Wychowywać...ale jak?

Czego można nauczyć się w „Szkole dla rodziców i Wychowawców”?

Jak wychowywać dzieci - łagodnie czy surowo? Pobłażać i ułatwiać życie, czy od najmłodszych lat obciążać obowiązkami, stosując przeróżne zakazy i nakazy? Każda decyzja dotycząca wychowania człowieka jest trudna, bo trzeba ją podjąć, nie mając gwarancji, że będzie dobra...

Wychowanie dziecka z pewnością nigdy nie było łatwe, ale dla współczesnych rodziców to zadanie szczególnie trudne. Postęp cywilizacyjny, media, wirtualna rzeczywistość, konsumpcyjny styl życia - to wszystko sprawia, że trzeba mocować się z problemami, o których naszym dziadkom nawet się nie śniło. Po epoce oświeconej dyktatury wychowawczej dr. Benjamina Spocka, propagatora tzw. bezstresowego wychowania, nastał dzisiejszy chaos dobrych rad. Czy z dziesiątków podręczników, które o ojcostwie i macierzyństwie piszą jak o nauce paralotniarstwa lub wędkowania, wyłania się jakaś jednolita teoria? I czy mogłaby odnaleźć się w niej coraz bardziej zniechęcona do macierzyństwa Polka, wciągając w to jeszcze bardziej przestraszonego perspektywą ojcostwa Polaka? I czy w ogóle można nauczyć się bycia dobrymi rodzicami?

Kochać i wymagać

- Nie ma idealnej recepty - twierdzi Marta Majek, pedagog, realizator „Szkoły dla rodziców i wychowawców” działającej przy Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej przy ul. Kleberga w Siedlcach, a prywatnie mama czwórki dzieci. - Najbardziej uniwersalną zasadą jest przekazanie miłości. Postępujmy według niego, a więc kochajmy i jednocześnie wychowujmy, obserwując i dobierając do dziecka indywidualne metody. Każdy z nas jest inny, dlatego to, co dobre dla jednej osoby, dla drugiej może być wręcz szkodliwe. Poza tym budujmy więź z naszą pociechą, by - nawet gdy postąpi źle - wiedziała, że może na nas liczyć - dodaje.

Najważniejszy jest cel

M. Majek zwraca uwagę, że najważniejsze jest postawienie sobie konkretnego celu, o czym warto pomyśleć jeszcze przed urodzeniem dziecka, a następnie dobór właściwych metod. - Niektórzy rodzice myślą o wychowaniu tylko doraźnie. Zależy im tylko, aby pociecha była grzeczna, cicha, mało się odzywała i dobrze jadła. Potem jednak dziwią się, że wyrósł im pulchny młody człowiek, który nie potrafi zawalczyć i zadbać o siebie - zauważa.

Kiedy pytam, jak radzi sobie z własną czwórką, odpowiada, iż wraz z mężem nie stosują kar, opierając się na regulaminowych i naturalnych konsekwencjach. Jednak nie zawsze tak było. - Kiedyś byłam przekonana, że surowe wychowanie z karami, które miały być rezultatem złego zachowania, jest słuszne. Po pewnym czasie zauważyłam, że syn wprawdzie słuchał, ale nie było w nim refleksji nad zachowaniem, zaczął też „kręcić”, bojąc się powiedzieć prawdę. Po drugie kara często była wyrazem mojej złości na dziecko. Tak naprawdę służyła nie do tego, by mu pomóc... ale sprawić przykrość - wyznaje szczerze M. Majek. - Wtedy przyszła refleksja, że Bóg mnie kocha, daje mi to, co dobre, a zło, jakie mnie spotyka, to konsekwencja zachowania mojego lub innych ludzi. Dlaczego zatem sprawiam przykrość swojemu dziecku? - opowiada. Zaczęła szukać innych metod. Zrozumiała bowiem, że musi zmienić sposób myślenia z „karzącego” na „pomagający”. - Zupełnie inaczej brzmi „Zaspałeś do szkoły. Za karę idziesz spać o 21.00” niż „Ciężko ci było rano wstać, spóźniłeś się na lekcje. Potrzebujesz więcej snu, dlatego dziś położysz się o 20.00”. Po pierwszej wypowiedzi u dziecka pojawi się złość na niesprawiedliwego rodzica, który chce ukarać. Przy drugiej - jeśli, oczywiście, towarzyszy jej myślenie o dobru pociechy, a nie ochota, by dać jej nauczkę - nie odczuje złości opiekuna, tylko jego troskę. Ważne jest też obserwowanie dziecka i zastanowienie się, dlaczego ono zachowuje się tak, a nie inaczej - tłumaczy, dodając, iż w ielu rodziców chce dobrze, a przede wszystkim z miłością wychować dzieci, ale nie wie, jak to zrobić. - Mi pomogły warsztaty pn. „Szkoła dla rodziców i wychowawców”. Program ten powstał na podstawie kultowej książki Adele Faber i Elaine Mazlish pt. „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”. Dzięki pewnym wskazówkom zaczęłam bardziej rozumieć moje dzieci, ich zachowanie, a co najważniejsze: poznałam sposoby rozwiązania konkretnych sytuacji. Są to metody oparte na szacunku do drugiego, oparte na personalistycznej wizji człowieka - wyjaśnia M. Majek. - Kiedy myślimy o dzieciach jako o osobach stworzonych na obraz i podobieństwo Boga, musimy postępować tak, aby uszanować w nich godność dziecka Bożego. „Szkoła dla rodziców” daje takie możliwości - zapewnia pedagog.

Rodzice w szkole

„Szkoły dla rodziców i wychowawców” istnieją w Polsce prawie od 20 lat. Działają przy poradniach psychologiczno-pedagogicznych, parafiach itd. Kiedy warto skorzystać z pomocy specjalistów? - Zawsze - odpowiada bez zastanowienia M. Majek, zaznaczając, iż szkoła jest szczególnie dla tych, którzy pragną lepiej zrozumieć swoje dzieci, skutecznie się z nimi porozumiewać i praktycznie wprowadzać w życie swojej rodziny ideę wzajemnego szacunku, rozwiązywać nieuchronne między światem dorosłych i dzieci konflikty w sposób budujący, stworzyć głębszą więź rodzinną.

Pedagog przyznaje, iż chętnych jest wiele. Zgłaszają się zarówno osoby, które widzą, że ich relacje z dziećmi się psują, jak również chcący utwierdzić się w przekonaniu, że droga wychowawcza, jaką obrali, jest słuszna. - „Szkoła dla rodziców i wychowawców” to program profilaktyczny, rozwijający umiejętności wychowawcze. Przeznaczony jest dla rodziców dzieci w każdym wieku, dla osób bezdzietnych, które np. pracują z młodzieżą, a także dla przygotowujących się do roli przyszłej mamy lub przyszłego taty.

Dlaczego warto?

- Warto pamiętać, że w kwestii wychowania nie musimy polegać tylko na intuicji i doświadczeniu wyniesionych z własnej rodziny. Możemy się kształcić, zdobywać pewne umiejętności. Taką możliwość daje właśnie „Szkoła dla rodziców i wychowawców”, gdzie można dowiedzieć się m.in., jak budować rodzinne więzi - tłumaczy M. Majek, uzupełniając, iż głównym celem programu jest wspieranie rodziców i wychowawców w radzeniu sobie w codziennych kontaktach z dziećmi i młodzieżą. - Nauka umiejętności lepszego porozumiewania się, refleksja nad własną postawą wychowawczą, wymiana doświadczeń - to małe kroki ku głębszej relacji dającej zadowolenie i poczucie wzajemnej bliskości. Dlatego warto skorzystać z tych warsztatów - namawia pedagog.

Szacunek i dialog

Czego konkretnie można dowiedzieć się w „Szkole dla rodziców i wychowawców”? Rozpoznawania, wyrażania i akceptowania uczuć zarówno swoich, jak i dziecka, okazywania zrozumienia i wsparcia w trudnych chwilach, wyrażanie oczekiwań i wymagań w taki sposób, aby były one chętniej respektowane przez naszą pociechę. Wielu z pewnością zainteresuje tematyka wspierania dziecka w procesie usamodzielniania się. Rodzice znajdą też odpowiedź na pytanie, jak chwalić czy rozwiązywać konflikty bez uciekania się do stosowania siły.

- Spotykamy się raz w tygodniu. Zajęcia odbywają się w małych grupach i mają charakter warsztatowy. Składają się z omówień i wprowadzeń teoretycznych, ale istotą są ćwiczenia. Uczestnicy mają możliwość wczucia się w sytuację dziecka, wyobrażenia sobie, co ono czuje w danych okolicznościach. Dzięki temu rodzic może nauczyć się reagować w sposób dostosowany do konkretnych warunków. Bardzo ważną rzeczą, którą cenią rodzice, ale również my, prowadzący, jest wymiana doświadczeń, dzielenie się swoimi kłopotami i pomysłami radzenia sobie z nimi. Jednak najistotniejsze, że „Szkoła dla rodziców i wychowawców” uczy budowania relacji w duchu opartym na wzajemnym szacunku podmiotowości i dialogu - zapewnia M. Majek.

MD
Echo Katolickie 38/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama