„Podejmę kroki prawne, by odzyskać dziecko, ponieważ mam trzyletnią Lenę i na pewno nie zostawię tak śmierci mojego syna” – powiedziała Magdalena W. po opuszczeniu aresztu śledczego. Jej dotychczasową karę zamieniono na dozór elektroniczny. 22-letnia kobieta chce ukarania osób, które były obecne przy śmierci jej czteromiesięcznego dziecka.
Magdalena W., matka czteromiesięcznego Oskara, który zmarł w rodzinie zastępczej, opuściła areszt śledczy na warszawskim Grochowie. Komisja penitencjarna zgodziła się na dalsze odbycie kary pozbawienia wolności w systemie dozoru elektronicznego. Ze słów kobiety wynika jednak, że wyjście na wolność nie oznacza, iż wróci do niej trzyletnia córka. 22-letnia matka zamierza walczyć o odzyskanie dziecka.
„Podejmę kroki prawne, by odzyskać dziecko, ponieważ mam 3-letnią Lenę i na pewno nie zostawię tak śmierci mojego syna – Oskara. Moim zdaniem ta osoba, która zajmowała się w tamtym momencie moim synem, powinna trafić do aresztu śledczego, do jakiegoś zakładu karnego o zaostrzonym rygorze”.
– mówiła na gorąco Magdalena W. telewizji wPolsce 24. Jak dodała, w całej sytuacji najtrudniejszy był dla niej pogrzeb Oskara.
Jak zaznaczyła, dziecko nie musiało być odbierane rodzinie.
„Mogli zostawić dziecko pod opieką babci, a to się nie stało – zauważyła. – Oni sami (policja - red.) zdecydowali o tym, że mi zabiorą te dzieci do rodziny zastępczej, gdzie dokładnie po czterech dniach, od kiedy trafiłam do aresztu, dowiedziałam się, że mój syn zmarł i jeszcze nie wiadomo, w jakich okolicznościach do tego doszło".
Wbrew kodeksowi
Sprawa Magdaleny W. i jej dzieci zszokowała opinię publiczną w Polsce.
W połowie maja kobieta została zabrana z domu do zakładu karnego z powodu niepłaconych mandatów. Jej dwoje dzieci trafiło do pieczy zastępczej – każde w inne miejsce, choć Kodeks rodzinny i opiekuńczy wyraźnie nakazuje umieszczanie rodzeństwa razem (art. 112).
Czteromiesięczny Oskar zmarł po kilku dniach z niewyjaśnionego jak dotąd powodu. Sekcja zwłok wykazała cechy niewydolności krążeniowo-oddechowej. Nie stwierdzono zachłyśnięcia się lub urazu.
Jak bandyta
Kobieta dostała przepustkę na pogrzeb dziecka, ale doprowadzono ją tam w stroju więziennym i kajdankach zespolonych, czyli skuwających ręce i nogi, stosowanych zwykle wobec najgroźniejszych przestępców.
Służba Więzienna poinformowała, że w związku z wątpliwościami dotyczącymi prewencyjnego użycia środków przymusu bezpośredniego wobec Magdaleny W. podczas uroczystości pogrzebowej dyrektor generalna SW płk Renata Niziołek zleciła kontrolę wewnętrzną. Wykazała ona nieprawidłowości w zakresie realizacji czynności konwojowych.
Sprawę matki doprowadzonej na pogrzeb dziecka w kajdankach bada też rzecznik praw obywatelskich.
Wcześniej śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci czteromiesięcznego chłopca wszczęła Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Południe.
Samo się
„To tragedia, ale niezawiniona” – skomentowała sprawę czteromiesięcznego Oskara szefowa MRPiPS Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Dodała, że jak wynika z informacji resortu, nie mamy do czynienia z nieprawidłowościami ze strony np. rodziny zastępczej czy centrum pomocy rodzinie.
„Nie jest tak, że zawsze rodzina biologiczna stwarza odpowiednie warunki do tego, żeby zaopiekować się dziećmi w sytuacji zatrzymania matki” – przekonywała.
Źródło: wpolityce.pl
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.