Kościół w sercu stepu

Rozmowa z kapłanem diecezji siedleckiej, pracującym w Kazachstanie

Polska - to dla mnie święto. Jest mi bardzo bliska i chętnie tam wracam. Ale mój dzień powszedni związany jest z Kazachstanem: parafią pośrodku stepu i żyjącymi tutaj ludźmi. Tutaj czuję się jak u siebie - mówi pochodzący z Radzynia Podlaskiego ks. Wojciech Matuszewski, od ponad 20 lat posługujący za wschodnią granicą Polski.

Za oknem mojego pokoju jak okiem sięgnąć - step. Spod śniegu wyzierają gdzieniegdzie kępy uschłej trawy. W tym roku grudzień wyjątkowo łagodny, nietypowy, ponieważ przyniósł go mało. Ale zimą to nie śnieg jest najgorszy ani liczba stopni mrozu na termometrze, tylko dokuczliwy wiatr. Bezlitośnie wyciąga wszystko ciepło z kościoła czy z domu. Kiedy nie ma wiatru, na dworze jest całkiem przyjemnie nawet przy 30-stopniowym mrozie. 10 stopni na minusie staje się trudne do zniesienia, gdy zaczyna wiać.

Droga na Wschód

Historia mojej posługi na Wschodzie jest dość prosta. Po czterech latach pracy w Polsce, na parafii, zostałem poproszony przez kolegów z tworzącego się Wyższego Seminarium Duchownego na Ukrainie o wparcie - brakowało kadry. Ruszyłem więc z pomocą. Kiedy minęło siedem lat, uznałem, że muszę zdecydować, co dalej.

Podjąć się pracy duszpasterskiej na Ukrainie? Nie uśmiechało mi się to, ponieważ byłbym wśród swoich wychowanków, będąc zmuszonym - mówiąc żartem - ciągle świecić przykładem...

Wrócić do kraju? Ale przecież tam jest komu pracować - porównywałem realia funkcjonowania Kościoła na Wschodzie z Kościołem w Polsce.

Może zatem Rosja? - przyszło mi na myśl. Miałem w pamięci braki kadrowe, z jakimi zmagali się moi koledzy księża pracujący w parafiach w Rosji, u których miałem okazję kilkakrotnie gościć podczas urlopów. Tak otworzył się przede mną kolejny rozdział. W Tobolsku spędziłem siedem lat. Kolejne pięć - w Omsku, do którego opuszczenia zostałem zmuszony. Kiedy urzędnicy cofnęli mi kartę stałego pobytu, pomyślałem, że pewnie pora zrezygnować z zagranicy. Ale właśnie wtedy odnalazł mnie abp Tomasz Peta, od 2003 r. stojący na czele kazachstańskiej archidiecezji Najświętszej Marii Panny w Astanie, i zapytał, czy byłbym gotów wesprzeć Kościół katolicki w Kazachstanie. Stwierdziłem, że skoro już umiem dobrze komunikować się po rosyjsku, pojadę tam na jakiś czas. W kwietniu 2015 r. przybyłem do Oziornego.

Oziornoje

Oziornoje to jedna z kilkunastu wiosek, które w 1936 i 1937 r. utworzyli na gołym stepie, na północy Kazachstanu, zesłani tutaj Polacy. Pierwszą zimę ludzie spędzili w namiotach. Przed kolejną - wykopali sobie ziemianki. Rok za rokiem musieli nauczyć się żyć w warunkach bardzo trudnych. I przyzwyczaić się do tutejszego klimatu. Większość dzieci i ludzi starszych z grupy zesłańców - zmarła. Młodzi, zdrowi, silniejsi - przetrwali i zaczęli w miarę normalnie żyć. Z biegiem lat w Oziornem powstał kołchoz, szkoła, wioska żyła. Tąpnięcie nastąpiło po rozpadzie Związku Radzieckiego. Upadł kołchoz, dlatego dzisiaj podstawowym problemem jest brak pracy. Szkoła jeszcze funkcjonuje - uczęszcza do niej ok. 50 dzieci, ale jej przyszłość jest pod znakiem zapytania. Zmagamy się też z problemami komunikacyjnymi - do asfaltowej drogi mamy 34 km.

Nawet gdy było to zabronione, Polacy z Oziornego zbierali się po domach w kilka rodzin, żeby razem się modlić. Kiedy w momencie rozpadu „Sowietskiego Sojuza” zobaczyli, że jest cień szansy na postawienie kościoła, przedstawiciele tutejszej wspólnoty pojechali do Moskwy. Tylko tutaj można było dostać pozwolenie na budowę kościoła. Miejscowe władze nigdy nie zgodziłyby się na taki krok. Otrzymali takie pozwolenie... Sami zaczęli budowę. Pierwszym proboszczem nowo utworzonej parafii Matki Bożej Królowej Pokoju był - przez pierwszych dziewięć lat jej istnienia - obecny abp. Depa. Pomógł dokończyć i wyposażyć kościół. W 1993 r. świątynia została konsekrowana. W 1994 bp Jan Paweł Lenga ogłosił Matkę Bożą Królową Pokoju główną patronką Kazachstanu i Średniej Azji. 11 lipca 2011 r. świątynia została oficjalnie ogłoszona Narodowym Sanktuarium Kazachstanu.

Znaki w historii

W 1941 r. w Oziornem miał miejsce tzw. cud ryb [25 marca, w święto Zwiastowania NMP, podczas nagłych roztopów na zachodnim krańcu wsi topniejąca woda wypełniła powierzchnię wyschniętego w przeszłości jeziora, w którym pojawiło się mnóstwo ryb; ludzie uznali to za cud, gdyż ryby uratowały ich od śmierci głodowej - przyp. red.]. Oprócz tego wydarzenia najcenniejszym znakiem jest dla mnie w historii parafii nieprzerwana adoracja Najświętszego Sakramentu. Od 21 lat, każdego dnia, od 10.00 do 18.00, płynie tutaj modlitwa. Biorąc pod uwagę fakt, że wioska liczy dzisiaj ok. 300 osób, z których nie wszyscy chodzą do kościoła, adoracja wymaga od ludzi naprawdę dużego wysiłku: na przeszkodzie staje płatająca niespodzianki pogoda; ludzie muszą uporać się ze swoimi obowiązkami, zrobieniem obrządku, dopilnowaniem dzieci itd. Pierwszym miejscem adoracji była niewielka kaplica w przedsionku kościoła. Kiedy cztery lata temu do Oziornego przekazano ołtarz wieczystej adoracji „Gwiazda Kazachstanu”, przeniosła się ona do kaplicy usytuowanej za prezbiterium. Czasami - przy okazji większych świąt, spotkań młodzieży, rekolekcji czy wizyty pielgrzymów - adoracja trwa całą dobę.

Na końcu świata

Parafia Matki Bożej Królowej Pokoju obejmuje tylko Oziornoje, ale posługuję także w okolicznych ośmiu wioskach. W polskich warunkach nazwane byłyby kaplicami dojazdowymi; tutaj - zapisane są jako oddzielne parafie. W lecie, kiedy droga jest w miarę dobra, do najbliższej wsi - Spychnoje mam 15 km. Najdalsza - Dmitrowki - w linii prostej oddalona jest od Oziornego ok. 54 km, ale zimą, gdy drogi przez step nie ma, trzeba jechać naokoło jakieś 70 km.

Specyfika tego miejsca polega na tym, że w naszym kościele nie ma ludzi przypadkowych czy nowych. W końcu do wioski w samym środku stepu nikt nie wstępuje przy okazji odbywania spaceru... Dlatego to, co w codziennej posłudze buduje mnie najbardziej, to dzieci, które dołączają do katechezy, czy ci wierni, którzy pogubili się w swoim życiu, ale na nowo odnajdują drogę do kościoła, do życia sakramentalnego.

Od czasu do czasu gościmy też pielgrzymów. Kazachstan jest krajem muzułmańskim, a Oziornoje - to wioska „na końcu świata”, dlatego nasze sanktuarium funkcjonuje inaczej niż kościoły tej rangi w Polsce. Tym bardziej cieszą nas wizyty ludzi „ze świata” i zainteresowanie tym miejscem.

Chleb nasz powszedni

Mieszkańcy Oziornego i pobliskich wiosek w ogromnej większości uważają się za Polaków. Szanują polskie tradycje. Ludziom młodym, tym ambitniejszym czy zdolniejszym, zależy na tym, by przyszłość związać z Polską. Np. w tym roku na studia wyjechały dwie osoby. Nie oznacza to, że myślą tak wszyscy. Mają świadomość tego, że są Polakami, ale też wiedzą, że zostaną tutaj, w Kazachstanie. To zdrowe poczucie polskości. Poza tym wyjazd do Polski to ogromna zmiana, ryzykowna i ambitna, wymagająca wysiłku.

Realia życia w Kazachstanie sprawiają, że duszpasterstwo ma tutaj inny wymiar. Nie ma mowy np. o grupach formacyjnych w postaci takiej, jaką znamy z Polski - cała moja parafia to jedna grupa formacyjna, dlatego że nasze wspólnoty są liczebnie niewielkie. W niedzielę w Oziornem do kościoła przychodzi ok. 70 osób. A i tak nie sposób nie czuć satysfakcji, widząc przy ołtarzu kilku ministrantów i śpiewający chór parafialny. W wioskach odbywa się regularna katecheza dla dzieci w grupach liczących od trzech do dziesięciu osób, działa też kilka kółek różańcowych. Jak na te warunki nie jest źle.

Na poddaszu domu parafialnego, akurat nad moim mieszkaniem - codziennie spotyka się młodzież. Zimą - nie mają żadnej alternatywy. Przychodzą tutaj, żeby napić się herbaty, pograć w ping-ponga i porozmawiać. To taka nieformalna wiejska świetlica, a w moim odczuciu - jedna z form dotarcia do ludzi. Nawet jak nie wszyscy chodzą do kościoła, to przy kościele się spotkają - to ważne.

Wspierajcie nas

W Kazachstanie ludzie żyją bardzo skromnie. Nie ma mowy o tym, by udźwignęli ciężar funkcjonowania parafii. Część środków finansowych otrzymujemy poprzez Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie istniejący przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski. Drugim źródłem są zbiórki organizowane przez księży w Polsce i datki od indywidualnych ofiarodawców. Pieniądze są w naszym wypadku przeznaczone na podstawowe zadania związane z duszpasterstwem: utrzymanie i ogrzanie kościoła, zakup węgla, którego na zimę potrzeba nam 100 ton, dojazd raz w tygodniu do każdej z podlegających naszej parafii wiosek, pomoc dzieciom przychodzącym na katechezę, utrzymanie ochronki, którą w Oziornem prowadzą siostry służebniczki.

W pierwszą niedzielę Adwentu rozpoczęliśmy przygotowania do jubileuszu 25-lecia budowy kościoła. Dlatego przed przypadającym 10 grudnia Dniem modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi na Wschodzie pragnę prosić czytelników „Echa” - o otoczenie modlitwą parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Oziornem.

NOT. LA
Echo Katolickie 49/2017

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama