A. Mari: Jan Paweł II był dla mnie niezapomnianym ojcem i przyjacielem

– Karol Wojtyła prawdziwie kochał ludzi, nie było w nim żadnego udawania, wszystko było spontaniczne. Dla mnie był niezapomnianym ojcem i przyjacielem – powiedział Arturo Mari, były długoletni osobisty fotograf św. Jana Pawła II, w wywiadzie dla rzymskiego dziennika „La Stampa”.

Według rozmówcy gazety ich przyjaźń rozpoczęła się jeszcze w czasach Soboru Watykańskiego II, którego ówczesny krakowski biskup pomocniczy był jednym z najmłodszych uczestników. Wyznał, że uderzyła go „dobroduszność i prostota, z jaką mówił on o takich wielkich sprawach jak np. zimna wojna”. Mari zaznaczył, że gdy był bardzo młody, interesowało go to, co się dzieje za żelazną kurtyną i wtedy mógł rozmawiać z młodym biskupem o wszystkim, z prawdziwą szczerością. „I tak tam w Watykanie rozkwitła przyjaźń, która trwała aż do ostatniej chwili, gdy poprosił, abym podszedł do jego łóżka i powiedział mi: «Arturo, dziękuję» w ostatnim dniu swego życia” – nie krył wzruszenia A. Mari.

Powiedział następnie, że Karol Wojtyła był dla niego „ojcem, który prowadził syna bez potrzeby udzielania mu rad”. Był on „człowiekiem fenomenalnym” i wszystko, co działo się w jego życiu: powołanie go na arcybiskupa, potem kardynała i w końcu wybór na Tron Piotrowy, nie zmieniło go, „pozostał takim samym Karolem, nie zmienił się ani jako człowiek, ani jako przyjaciel” – podkreślił rozmówca dziennika.

Zaznaczył, że papieża-Polaka cechowała skromność, naturalna prostota, miłość do bliźniego w każdym jego geście, w każdej rozmowie, promieniował spokojem, który nigdy go nie opuszczał. „Wziął mnie za rękę i poprowadził jak ojciec syna” – wspominał fotograf. Dodał, że nie było takiego problemu osobistego czy zawodowego, którego nie wyjaśniłby w dialogu. „Był zawsze stałym punktem odniesienia” – zauważył.

Zwrócił uwagę, że przyjaźń ta obejmowała także jego rodzinę i np. powołanie kapłańskie jego syna Giancarlo „dojrzewało spontanicznie w tym spokojnym klimacie”. Mari wspomniał, że któregoś dnia w ostatnich latach tego pontyfikatu, jego syn powiedział mu: „Żegnaj, tato, idę do seminarium”, a potem jako kleryk spotykał się z papieżem w Watykanie i w Castel Gandolfo.

Zdaniem byłego fotografa pogarszający się stan zdrowia Ojca Świętego stwarzał mu poważne problemy i bardzo cierpiał, „ale nigdy nie słyszałem, aby się skarżył”. Przyznał, że w czasie audiencji ogólnych pytał papieża, czy dobrze się czuje, na co zawsze słyszał twierdzącą odpowiedź. „Czasami tylko robił jakiś gest a ja mu mówiłem: «You are a strong man» (Jesteś mocnym człowiekiem). Później, gdy się modlił, zdawał się wychodzić ze świata” – dodał Mari.

Na pytanie, jak postrzega historyczne zmiany, których papież był głównym bohaterem, fotograf odparł, że „na własne oczy widziałem, jak historia przewraca kolejną kartę”. Rozpadła się żelazna kurtyna, „o której rozmawialiśmy na Soborze”, zawalił się Mur Berliński – wyliczał. Zwrócił uwagę, że świat zmieniał się z Janem Pawłem II, który był „wojownikiem, dużo walczył”. Ale był też żyjącym świętym, bo – jak zaznaczył rozmówca dziennika – „widziałem, że żył między ziemią a niebem”. Gdy stawał wśród ludzi, promieniował czułością, miał bardzo silną miłość do ludzi, brał na ręce dzieci, głaskał twarze wiernych z ojcowską czułością. Według Mariego „poezją było oglądanie jego gorliwości wobec bliźniego”.

Włoski fotograf zwrócił uwagę, że „nieopisanym urazem był zamach na Placu św. Piotra” [13 maja 1981]. On sam znajdował się wówczas na wyciągnięcie ręki od papieża, wszystko działo się na jego oczach i „do dziś nie wiem, jak znalazłem siłę, aby nadal robić zdjęcia”. Podkreślił, że „przełom historii powszechnej dokonał się na jego oczach i czułem, jak porywa mnie lawina”.

Dodał, że później w jego umyśle utrwaliły się tysiące niezwykle pięknych chwil z udziałem papieża, np. jego spotkania z Matką Teresą z Kalkuty: bawił się z nią, żartowali i łączyło ich bardzo szczególne uczucie, znajdowali własne sposoby wzajemnej czci. Ona mówiła do niego: „Holy Father” (Ojcze Święty), on gładził ją po twarzy, jak to się dzieje wśród członków rodziny i całował ją w czoło – wspominał Mari. „Dziś wyobrażam sobie ich spotkania w raju z tą samą uśmiechniętą świętością jak w Pałacu Apostolskim” – dodał.

Odnosząc się do jednego z przydomków papieża – „obieżyświat” – Mari zaznaczył, że były szczególne miejsca, w których Jan Paweł II wyrażał bardziej znacząco swe ogromne człowieczeństwo. „Ale wszystkie jego podróże były cudowne” – zauważył. Przyznał, że szczególnie wspomina jego intensywną pielgrzymkę do Częstochowy, aby złożyć hołd Maryi, której był wielkim czcicielem. „Dokądkolwiek się udawał, piękno każdej jego wizyty dawało się zauważyć w kontaktach z ludźmi, w emocjach indywidualnych i zbiorowych podczas Mszy sprawowanych na bezmiernych przestrzeniach z udziałem milionów osób, jak np. w Manili [styczeń 1995 – KAI]” – przypomniał mówca.

Na pytanie, do jakich zdjęć jest najbardziej przywiązany, Arturo Mari odpowiedział, że ma jeszcze w oczach ludzi wychodzących na ulice, aby pozdrowić papieża w najuboższych dzielnicach Kalkuty, wielkie tłumy w fawelach brazylijskich, papieża wchodzącego do domów, aby rozmawiać z rodzinami, obejmującego matki w kuchniach, zaglądającego do garnków i pytającego kobiety, co gotują, śmiejącego się i żartującego ze wszystkimi. „Jest to cyklon braterstwa i uczucia, którego środkiem był Karol Wojtyła. Był człowiekiem wykraczającym poza normy, przyjacielem jedynym, szczególnym” – zakończył rozmowę długoletni fotograf papieski.


kg (KAI/LaStampa) / Rzym

« 1 »

reklama

reklama

reklama