Rodzice pogrążeni w traumie. To jest kolejna cena „zmiany płci” u dzieci

Ofiarami ideologii gender nie są tylko dzieci poddawane procesowi „tranzycji”. Równie dramatycznie cierpią ich rodzice – zagubieni, zastraszeni i pozostawieni samym sobie. Łzy, rozpacz, poczucie winy i paraliżujący lęk stają się codziennością matek i ojców, którzy patrzą, jak pod wpływem presji środowiska i klinik gender ich syn czy córka odrzuca własną tożsamość.

Jesienią 2021 roku dr Miriam Grossman, specjalistka zajmująca się problematyką gender, poprowadziła kilka internetowych spotkań dla rodziców dzieci deklarujących transpłciowość. Nie było jej łatwo dołączyć do już istniejących grup. Proces weryfikacji był długi i dokładny – nikt nie chciał wpuścić do środowiska osoby postronnej. Dlaczego? Ponieważ ci ludzie zwyczajnie się boją. Lękają się, że zostaną zwolnieni z pracy, nazwani transfobami, homofobami, czy nietolerancyjnymi fanatykami – tylko dlatego, że nie wiedzą, jak żyć z faktem, iż ich dziecko ogłosiło „zmianę płci”. Muszą spotykać się potajemnie, niczym spiskowcy.

Mimo wszystko Grossman udało się porozmawiać z rodzicami. Chciała ich wysłuchać, udzielić wskazówek, odpowiedzieć na pytania. W spotkaniu na Zoomie uczestniczyło wielu rodziców. Padały pytania: jak nazywać swoje dziecko, jakich zaimków używać, co powiedzieć młodszemu rodzeństwu? Jedna z matek siedziała na kanapie obok męża. Jej twarz była pozbawiona emocji, oczy szeroko otwarte. On milczał, jedynie patrzył, często mrugając. Ona zadała pytanie: „Wczoraj nasz syn powiedział nam, że jest naszą córką. Jak powinnam się czuć?”. Byli otępiali. Sytuacja miała charakter traumatyczny.

Dezorientacja rodziców transpłciowych dzieci

Rodzice znajdują się w szoku, gdy ich syn oświadcza, że jest córką. Córka – że jest synem. Inteligentne, wyróżniające się w szkole dziecko nagle przyjmuje nowe imię, twierdzi, że „zawsze tak się czuło”, używa innych zaimków, a szkoła o wszystkim wie i całkowicie wspiera te decyzje. Nauczyciele używają nowego imienia, dziecko korzysta z szatni odpowiadającej „wybranej płci”. Rodzice dowiadują się o wszystkim jako ostatni, a teraz muszą pilnować każdego słowa i gestu – bo jeden „błąd” może oznaczać utratę dziecka.

Zaczynają się wizyty w klinikach gender. Tam nie proponuje się żadnej terapii ani refleksji. Terapeutka od razu popiera pomysł jak najszybszej zmiany płci. Kiedy rodzice próbują protestować lub proszą o czas do namysłu, zostają zaatakowani – jako ci, którzy „nie wspierają dziecka”. Słyszą:

„Wasze dziecko czuje wewnętrzny niepokój i tylko blokery dojrzewania mogą mu pomóc. Jeśli nie okażecie wsparcia – może targnąć się na życie”.

W tym układzie to rodzice stają się wrogami własnego dziecka.

A przecież całe lata poświęcili mu swoją miłość i troskę: nocne wstawanie, karmienie, czuwanie podczas choroby, pomoc w nauce chodzenia i mówienia. Często rezygnowali z wymarzonej pracy, by zostać w domu, podejmowali dodatkowe obowiązki, by zapewnić dziecku wszystko, czego potrzebowało. I dziś słyszą, że nie okazują wsparcia.

„Najgorsze jest imię”

Szczególnie bolesny moment dla rodziców następuje wtedy, gdy syn lub córka – pod wpływem nowych znajomych czy ideologicznych treści z internetu – zmienia swoje imię. To imię, nad którym rodzice myśleli wiele godzin, czekając na narodziny dziecka albo na adopcję. Imię, które teraz zostaje odrzucone. A to dopiero początek.

Rodzice czytają w internecie o skutkach ubocznych „leków”, które ma otrzymywać ich dziecko: depresji, problemach z koncentracją, złym samopoczuciu, mdłościach, a ostatecznie – po operacji „zmiany płci” – o zdeformowanych narządach, bólu podczas współżycia czy nawet zwykłego oddawania moczu. Taki los czeka ich dziecko.

Rodzice pogrążeni w traumie. To jest kolejna cena „zmiany płci” u dzieci

Najgorsza jest jednak świadomość, że praktycznie nic nie mogą zrobić. Jeśli nie okażą tzw. wsparcia (rozumianego jako akceptacja tranzycji), dziecko ich odrzuci. Jeśli spróbują walczyć – mogą nawet stracić prawa rodzicielskie. Szanse na przekonanie syna lub córki do rezygnacji z tranzycji są minimalne, bo dziecko wspierają rówieśnicy, szkoła i kliniki gender. Rodzice zostają sami.

To prawdziwa trauma i tragedia. Podobnie cierpią ludzie, którzy stracili bliskich w wypadku czy samobójstwie. Tu jednak dziecko żyje, ale zostało im odebrane przez ideologię. To nie jest żadna równość, różnorodność ani akceptacja samego siebie. To destrukcja rodziny, która nie pozostawia po sobie ani jednej naprawdę szczęśliwej osoby.

Źródło: Fundacja Życie i Rodzina, Ratujzycie.pl

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama