reklama

Czy to Anioł Stróż przyszedł wtedy z pomocą?

Te dwie historie wydarzyły się na prawdę i w obydwu ogromna wdzięczność należy się Aniołowi Stróżowi. Ksiądz – niczym św. Piotr w Dziejach Apostolskich – opuścił cudownym sposób bolszewickie więzienie. Druga historia wydarzyła się w konfesjonale. O interwencjach Anioła Stróża pisze w najnowszym felietonie o. Jacek Salij OP.

o. Jacek Salij OP

dodane 10.11.2025 14:10

Sami bohaterowie opisanych tu obu wydarzeń mi o nich opowiedzieli. Zarazem żaden z nich nie oczekiwał, że podzielę ich wiarę w cudowny wymiar tych wydarzeń. O wydarzeniu pierwszym opowiedział mi ks. Aleksy Styczek, proboszcz mojego dzieciństwa oraz – o tym dowiedziałem się dopiero jako człowiek już dorosły – Ukrainiec i kapłan greckokatolicki. 

W marcu 1946 r. bolszewicy kazali się stawić wszystkim księżom greckokatolickim do Lwowa. Dopiero tam księża zorientowali się, że znaleźli się na zbójeckim synodzie, zorganizowanym przez NKWD przy współpracy, niestety, Cerkwi prawosławnej. Ogłoszono im, że wreszcie przyszła wolność, nie musicie już być katolikami, możecie być tymi, kim naprawdę chcecie, czyli prawosławnymi. 

Wyprowadzenie z więzienia

„Straszno było patrzeć – opowiadał ksiądz Styczek z charakterystycznym dla siebie ukraińskim akcentem – na tych »apostołów«, co to z naganami za pasem nas wtedy otoczyli. Ja już za dobrze ich znał, żeby zwracać na siebie uwagę, ale ja musiał chyba mieć na twarzy jakiś smutek. Bo podchodzi do mnie takich dwóch i mówią mi: „batiuszka idzie z nami”. Zawieźli mnie do więzienia. Księżulku kochany (po moich święceniach zawsze tak się do mnie zwracał), ja Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego wzywam na świadka, że to, co mówię, to jest prawda. Otóż ja jestem w tym więzieniu, sam jeden, w drzwiach celi jest taki ogromny, ogromny zamek. No to ja palcem przy tym zamku poruszał, a drzwi się otworzyły. No to ja wyszedł. Idę korytarzem więzienia, żołnierz stoi tu, żołnierz tam – a ja idę... I proszę sobie wyobrazić: ja wyszedł z bolszewickiego więzienia i nikt mnie nie zaczepił. Miał ja tyle rozsądku, żeby nie wracać na parafię. Nawet z mamą nie odważyłem się pożegnać, i już nigdy nie miałem jej zobaczyć”.

A jednak nie była to powtórka z cudownego wyprowadzenia z więzienia, o jakim czytamy w Dziejach Apostolskich. Apostoł Piotr początkowo – ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że takie wydarzenie po prostu nie miało prawa zaistnieć – „nie wiedział, czy to, co czyni anioł, jest rzeczywistością; zdawało mu się, że to widzenie” (Dz 12,9). Ksiądz Styczek od początku nie miał wątpliwości, że to wszystko dzieje się naprawdę, nie w widzeniu. Natomiast pomocy swojego anioła stróża mógł się jedynie domyślać. Gdybym jego przeświadczenia nie podzielał, w ogóle o tym wydarzeniu teraz bym nie wspominał.

A ze mną ile masz dzieci?

O wyratowaniu z sytuacji poniekąd jeszcze bardziej beznadziejnej opowiedział mi kiedyś – było to chyba w lipcu 1973 r. – proboszcz warszawskiej archikatedry, prałat Jerzy Baszkiewicz: „Wychodzę z konfesjonału i zatrzymuje mnie kobieta, sprawiająca wrażenie osoby wiarygodnej, i krzyczy na mnie: „Wreszcie ciebie znalazłam. Dwoje dzieci zmajstrować to potrafiłeś, ale żeby na nie łożyć, to ciebie nie ma”. Najbardziej zabolało mnie to, że dwie moje dobre znajome spojrzały wtedy na siebie znacząco. Nie miałem wątpliwości, że chociaż jestem naprawdę niewinny, z niesprawiedliwą plotką już sobie nie poradzę”.

„Ale wtedy – kontynuował swoje opowiadanie ksiądz prałat – pojawił się jakiś nieznany mi ksiądz, ode mnie starszy, i zwraca się do tej kobiety: »A ze mną ile masz dzieci?« Ona na to: „Z tobą? Pięcioro”. Prałat zrozumiał, że jest uratowany. Rozgląda się, żeby nieznajomemu księdzu podziękować. Ale zniknął, tak jakby w ogóle go nie było. Prałat Baszkiewicz był głęboko przekonany, że to Anioł Stróż w ten sposób przyszedł mu z pomocą.

Modlitwa spowiednika 

Tak klerykalny felieton wypada też klerykalnie zakończyć. Mianowicie ufam, że niejednego z nas poruszy „Modlitwa spowiednika”, jaką do swojego Anioła Stróża zanosił ksiądz Jan Twardowski:

Aniele Boży, Stróżu mój,
spowiednik ze mnie lichy,
więc gdy spowiadam, wspomóż mnie,
jak na obrazkach cichy. 
Jeśli przypadkiem która z dusz
przy stule mej uklęknie – 
anielskie swoje ręce złóż,
modląc się przy nas pięknie.
I uproś, bym jej w końcu dał
to, co najbardziej drogie – 
tak odszedł, aby mogła być
sam na sam z Panem Bogiem.

Ksiądz Twardowski – jak to on – prostym słowem napisał jeszcze na temat Anioła Stróża coś nieoczekiwanie głębokiego. Oto jego wiersz pt. „Zmieniły się czasy”:

Nazywamy go brzydko stróżem
karzemy mu stać, pilnować
używamy jak chłopca na posyłki
kto z nas mu rękę poda
pożałuje, że ma skrzydła za duże
sumienie tak czyste, że niewygodne
kolor biały całkiem niepraktyczny
życie obce, bo bez pomyłek
miłość niecałą – bo bez umierania
kto z nas go obejmie za szyję
słuchaj – powie – zmieniły się czasy
teraz ja cię światem ukryję.
 

 

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama