Nie my tworzymy Kościół. Jesteśmy w Kościół wszczepieni

„Bez kapłaństwa i Eucharystii tak naprawdę nie mamy do czynienia z Kościołem – czyli z Mistycznym Ciałem Chrystusa, a co najwyżej ze wspólnotą ludzi dającą w jakiejś mierze posłuch Ewangelii” – pisze o. Jan P. Strumiłowski OCist.

Celem chrześcijaństwa jest pojednanie człowieka z Bogiem. Pojednanie to jest konieczne ze względu na skutki grzechu pierworodnego, spośród których najistotniejszym jest właśnie zerwanie relacji z Bogiem. Zatem Wcielenie i zbawcza Ofiara Chrystusa miały za cel pojednanie. Słusznie więc wskazuje się, że w Kościele nie chodzi o automatyczne spełnianie praktyk, ale chodzi o relację, a konkretnie o relację miłości. Z tego względu w ostatnich dziesięcioleciach popularne stało się podkreślanie wagi osobistej relacji z Chrystusem.

W niektórych wypowiedziach tego rodzaju jednak już od jakiegoś czasu dało się wyczuć ich nieco antyklerykalny wydźwięk. Chrześcijanin nie może polegać na praktykach „oferowanych” przez kapłanów. Chodzi bowiem o osobistą relację. I rzeczywiście kapłan nikogo czarodziejską siłą nie zbawi. Nie wystarczy uczestniczyć w obrzędach, ale należy się osobiści zaangażować. W wypowiedziach słusznych zaczęło wybrzmiewać jakby ukryte założenie, że „osobisty” oznacza także „bezpośredni”. Jeśli osobiście mam zjednoczyć się z Bogiem, to muszę zjednoczyć się ja sam i nie mogę tego przenieść na posługę nikogo innego. To przeświadczenie zaś od niedawna zaczyna być wyrażane wprost.

I pojawiają się takie wypowiedzi, w których mówi się, że chrześcijanin posiada bezpośrednią relację z Bogiem. Co więcej takie wypowiedzi pojawiają się już w jawnie antyklerykalnej kampanii. Czy jednak rzeczywiście twierdzenie o bezpośredniej relacji jest katolickie?

Dla wielu może ono trącić duchem protestantyzmu. W protestantyzmie rzeczywiście jest tak (mówiąc w wielkim uproszczeniu), że człowiek nawiązuje bezpośrednią, to znaczy bez żadnych pośredników, relację z Chrystusem. Człowiek jest adresatem Słowa Bożego. Odpowiedź na to Słowo nazywana jest wiarą. Wiara zaś jest aktem zaufania Chrystusowi. Zatem na tej relacji wiary opiera się wszystko. I wszystko jest od niej zależne. Kościół na przykład, a właściwie zbór jest skutkiem tego zwołania. Jest zbiorem jednostek, które poprzez indywidualną wiarę tworzą wspólnotę. Zatem wiara, bezpośrednia relacja, jest bardziej pierwotna aniżeli instytucja Kościoła. Duszpasterz zaś jest jedynie pełniącym funkcję we wspólnocie. Czy tak samo rzeczy mają się w katolicyzmie?

Doktryna katolicka mówi nam, że nikt nie ma przystępu do Ojca za wyjątkiem Syna. Tylko Syn zna Ojca. Tylko jednorodzony, który jest w Jego łonie, zna Boga. Dla jedności z Bogiem konieczna jest wspólna z Nim natura. Dlatego tylko Chrystus, posiadający naturę Boską zna Ojca. Syn przyjmując ludzką naturę pojednał człowieka z Bogiem, ale mówiąc ściśle, we wcieleniu zrobił to względem jednej, jedynej osoby. W jaki zatem sposób inni ludzie mogą mieć przystęp do Ojca? Przecież ludzie nie posiadają natury Boskiej. I właśnie z tego względu dla pojednania z Bogiem konieczny jest Kościół, który nie jest tylko zgromadzeniem wierzących, ale który jest Mistycznym Ciałem Chrystusa i Jego Oblubienicą, z którą Chrystus zjednoczył się tak ściśle, że stanowią jedno Ciało.

Zatem Kościół w pewnym sensie uczestniczy w naturze Chrystusa, a przez to człowiek, który jest w Kościele jest w Chrystusie. Kościół pełni zatem funkcję pośredniczącą. Człowiek ma przystęp do Boga w Kościele, gdyż będąc w Kościele jest de facto w Chrystusie, w Jego Ciele i ma udział w Jego naturze.

Nie oznacza to, że w Kościele natura ludzka przekształca się w naturę Boską, ale w Kościele, człowiek ma udział w naturze Boskiej Chrystusa. Dlatego podczas liturgii możemy zwracać się do Ojca przez Chrystusa i w Chrystusie. Kościół więc jest istotowo uprzedni względem indywidualnej relacji chrześcijanina do Boga. To Kościół jest zjednoczony z Chrystusem, uczestniczy w Jego życiu, a chrześcijanin ma udział w tym misterium właśnie przez fakt wszczepienia w Kościół. Kościół nie jest więc wytworem wspólnoty i jej emanacją, ale jest miejscem jej urzeczywistnienia. To nie my tworzymy Kościół, ale jesteśmy w Kościół wszczepieni, tworząc w ten sposób jedno Ciało. Z tego względu, jak świadczy o tym Tradycja, nie jest możliwe odejście od Kościoła i jednoczesne zachowanie relacji z Chrystusem. Odejście od Kościoła jest aktem autoamputacji z Ciała Chrystusa.

W takim obliczu skandalem są optymistyczne reakcje na coraz częstsze apostazje, w których mniema się, że ktoś odchodzi jedynie od instytucji, albo beztroskie mniemanie, że Kościół nie jest jedyną konieczną drogą do zbawienia.

Ponadto Kościół posiada konkretne środki umożliwiające nam uczestniczenie w relacji z Bogiem. Są to mianowicie sakramenty, szczególnie sakramenty wtajemniczenia chrześcijańskiego, oraz posługa kapłańska.

Sakramenty są aktami samego Chrystusa w Jego Mistycznym Ciele. Jednoczą nas one z Chrystusem coraz głębiej albo przywracają utraconą jedność. Chrzest jest wszczepieniem w Chrystusa i Jego Misterium. Bierzmowanie głębszym obdarowaniem Jego Duchem. Eucharystia zaś, jak sama nazwa mówi, jest komunią, istotowym zjednoczeniem. Jak wiemy, Eucharystia nie może istnieć bez kapłaństwa. Sugerowanie więc, że każdy chrześcijanin ma bezpośrednią relację z Chrystusem w taki sposób, że kapłaństwo właściwie jest tylko jedną z wielu funkcji, jest ogromnym fałszem.

Bez kapłaństwa i Eucharystii tak naprawdę nie mamy do czynienia z Kościołem – czyli z Mistycznym Ciałem Chrystusa, a co najwyżej ze wspólnotą ludzi dającą w jakiejś mierze posłuch Ewangelii. Bez kapłaństwa nie możemy pojednać się z Bogiem, kiedy przez grzech ciężki utracimy jedność z Nim.

Kapłaństwo jako sakrament jest zatem dla pojednania z Bogiem czymś szczególnym. Św. Paweł jasno podkreśla, że apostołowie i ich następcy zostali ustanowieni, aby pełnić posługę jednania w imieniu jakby Boga samego. W istocie bowiem kapłaństwo nie jest wyposażeniem w jakieś magiczne moce i władzę dającą przystęp do Boga, ale kapłaństwo jest sakramentalnym wszczepieniem człowieka w osobę i dzieło Chrystusa-Arcykapłana. Z tego względu kapłan uobecnia i ponawia w Kościele Misterium Chrystusa. Kiedy Kapłan odprawia Mszę, to nie jest to ofiara inna od tej, którą Chrystus złożył na Kalwarii. To jest dokładnie ta sama Ofiara – ta sama jednostkowo i substancjalnie, która zostaje faktycznie złożona (ponowiona – ale nie złożona powtórnie) podczas liturgii. Jeśli więc chodzi o Mszę, to jest to dokładnie ta sama Ofiara, która miała miejsce dwa tysiące lat temu, dokonywana przez tego samego Arcykapłana – Chrystusa. Jest to ofiara, która jest jedynym i niepowtarzalnym aktem pojednania człowieka z Bogiem, a dzięki pośrednictwu Kościoła w posłudze kapłańskiej może ona stać się naszym udziałem.

Zatem twierdzenie jakoby chrześcijanin miał bezpośredni przystęp do Boga jest po prostu błędne. Nasza relacja ma być osobista, ale nigdy nie będzie bezpośrednia. Zawsze odbywa się za pośrednictwem Chrystusa, w Kościele, który jest Jego Ciałem, przez posługę kapłanów działających w Jego osobie, poprzez włączenie nas w rzeczywistość samego Misterium Zbawiciela, ponawiającym się w sakramentach.

Sugerowanie więc, że relacja chrześcijanina jest bezpośrednia, a posługa kapłańska jest tylko jedną z wielu różnorodnych funkcji w Kościele jest błędne i szkodliwe. Kapłaństwo jest strukturalnym kośćcem Mistycznego Ciała Chrystusa, który stanowi warunek konieczny, dający nam przystęp do jedynej relacji z Chrystusem, a w Chrystusie z Ojcem. Bez kapłaństwa nie może zrealizować się relacja z Bogiem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama