Ks. Adam Niewęgłowski: dla osób bezdomnych najcenniejsze jest to, że ktoś im poświęci czas i ich wysłucha 

Miłosierdzie wobec bezdomnego to nie jest danie mu jeść, rzucenie mu jak psu. Miłosierdzie wobec bezdomnego to jest usiąść z nim do posiłku, zjeść z nim posiłek, spojrzeć mu głęboko w oczy i wysłuchać tego, co on chce mi powiedzieć – mówi ks. Adam Niewęgłowski. 

Ks. Adam jest kapelanem w Mokotowskim Hospicjum Świętego Krzyża. Na co dzień pracuje z osobami w kryzysie bezdomności, które są ciężko chore lub niepełnosprawne. W „Studiu świadectw” opowiadał o odkrywaniu tego powołania i o tym, czego się uczy od osób bezdomnych.

Zauważył, że istnieją w naszym społeczeństwie pewne stereotypy dotyczące bezdomnych. 

„W naszym spojrzeniu bezdomność jest kojarzona z tym, że jesteśmy nieudacznikami, że jeżeli jestem bezdomny, to znak, że jestem całkowitą ciapą, nogą i sobie w ogóle nie radzę, i na pewno mam problem z alkoholem. Jak przyszedłem do mokotowskiego hospicjum, mieliśmy ok. 60 mężczyzn w ośrodku stacjonarnym. W luźnym rachunku ponad połowa miała wykształcenie wyższe. Spotykałem mecenasa, ludzi, którzy budowali hotele w Niemczech, ludzi, którzy mieli swoje firmy budowlane. Osoby naprawdę szanowane, wzięte, lubiane przez innych” – opowiadał. 

W ciągu rozmowy przytoczył wiele różnych historii, wśród nich pana Andrzeja, mecenasa, z którym się zaprzyjaźnił.

„W przypadku mecenasa Andrzeja połączyły się dwa nieszczęścia: kredyt w banku, który szalenie rósł, i choroba. 13 miesięcy spędził w szpitalu. Zostawiła go żona, wyjechała z dzieckiem. Trudno ją za to oceniać, bo tak naprawdę została sama, musiała spłacać kredyt i utrzymać dziecko. Kiedy wyszedł ze szpitala, nie miał wielkiej woli walki. Dla niego ważniejsze było, żeby usiąść i napić się piwa, bo to było sensem jego życia. Tak podsumowując, pan Andrzej mimo chorób i trudności, potrafił wyjść z bezdomności i zamieszkał w mieszkaniu socjalnym”.

Co więcej, jak opowiadał, pan Andrzej odnalazł także Boga i mimo kilku wcześniejszych związków cywilnych postanowił wziąć ślub kościelny. Przyjaźń ks. Adama i pana Andrzeja trwała aż do jego śmierci.

Jak opowiadał ks. Adam, każda historia jest inna i drogi do bezdomności są różne. Różne są także relacje osób bezdomnych z ich rodzinami.

„Z rodzinami jest ciężko, bo te zależności, które wtedy wynikły, kiedy oni byli jeszcze w miarę sprawni czy walczyli jeszcze ze swoimi słabościami, czasem powodują, że oni nie chcą ich znać. Dla mnie najboleśniejsze momenty są wtedy, kiedy ktoś umiera, szukamy rodziny, bo my nie możemy pochować, i ta rodzina nie chce” – mówił ks. Adam.

Ale, jak dodał, są też osoby, których rodziny się odzywają, chcą pomagać, tylko że osoby, które są w hospicjum, wolą w nim zostać. Zdają sobie sprawę, że to bardzo trudne opiekować się osobą chorą czy niepełnosprawną i nie chcą być ciężarem. 

Jak przyznaje ks. Adam, praca z osobami w kryzysie bezdomności wiele do nauczyła.

„Przede wszystkim szacunku do tych ludzi, których mam dookoła siebie, nieoceniania tego, kto w danym momencie jest w tym położeniu, bo łatwo nam przychodzi ocenianie, że bezdomny to łachudra, pijak. Ta rzeczywistość pokazuje co innego – żeby do każdego człowieka podchodzić z miłością i szacunkiem”.

Zdradził, że inspiracją są dla niego słowa kard. Konrada Krajewskiego o tym, czym jest miłosierdzie wobec bezdomnego. 

„Miłosierdzie wobec bezdomnego to nie jest danie mu jeść, rzucenie mu jak psu. Miłosierdzie wobec bezdomnego to jest usiąść z nim do posiłku, zjeść z nim posiłek, spojrzeć mu głęboko w oczy i wysłuchać tego, co on chce mi powiedzieć” – mówił kapelan. 

Podkreśla, że chociaż ta praca nie jest łatwa, to bardzo go rozwija.

„Cieszę się, że się tego nauczyłem i że ciągle się uczę, żeby nie przechodzić obojętnie obok osoby, która mnie o coś prosi, tylko żeby przy tej osobie być. Czasem jest ciężko, ale kiedy te skrajne przypadki proszą o pomoc, odkładam wszystko” – powiedział.

Dodał też, że niektórzy mogą to uważać za szalone, żeby być wśród bezdomnych, zwłaszcza wśród chorych i umierających. Podkreślił jednak, że to kocha to, co robi i daje mu to bardzo dużo radości. 

Zaznaczył również, że w pomocy osobom bezdomnym nie chodzi o dawanie rzeczy czy pieniędzy, ale o potraktowanie ich po ludzku, z życzliwością.

„Czasami boimy się zatrzymać przy tych osobach, bo nie wiemy, jak im pomóc. A wystarczy, że ich wysłuchamy, bo oni wiedzą, gdzie mogą dostać pomoc socjalną, wykąpać się, uprać ubrania. Tylko że brakuje im tego, co mamy w domu, czyli zainteresowania, miłości. Dla nich czymś najcenniejszym jest to, że ktoś poświęci im czas” – powiedział ks. Adam.

Bezdomność może dotknąć każdego z nas - świadectwo ks. Adama Niewęgłowskiego
Salve NET

Źródło: Salve NET
 

« 1 »

reklama

reklama

reklama