Na chwałę Pana Boga

O wystawie prac Zbigniewa Łoskota w Regionalnym Ośrodku Kultury w Częstochowie

— Dlaczego Pana ojciec zainteresował się twórczością sakralną?

Krzysztof Łoskot: — Żyjąc w czasach powojennych, ojciec zawsze był w opozycji wobec władzy i chociażby z tego względu bardziej mu pasował Kościół. Tam czuł się niezależny, mógł robić to, co uważał za słuszne i zajmować się poważną sztuką. Latem uprawiał malarstwo ścienne, a w zimie zajmował się ilustracją książek, na przykład dla Naszej Księgarni. Współpracował też z Pallotinum, dla którego ilustrował Pismo Święte. Jedną z jego bardziej znanych prac jest obwoluta do Biblii Tysiąclecia, która już kilkadziesiąt lat funkcjonuje w kolejnych wznowieniach.

— Kiedy patrzę na twórczość pańskiego ojca, to mam wrażenie, że jest on symbolem pielgrzyma podążającego od świątyni do świątyni, po to, by pozostawiać w nich ślady swej twórczości.

Było coś takiego, bo ojciec traktował malarstwo poważnie. Uważał, że malarstwo musi nadać wnętrzu kościoła pewien charakter, nastrój, żeby można było się modlić, a myśl nie rozpraszała się na byle czym. Traktował to jako rodzaj wspomagania modlitwy innych ludzi.

— Co charakteryzuje twórczość sakralną Pani dziadka?

Dorota Łoskot-Cichocka: — Dziadek miał charakterystyczny styl, który widać w witrażach. Nie jest to tylko gra samymi światłami, czy nastrojem. Można powiedzieć, że jest to witraż ilustracyjny. Sceny zazwyczaj są to bardzo konkretne, jak choćby w witrażach z Otwocka, które przedstawiają historie z życia świętego Franciszka, albo witraże w kościele św. Teresy we Włochach pod Warszawą, które ilustrują kolejne dni stworzenia świata. Postacie są bardzo wyraziste, można powiedzieć, że trochę schematyczne, bo tego właśnie wymaga rysunek witrażowy. Ale są dobrze narysowane. Opierają się na prostych zasadach kompozycyjnych. Myślę w tej chwili o witrażu pasyjnym przedstawiającym Chrystusa na krzyżu w wielkim czerwonym kole. Jest to witraż w transepcie kościoła św. Wojciecha w Warszawie, który robi ogromne wrażenie. Bardzo też lubię, kiedy cały kościół jest zaprojektowany przez dziadka. Jest to pewna całość. Dziadek projektował też piękne drogi krzyżowe i to w różnych technikach. Jego prace charakteryzują kolory ciepłe — pomarańcze, czerwienie, dające w kościele piękną poświatę. Zawsze mówił, że o witrażu należy myśleć jako o filtrze światła do kościoła i w taki sposób go projektować.

— Czy to, że dziadek zajmował się tematyką religijną, w jakiś sposób wpływało na jego życie?

Dziadek był osobą mocno wierzącą. Myślę, że można by powiedzieć odwrotnie, to z jego wiary wynikała jego praca. Codziennie rano był na Mszy świętej i bardzo dobrze znał Pismo Święte. Gdy byliśmy dziećmi, opowiadał nam do snu piękne historie biblijne, tak jak się dzieciom opowiada bajki. Teraz myślę, że jedno i drugie wzajemnie się prowokowało, bo pracując nad witrażami, nad jakimiś postaciami świętych musiał zgłębić ich historię. I odwrotnie, znając ich historie, chętnie podejmował takie tematy. Dziadek zresztą pięknie o tym mówił, i miał takie głębokie przeczucie, że praca dla uświetnienia świątyni i na chwałę Pana Boga jest jedną z najpiękniejszych jakich można się podjąć. Wiele o tym rozmawialiśmy, gdy pracowaliśmy wspólnie. Dziadek wielokrotnie mi powtarzał, że dobry kościół, dobre wnętrze, dobra sztuka w kościele to jest coś, co może porwać człowieka, i co może sprawić, że może on się nawet nawrócić. Ja jestem bardziej na te sprawy wyczulona. Ale widzę po moich dzieciach, które są bardzo małe, że jeżeli wchodzimy do kościoła, gdzie jest piękna mozaika, piękny witraż, piękny wizerunek Matki Bożej, to one zawsze zwrócą na to uwagę. To ich jakoś porywa. Mam wrażenie, że w dziadka pracy to się jakoś splotło, i że on naprawdę zrobił kawał dobrej roboty dla Kościoła w Polsce.

— Czego nauczyła się Pani przy dziadku?

Dziadek na początku uczył mnie rysowania. Rysowaliśmy swoje portrety, w ten sposób przygotował mnie do egzaminu na akademii sztuk pięknych. Natomiast gdy studiowałam, i po studiach, pracowaliśmy wspólnie nad projektami sakralnymi do wnętrz kościelnych. Najczęściej przy bardzo dużych realizacjach, jak np. mozaika w kościele pw. św. Barbary w Warszawie, która ma ok. 130 metrów kwadratowych. Dziadek jako starszy człowiek nie dawał sobie już rady z taką dużą powierzchnią i wówczas miałam to szczęście, że mogłam mu pomagać.

— Czy był bardzo wymagający?

Był bardzo pracowity. Zaczynaliśmy wcześnie rano, pracowaliśmy do późnego wieczora, póki było światło. Przy dziadku nie było wolnych sobót, a prace trwały kilka miesięcy. Naprawdę bardzo dużo mnie to kosztowało, ale to było fantastyczne.

Zbigniew Łoskot — artysta malarz — żył w latach 1922—1997

Zajmował się rysunkiem, malarstwem, grafiką, ilustracją oraz malarstwem ściennym. Najwięcej miejsca w jego twórczości zajmują prace o tematyce religijnej. Można je oglądać w kościołach i kaplicach wielu miast Polski. Między innymi w Warszawie, Toruniu, Krakowie, Poznaniu, Białymstoku, Łomży i Częstochowie.

Swoje dzieła artysta prezentował na wystawach zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Nikt nie wie, ile tysięcy prac zostawił po sobie. Rodzina przymierza się do ich skatalogowania.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama