Promocja nadziei (3): Niech pracują frajerzy

Książka - zbiór wywiadów ks. Roberta Nęcka z wybitnymi osobami świata nauki, polityki, kultury i gospodarki. Wywiad z prof. Zytą Gilowską

Promocja nadziei (3): Niech pracują frajerzy

Ks. Robert Nęcek

Promocja nadziei


NIECH PRACUJĄ FRAJERZY

Z prof. Zytą Gilowską rozmawia ks. Robert Nęcek


W jednym z wywiadów powiedziała Pani profesor, że w Polsce mamy do czynienia nie z liberalizmem, lecz z dalej trwającym zakamuflowanym socjalizmem. Na podstawie czego sformułowała Pani taką opinię?

Na podstawie badań i obserwacji. Podjęłam próbę określenia struktury wydatków publicznych w Polsce dokonywanych przez władze centralne, gminne, powiatowe i wojewódzkie. Wyniki są zastanawiające: połowę wszystkich wydatków publicznych stanowią rozmaite wydatki socjalne, np. na pomoc społeczną, dotacje dla ZUS i KRUS, składki na ubezpieczenie zdrowotne opłacane z budżetu państwa. Natomiast wydatki na podstawowe funkcje państwa, tj. na bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne, wymiar sprawiedliwości i administrację stanowią zaledwie 18% wydatków ogółem. Na wspieranie rozwoju poprzez inwestycje infrastrukturalne oraz naukę i szkolnictwo wyższe przeznacza się mniej niż 5% wydatków publicznych. To są proporcje niepokojące.

Nie po to państwo pobiera podatki i buduje instytucje dobra wspólnego, by wzmacniać sobie marazm i stagnację. Państwo «janosikuje», pobierając za ten trud wysoką prowizję, czyli opłacając licznych urzędników. Co ważne, badania potwierdziły, że im niższy szczebel władzy, tym struktury wydatków są korzystniejsze z punktu widzenia perspektyw rozwojowych. Socjalistyczna centralizacja jest wrogiem państwa pomocniczego.

Chodzi więc tylko o budowę państwa subsydiarnego, opartego na zasadzie pomocniczości sformułowanej w Rerum novarum (Leon XIII) i Quadragesimo anno (Pius XI), a rozwiniętej przez Jana Pawła II w Centesimus annus. W Polsce socjalizm panował przez prawie pół wieku, dlatego wiele z tej ideologii pozostaje nadal do dziś. A chętnych do wyzbycia się socjalistycznego dziedzictwa wcale nie ma zbyt wielu. Zwolennicy socjalizmu skwapliwie straszą liberalizmem, jakoby panoszącym się w naszej gospodarce (alternatywnie używają określenia «wilczy kapitalizm»). Ale w polskiej gospodarce liberalizmu nigdy nie było! Pragnę podkreślić, że dla doniosłości sprawy chodzi o to, aby umowy o pracę nie były łamane, aby ta praca była szanowana, aby aktywność i pracowitość były nagradzane, aby przedsiębiorczość była promowana. Chcemy zbudować nowoczesne, sprawnie działające i uczciwe państwo.

Według ostatnich zapowiedzi z roku 2002 Ministerstwo Gospodarki i Pracy chce zmniejszyć ubóstwo poprzez modernizację opieki społecznej. Z pomocy państwa korzysta około 1/3 Polaków. Czy jednak nadmierna opieka socjalna nie zniszczy polskiej gospodarki?

To prawda, że w Polsce wydaje się mnóstwo pieniędzy na cele socjalne. Doświadczenie uczy, że nie ma takich pieniędzy, których nie można by wydać w ramach walki z biedą. Amerykanie wydali ciężkie miliardy dolarów, a mimo to zakres ubóstwa wcale się nie zmniejszył.

Dla polskiej gospodarki świadczenia socjalne to dramat, ale ważniejsze są skutki społeczne — brak poszanowania umów, nieuczciwa konkurencja, bierność społeczeństwa, tłamszenie przedsiębiorczości, niechęć do podjęcia odpowiedzialności za swoje życie.

Czy w Polsce jest realizowany program zmniejszający wysokie bezrobocie?

Lekarstwem na bezrobocie są nowe miejsca pracy. W Polsce pracy jest wiele: chociażby budowa dróg i mieszkań, poprawa sprawności działania instytucji państwowych — policji, prokuratury, sądów. Nowe miejsca pracy nie powstają, między innymi dlatego że zbyt wysokie są podatki. Wysokie podatki obniżają konkurencyjność przedsiębiorstw, bo ich produkty są zbyt drogie w stosunku do jakości.

Z kolei wiele instytucji publicznych jest opanowanych przez koterie, które niechętnie tworzą nowe stanowiska pracy.

Przykładem są sądy, które są tak obciążone pracą, iż orzekają coraz wolniej. Tymczasem setki absolwentów prawa (kierunek uniwersytecki!) pozostaje bez pracy, gdyż dostęp do zawodu jest trudny. W efekcie jest naruszane konstytucyjne prawo obywatela do sądu i lekceważone ludzkie pragnienie sprawiedliwości.

Czy podnoszenie podatków jest rozwiązaniem trudnej sytuacji gospodarczej i zachętą do nowych inwestycji?

Oczywiście, że nie jest. Wysokie podatki niszczą indywidualną przedsiębiorczość, która jest głównym motorem gospodarki rynkowej. Owszem, nie wszyscy muszą być biznesmenami, ale przecież każdy człowiek ma «biznesowe» zadanie — jak najlepiej spożytkować dary Stwórcy, jak najlepiej rozwijać swoje talenty. Podatki, które płacimy, są wysokie także i dlatego, że przeciwko nim nie protestujemy. Ks. Mieczysław Maliński we wspaniałej książce („I Ty jesteś biznesmenem”, PTE, Kraków 2002) daje proste i cenne wskazówki w fundamentalnej kwestii — jak żyć. Powinna być lekturą obowiązkową dla każdego chrześcijanina.

Na czym polega podatek liniowy?

Podatek liniowy polega na tym, że płacimy jedną stawkę, np. procentową od uzyskanych dochodów. Wbrew potocznym wyobrażeniom podatki liniowe (pozbawione progresji, czyli ze stawkami nierosnącymi wraz ze skalą dochodów, majątku lub konsumpcji) są dość powszechne, także w Polsce. Podatek VAT od środków transportowych, od nieruchomości, podatek leśny, rolny, dochodowy od firm jest przykładem takiego właśnie podatku. Jednym z fatalnych «osiągnięć» XX wieku, wieku wojen, rewolucji i zniewolenia, jest wmówienie ludziom, że podatek może i powinien być instrumentem «naprawy» świata. I tak osoby więcej zarabiające (na ogół po prostu więcej i ciężej pracujące) płacą większy podatek. Taki model opodatkowania dochodów jest skomplikowany, a co za tym idzie — drogi. Jest on kosztowny zarówno dla podatników (na coroczne wypisywanie tzw. PIT-u sama potrzebuję co najmniej jeden dzień), jak i dla państwa (im bardziej złożony podatek, tym więcej osób musi kontrolować jego pobieranie).

Podatek liniowy jest tani w poborze. Jest też sprawiedliwy; przykładowo: jeśli zarobię 1000 zł, to przy stawce np. 20% podatku zapłacę 200 zł, a jeśli zarobię 5000 zł, to przy tej samej stawce zapłacę 1000 zł. Jeśli zarobię więcej, zapłacę więcej. To jest zrozumiałe i solidarne.

W USA obniża się podatki, a w Polsce się je podwyższa. W obu przypadkach uzasadnia się to potrzebą rozwoju gospodarki. Skąd taka różnica w podejściu?

Właśnie. Tu trzeba wrócić do początku, do zakładania państwa o nazwie USA. Państwo to powstało w efekcie buntu przeciwko nadmiernym obciążeniom na rzecz jego centrali, czyli na rzecz Królestwa Brytyjskiego. Od początku USA budowały swoją potęgę na aktywności ludzkiej, szacunku dla pracy, wspieraniu takich zachowań, jak przedsiębiorczość, solidność, śmiałość i odwaga. I tych cnót obywatele USA nigdy się nie wyparli, przeciwnie — systematycznie je pielęgnują. W USA nie było socjalizmu, tak jak w Europie, gdzie walczono o to, by pokonać totalitarne utopie. W Polsce było szczególnie ciężko — cieszyliśmy się niepodległością tylko przez 20 lat w okresie międzywojennym. Od 1989 r. uczymy się od początku tego, co każdy Amerykanin wie od zawsze.

Na co przeznaczany jest podatek drogowy płacony w paliwie?

Akcyza wliczana w cenę paliw silnikowych jest przeznaczana na utrzymanie i budowę dróg (teoretycznie w 40,5 %). Aż 12% planowanych wpływów z tej akcyzy jest przeznaczone dla administracji rządowej, która odpowiada za utrzymanie dróg krajowych (drogi krajowe to co dwudziesty kilometr polskich dróg publicznych. Następne 18 % tych wpływów jest kierowane do samorządów powiatowych i samorządów wojewódzkich, odpowiadających za utrzymanie dróg powiatowych i wojewódzkich (drogi powiatowe i wojewódzkie stanowią prawie 50% polskich dróg publicznych). Kolejne 10,5% akcyzy wliczonej w cenę paliwa otrzymują gminy jako rekompensatę za utracone dochody z podatku od środków transportowych. Gminy odpowiadają za stan dróg gminnych, stanowiących prawie połowę wszystkich dróg publicznych. Taki podział wpływów z akcyzy wcale nie oznacza, że te niemałe pieniądze zostaną przeznaczone na remont czy budowę nowych dróg, ponieważ mogą być wydane także na inne cele. Są więc wydawane na utrzymanie ogromnej liczby urzędników.

Czy działalność Kościoła jako instytucji powinna podlegać opodatkowaniu?

Oczywiście, że nie. Misja Kościoła ma wymiar duchowy, daleki od działalności zmierzającej do osiągnięcia korzyści materialnych. Kościół utrzymuje się z ofiar składanych przez wiernych, pochodzących z ich dochodów osobistych, a więc już opodatkowanych.

Te sprawy są zresztą jednoznacznie unormowane przez Konkordat. Warto pamiętać, że Kościół pielęgnuje znakomitą część dóbr kultury narodowej, co jest zadaniem równie zaszczytnym, jak kosztownym.

GILOWSKA ZYTA — ur. 1949 roku w Nowym Mieście Lubawskim. Kierownik Katedry Finansów Publicznych KUL. Staże w Hamburgu, Linzu, Waszyngtonie. W latach 1990—94 wiceprzewodnicząca Lubelskiego Sejmiku Samorządowego, w latach 1992—95 wiceprzewodnicząca Rady ds. Samorządu Terytorialnego przy Prezydencie RP. W latach 1990—98 członek Rady Nadzorczej Lubelskiej Szkoły Biznesu. Od 1994 ekspert komisji sejmowych i senackich, od 1991 współpracownik Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Koordynator lub wykonawca w 20 programach badawczych. Od 2001 poseł na Sejm RP z ramienia Platformy Obywatelskiej. Autorka ponad 250 publikacji.

Książka ukaże się w sprzedaży 20 lutego 2006 r.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama