Szkolenie stało się jedynie częścią złożonej układanki, jaką jest zarządzanie wiedzą
Szkoleniowe puzzleTomasz SankowskiSzkolenie stało się jedynie częścią złożonej układanki, jaką jest zarządzanie wiedzą Czasy, gdy na szkolenie menedżerów patrzono jak na odrębne wydarzenie, nie wrócą. Dziś powinno być ono częścią większej całości, umiejętnie wplecione w bieżącą działalność firmy Szkolenia menedżerskie były w firmach tradycyjnie domeną działów personalnych. Z rzadka interesował się nimi prezes, chyba że gwałtownie poszukiwał oszczędności. Śmiem twierdzić, że to się zmieni: szefów przedsiębiorstw coraz częściej będzie żywo obchodzić to, jak kształci się ich pracowników. Tak właśnie podchodzą dzisiaj do sprawy najbardziej skuteczne zarządy. Wiedza oraz jej szybkie, sprawne gromadzenie, przetwarzanie i wykorzystywanie, to dla nich najpoważniejszy czynnik przewagi konkurencyjnej, a więc i osiągania zysku. Kiedy na tegorocznej konferencji szkoleniowców amerykańskich, ASTD w Orlando, superguru zarządzania Tom Peters stwierdził, że w 2003 r. 90% szkoleń w USA będzie realizowanych poprzez sieć, z ust ponad pięciu tysięcy uczestników wydobył się jęk. Jedni wyrażali zachwyt, inni wątpliwości. Czy Tom Peters ma rację? Pewne jest to, że jego prognoza odzwierciedla rewolucję na amerykańskim rynku szkoleniowym. Towarzyszy jej poważny kryzys tradycyjnego nauczania personelu oraz gwałtowny, burzliwy i nieunikniony zwrot w spojrzeniu na wykorzystywanie wiedzy w firmie. Tak więc na świecie dzieje się wiele. Praktycznie co pół roku potwierdzane są lub obalane hipotezy dotyczące formy, efektywności czy logistyki kształcenia pracowników. Tylko w Polsce świat niemal stanął w miejscu. Prawdziwe apogeum braku zrozumienia tego, o co dzisiaj chodzi w szkoleniach, przeżyjemy tej jesieni na corocznym spotkaniu HR-owców podczas konferencji "Kadry". Jej uczestnicy debatować będą zapewne nad tezą, że "za słabą jakość szkoleń odpowiadają oferujące je firmy". Dyskutanci odniosą z tego niewiele więcej korzyści, niż gdyby patrzyli przez dwie godziny, jak rośnie trawa. Z powyższą tezą łączy się bowiem pytanie, kto ponosi odpowiedzialność za słabość oferty edukacyjnej: nabywcy szkoleń, czy ci, którzy je sprzedają. No cóż, odpowiedź znana jest od kilku tysięcy lat, od pierwszej w historii ludzkości transakcji kupna-sprzedaży. Klient winien uważać na jakość tego, za co płaci, bo jeśli nie jest zbyt rozgarnięty, wcisną mu bubla, zgodnie z amerykańskim powiedzeniem, że "nowy frajer rodzi się co 5 minut". Jeżeli jednak wszyscy nabywcy są na tyle bystrzy, by marny towar odrzucić, ten, co go oferuje, nie ma szans na przetrwanie. Dyskutowanie tych oczywistych zjawisk jest dowodem przepaści, jaka dzieli nas od tego, co dzieje się na świecie w dziedzinie treningu i zarządzania wiedzą. A dokąd zmierza świat? Najistotniejszą zmianą jest to, że szkolenie stało się jedynie częścią złożonej układanki, jaką jest zarządzanie wiedzą (tzw. knowledge management). Konkurujemy już nie poprzez doskonalenie tego, co robimy, stając się tańsi, szybsi i wydajniejsi, lecz poprzez innowacje i nowe modele biznesowe. Wygrywają ci, którzy posiadają odpowiednie umiejętności lub potrafią je zdobyć w dwa dni. Rzecz zatem polega na budowaniu systemów uczenia się firmy, zarządzania jej wiedzą tak, by ta ostatnia była dostępna wtedy, gdy jest potrzebna. A więc nie tylko szkolenie (tradycyjne czy on-line), ale też internetowe portale wiedzy korporacyjnej, programy multimedialne, biblioteki wiedzy. E-learning, czyli uczenie się za pomocą narzędzi elektronicznych, zrewolucjonizował trening korporacyjny. Dziś dominuje na świecie szkolenie "just-in-time" - krótkie 30-minutowe sesje robione wtedy, kiedy wychodzi na jaw, że czegoś nie wiemy i musimy natychmiast rozwiązać problem. Dzięki portalom korporacyjnym można po takie rozwiązanie zawsze sięgnąć. Oczywiście łatwiej powiedzieć, niż zrobić. W Polsce e-learning dopiero raczkuje i wiele firm oferujących takie narzędzia popełnia błędy, które Amerykanie mają już za sobą. Gdybyśmy podglądali światowych liderów, stwierdzilibyśmy, że mają oni wyrafinowane narzędzia kształcenia korporacyjnego. Co więcej, te najlepsze modele znajdują drogę do polskich przedsiębiorstw. Z prawdziwą satysfakcją patrzę, jak niektóre, nieliczne jeszcze firmy budują własne systemy zarządzania wiedzą, umiejętnie wybierają najwyższej jakości e-learning zachodni, spolszczają go, czynią swoje narzędzia bogatymi tematycznie, dbają o łatwy do nich dostęp elektroniczny. I - co najważniejsze - umiejętnie mieszają tradycyjne szkolenia i programy typu "organisational development" z dostępem do e-wiedzy, czyli portalami, CD-romami, szkoleniami synchronicznymi i asynchronicznymi. Dbają także o właściwe wsparcie w budowie tych programów i pukają do drzwi renomowanych firm, by zdobyć najcenniejszą wiedzę. Uczą się, jak się uczyć, by zdobyć w końcu tę wciąż rzadką u nas umiejętność. opr. MK/PO |