Potrzeba Bohatera, chilli Autorytet

Jak dobrać autorytet do reklamowanego produktu



Potrzeba Bohatera, chilli Autorytet

Mateusz Zmyślony

W reklamie zawsze tak było, że ludzie naiwnie nabierali się na „opinie” wygłaszane przez „autorytety”. Ktoś brał kasę za powiedzenie kwestii „to jest najlepsze”, a miliony ludzi niezawodnie zawsze były w stanie uwierzyć, że to prawda. Jak Gulczas mówi, że coś jest gites, to znaczy, że jest gites. Kiedy Klaudiusz w TV Shopie mówi, że sam korzysta z danej maszynki, to znaczy, że to prawda i w dodatku, że maszynka jest naprawdę super.

Z autorytetami zawsze tak jest, że dla każdego coś miłego. Jedni jedzą zupki, bo piłkarze nasi wspaniali niby je jedzą. Inni piją kawę Elite, bo Janusz Gajos też ją pije (już to widzę). Babki dookoła zakładają na siebie staniki Triumph, bo myślą, że będą wyglądać jak te dwa biusty z billboardu. (Tu dygresja — nie uważacie, że powinni zdjąć tę reklamę? Ja już się parę razy prawie rozbiłem samochodem przez nią). W tym przypadku autorytetem są same biusty. W branży „moda” tak w ogóle jest, że „autorytetem” bywa osoba imponująca estetycznie, nie intelektualnie, ale to akurat jest logicznie.

Proszek do prania wciska nam autorytet — niezawodnie wiarygodny laborant w białym kitlu, co miesiąc odkrywający w tym samym proszku jakąś nową bakterię aktywną, cząsteczkę inteligentną lub trójkątny lipozom do plam. Innym razem autorytet zagra Pan Rysiu, co naprawia pralki, potem anonimowa, ale widać że doświadczona, gospodyni domowa.

Najprostszy sposób to jednak wynajęcie kogoś sławnego, najlepiej, żeby jeszcze pasował do produktu, tak jak Kuroń jr. do mięsiwa. Jak ktoś jest sławny, to od razu staje się autorytetem, zwykle w wielu dziedzinach. Aktorzy, piosenkarze, sportowcy — mówią nam, że Red Bull dodaje skrzydeł, skaczą na pocztę, piją wodę właśnie taką, a nie inną. Stare jak świat, troszkę głupie, ale logiczne. Jest to klasyczne wykorzystanie psychologii konsumenckiej, w której aż się kłębi od aspiracji do „bycia kimś innym”, żądzy, potrzeb i chęci do identyfikacji z sukcesem, sławą i władzą... OK, ale przecież nie piszę tego, żeby odnotować banał. Dziś chciałbym zastanowić się nad marketingową wartością autorytetów alternatywnych — kultowych postaci, które w reklamie jeszcze nie zagrały, a powinny. Zapraszam Czytelników do nadsyłania własnych propozycji i pomysłów. Dla inspiracji podsuwam kilka pierwszych propozycji.

1. Tytus z komiksu Pacia Chmiela. Nieustannie i bez skutku uczłowieczany szympans, w gruncie rzeczy mądrzejszy od swoich ludzkich, głupawych kolegów. Tytus jest kultowy, ma wielu fanów. Dziś mógłby promować odważną, nową linię bardzo męskich kosmetyków, w tym szampon do włosów na klacie.

2. Miś Uszatek. Tylko szaleniec wynająłby tego upierdliwego mądralę do promocji. Kilka lat temu. Dziś miś spokojnie mógłby reklamować męską bieliznę (pod nowoczesnym hasłem „...duży chłopczyk nosi takie majtasy, ti,ti”), pod warunkiem restylingu postaci na taką nieco hip-hopową.

3. Kapitan Żbik. Zdecydowanie szampon przeciwłupieżowy, zawsze miał włosy takie czarne, że aż granatowe, gładkie, nieskazitelne. Poza tym zawsze wygrywał i znał judo. Typowy autorytet.

4. Reksio. Już sprzedaje — polską karmę dla psów. Fajny pomysł w niższym segmencie cenowym, Reksio to był w końcu taki cwany, porządny pies. Powodzenia życzymy nowej marce!

5. Bolek i Lolek. Idealni do reklamy globusów, ewentualnie jakieś piłki mogliby sprzedawać.

6. Pankracy. Promocja szczotek do kibli, kampania reklamowa azylu dla psów lub wyciorów do butelek.

7. Panienka z Okienka — okna Urzędowski, Fakro albo Oknoplast.

8. Wanda, co nie chciała Niemca. Promocja Unii Europejskiej pod hasłem „zmieniłam zdanie”. Scena, w której Wołoszański wrzuca Wandę do Odry, Niemcy ją ratują, bo muszą (przepisy o ratowaniu), choć nie chcą, a my w tym całym zamieszaniu wszyscy naraz wchodzimy do Unii Europejskiej.

9. Zmutowana Wanda, która dopłynęła zanieczyszczoną Wisłą do Warszawy i jej ogon wyrósł, to przecież Syrenka Warszawska. Promocja sprzedaży syren strażackich pod hasłem „jak ja się wydrę...”. Zresztą reklamowała już tańcząc przy rurze dżinsy Americanos, to co jej szkodzi.

10. Nike — jak nic staniki Triumph, ewentualnie razem z koleżanką Syrenką — ryby Lissnera w puszkach. No i jeszcze najbardziej genialne — buty Nike!!! (coś, że zrzuca ogon na ich widok i dostaje nóg).

Nie ma świętości nie do wykorzystania. Z reklamowym „Czuwaj!”!

matolek@eskadra.com.pl


opr. MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama