reklama

„Nie poszedłem tam z zamiarem zabicia”. Ruszył proces w sprawie zabójstwa księdza z Kłobucka

52-letni Tomasz J., oskarżony o zabójstwo ks. Grzegorza Dymka – proboszcza parafii NMP Fatimskiej w Kłobucku – przyznał przed sądem, że chciał okraść duchownego, zaprzeczył, by zamierzał go zabić. W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Częstochowie ruszył proces w sprawie tej zbrodni.

AS

dodane 15.12.2025 14:51

Ks. Dymek zginął w lutym br. podczas napadu na plebanię. Miał 58 lat. „Nie poszedłem tam z zamiarem zabicia” – oświadczył Tomasz J. tuż po odczytaniu zarzutów z aktu oskarżenia przez prokuratora Aleksandra Piekacza.

Składając wyjaśnienia 52-latek co chwilę płakał. Płacząc przeprosił też rodzinę ofiary. Zapewniał, że odczuwa ogromny ból. „W życiu bym nikogo nie skrzywdził, nawet zwierzęcia, a co dopiero drugiego człowieka” – przekonywał.

„Bardzo przepraszam, wiem że te słowa nic nie znaczą. Jest mi bardzo przykro, bardzo. Cały czas myślę o samobójstwie, bo nie mogę z tym żyć. W sercu mam pustkę i żal” – dodał Tomasz J. zwracając się do bliskich ks. Dymka.

Mówiąc o samym napadzie mówił, że zaplanował kradzież, bo miesiąc wcześniej usłyszał jak dwie panie w sklepie mówiły, że duchowny ma dużo pieniędzy i sejf. Chodziło mu to po głowie, bo, jak mówił, miał problemy finansowe i został oszukany. „Myślałem, że ksiądz się wystraszy, da mi te pieniądze” – mówił. Kiedy wszedł na teren plebanii, doszło do szarpaniny, napastnik i duchowny upadli na ziemię. J. założył na ręce księdza trytytki użył też taśmy, która owinął głowę kapłana. Kiedy usłyszał głosy przy budynku plebanii postanowił uciekać, został ujęty przez policję.

Tomasz J. był przed sądem pytany m.in. wykonywaną w przeszłości pracę, np. o to, czy był policjantem. Odpowiedział, że przez półtora roku w policji odbywał zastępczą służbę wojskową.

Na poniedziałkowej rozprawie sąd przesłuchał pierwszych świadków w tym procesie – m.in. braci zabitego księdza, którzy mają w procesie status oskarżycieli posiłkowych, a także policjantów, którzy brali udział w interwencji po zabiciu duchownego.

„Mój brat został zamordowany, zamęczony (...) To bestialski napad” – powiedział dziennikarzom jeszcze przed rozpoczęciem procesu jeden z braci zabitego księdza Andrzej Dymek. Przypomniał, że jego brat był powszechnie szanowany i ceniony w lokalnej społeczności. Podkreślił, że śmierć ks. Dymka traumą dla całej rodziny. „Brat opiekował się mamą, która jest niepełnosprawna. Nie mogła zostać na plebanii, musieliśmy ją zabrać, zorganizować jej nowe życie” – opisał.

„Nie możemy powiedzieć, że wybaczymy. Jaka kara? Ja bym się spodziewał najcięższej, jaka tylko jest możliwa w Polsce” – dodał drugi brat księdza, Przemysław. Według braci do napadu doszło, ponieważ ich brat na mszy ogłosił, że podczas kolędy zebrał 90 tys. zł.

Jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia ważyła się sprawa wyłączenia jasności procesu, za czym opowiadała się zarówno obrona, jak i oskarżyciele. Sąd się na to nie zgodził. Do procesu jako przedstawiciel społeczny został dopuszczony przedstawiciel Ordo Iuris.

13 lutego wieczorem dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Kłobucku odebrał zgłoszenie, że z garażu plebanii przy ul. Kochanowskiego słychać wołanie o pomoc i odgłosy walki. Przybyli na miejsce policjanci zauważyli mężczyznę w kominiarce, który przeskoczył przez płot i wsiadł do samochodu. Wtedy jeden z policjantów wyjął kluczyk ze stacyjki pojazdu i z pomocą innych mężczyzn obezwładnił kierowcę. W trakcie oględzin miejsca zatrzymania znaleziono czarną kominiarkę, trytytki, sekator i przedmiot przypominający pistolet.

Po wejściu do garażu policjanci zauważyli leżącego na podłodze księdza ze skrępowanymi rękami oraz owiniętymi taśmą streczową ustami i nosem. Wezwany na miejsce lekarz stwierdził zgon duchownego. Przeprowadzona później sekcja zwłok wykazała, że przyczyną jego śmierci było uduszenie.

Jak wynika z ustaleń śledztwa, na chwilę przed napadem Tomasz J. wszedł do otwartego garażu plebanii. Proboszcz został zaatakowany, gdy wjechał do garażu. Jak opisywała prokuratura, ksiądz bronił się i wzywał pomocy, został przewrócony przez sprawcę na podłogę. Następnie Tomasz J. skrępował jego ręce trytytkami i owinął głowę mężczyzny taśmą streczową, co uniemożliwiło mu oddychanie. Potem sprawca przeszukiwał budynek plebanii, szukając pieniędzy i innych wartościowych przedmiotów.

Z zebranych w śledztwie dowodów wynika, że na krótko przed zabójstwem proboszcz zebrał od wiernych w formie datków znaczną kwotę pieniędzy. Jak podawały media, podczas mszy ksiądz podsumował dary zebrane w trakcie kolędy i poinformował, że było to 80 tys. zł.

Prokuratura przedstawiła Tomaszowi J. zarzut zabójstwa duchownego i usiłowania rozboju na jego szkodę. Podczas śledztwa Tomasz J. przyznał się do zarzucanej mu zbrodni i odmówił złożenia wyjaśnień. Po przedstawieniu zarzutów został aresztowany.

Po przeprowadzonej obserwacji Tomasza J. biegli lekarze wydali opinię sądowo-psychiatryczną, z której wynika, że mężczyzna był w chwili popełnienia zarzucanego mu przestępstwa poczytalny i może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Biegli w opinii stwierdzili także, że w czasie obserwacji podejrzany próbował symulować objawy zaburzeń psychicznych. Tomasz J. nie był wcześniej karany, teraz grozi mu od 15 do 30 lat więzienia albo dożywocie.

Źródło: Logo PAP

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama