniewa Herberta, wie, że jest to poezja na wskroś polityczna. Całe życie i twórczość Zbigniewa Herberta to jeden jasny manifest polityczny. Poezja ta, w ciężkich czasach triumfującej komuny, była wykorzystywana jako oręż polityczny, za wiedzą i zgodą autora. Mam, graniczące z pewnością, podejrzenie, że wykorzystywali ją tak wtedy również obecni prominenci PO. Czyżby zapomnieli? Nie o pamięć tu jednak chodzi, tylko o to, by przywalić Kaczorowi.

W całej tej historii pozytywne jest to, że tym razem krytycy Kaczyńskiego zorientowali się, że cytuje on wiersz. Przypomnę, że swego czasu nie zrozumieli jego wypowiedzi i zupełnie serio ruszyli do walki ze zrozumianymi dosłownie szatanami, nie mając, biedactwa, pojęcia, skąd się one w wypowiedzi prezesa PiS-u wzięły i kogo one oznaczają.

Stwierdzenie, że śląskość to zakamuflowana opcja niemiecka wywołało kolejną falę antykaczyńskiej histerii. Kuriozalne doniesienie do prokuratury to, jak na razie, szczyt absurdu. Moralne oburzenie i solidarność z pokrzywdzonymi (?) Ślązakami skłoniła parę znanych osób do zapowiedzi zadeklarowania narodowości śląskiej w spisie powszechnym. Tak, by na złość Kaczyńskiemu, wzmocnić Gorzelika i tych, którzy kwestionują polskość Śląska. Można przypuszczać, że gdyby Kaczyński stwierdził „Polski Śląsk albo śmierć!”, niechybnie zrzekliby się tych ziem, byleby ugotować Kaczkę.

Postawa „na złość babci odmrożę sobie uszy” jest zrozumiała u kilkuletnich dzieci. Prezentowana przez ludzi dorosłych musi budzić obawy co do ich stanu psychicznego. I jakoś nikt nie zwrócił uwagi tym deklarowanym Ślązakom, że podawanie w spisie powszechnym fałszywych danych jest wykroczeniem. Ale co tam prawo, gdy można dowalić Kaczorowi!

Nawiasem mówiąc, autorzy donosu do prokuratury wpadli w logiczną pułapkę. Wypowiedź Kaczyńskiego, której konkluzje potwierdzają późniejsze wypowiedzi lidera autonomistów, jest wypowiedzią neutralną. Stwierdzając pewne fakty, nie ocenia ani Niemców, ani Ślązaków. Autorzy donosu natomiast stwierdzając publicznie, że Kaczyński obraził Ślązaków, podejrzewając ich o bycie Niemcami, stwierdzają tym samym publicznie, że, według nich, bycie Niemcem to coś gorszego niż bycie Ślązakiem, Polakiem czy Chińczykiem. Kim więc powinien zająć się prokurator? Ale co tam logika, gdy można przywalić Kaczorowi!

Czemu jednak rozpisuję się nad szczegółami polowania z nagonką? Eskalacja absurdalnych oskarżeń sprawia wrażenie zorganizowanej kampanii, w której chodzi o wpojenie społeczeństwu przeświadczenia o szkodliwości i przestępczym charakterze Kaczyńskiego i całego PiS-u, co z kolei może być przygotowaniem do bardziej zdecydowanych działań przed wyborami. Wykluczyć nie można np. zdelegalizowania partii, niedopuszczenia lub utrudnienia udziału w wyborach. Jeśli goebbelsowską metodą powtarzania kłamliwych oskarżeń wmówi się co trzeba społeczeństwu, nie będzie sprzeciwu wobec likwidacji przeciwnika. Przedsmak tego mieliśmy po łódzkim zabójstwie polityka PiS-u. Reakcja większości społeczeństwa i mediów była dość umiarkowana: W końcu to tylko pisowiec, a oni sami są sobie winni.

Według sondaży, PO powinna być pewna swego. Donald Tusk pamięta jednak rok 2005 i podwójną porażkę miast podwójnego zwycięstwa. Sondaże dawały wszystko Platformie a tu zamiast premiera z Krakowa zjawił się premier z Gorzowa. Prezydent przyjechał wprawdzie z Gdańska, jednak jakby nieco niższy od spodziewanego. Obecne notowania dają Prawu i Sprawiedliwości szansę na rządzenie jedynie w koalicji z SLD, co wydaje się nieprawdopodobne. Nie takie jednak rzeczy już się w Polsce zdarzały. A do wyborów jeszcze parę miesięcy i kto wie, czy PiS potrzebował będzie sojusznika. PO woli więc dmuchać na zimne.

Zdobycie i utrata władzy to w demokracji sprawa normalna, skąd więc tak brutalna kampania? Liderzy PO zdają sobie sprawę, że nie walczą tylko o władzę. Oni walczą o życie. Jeśli znów premierem będzie Kaczyński, a ministrem sprawiedliwości Ziobro lub ktoś podobny, szybko okaże się, że głosowanie do pustych krzeseł nie załatwiło sprawy. A afera hazardowa to pryszcz w porównaniu ze sprawą smoleńską, przy której co niektóre działania rządu powinien ocenić Trybunał Stanu.

Polowanie na Kaczkę będzie więc coraz intensywniejsze. Będziemy oglądać liderów PO, SLD i autorytety moralne potępiających, oskarżających i wyszydzających każdą wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego i analizujących jego kondycję psychiczną.

A gdzie będzie w tym wszystkim Polska? Dla niej rząd nie ma czasu, ma poważniejsze problemy na głowie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama