Znaki naszej wiary. Mijamy je codziennie, obyśmy nie zobojętnieli patrząc na nie

Mijamy je codzienne. Wiszą w domach, szkołach i urzędach. Od wieków stawia się je na rozstajach dróg. Nie brakuje ich przy ruchliwych arteriach komunikacyjnych – przechowują pamięć tragedii, które kiedyś się wydarzyły. Krzyże. Tyle ich wokół nas. Przywykliśmy do ich obecności, wtopiły się codzienność, w tysiące migających reklam, w codzienny zgiełk.

Problem w tym, że nader często stają się dziś znakami niewidzialnymi, przezroczystymi. Są, a jakby ich nie było. Jakby nic nie znaczyły, niczego nie komunikowały, nie zwracały ku Temu, który jedynemu w swoim rodzaju Krzyżowi nadał wyjątkową rangę. Który pobłogosławił świat krzyżem. Martwe znaki? Ścieżki donikąd?...

Coraz więcej jest takich, którym krzyż przeszkadza. Co rusz słyszymy utyskiwania ateistów, że ich obraża, łamie przestrzeń wolności, której przecież są współgospodarzami. Ba, swego czasu wadził nawet znak krzyża kreślony przez młodego skoczka narciarskiego tuż przed kolejną sportową próbą. Powód? „Obraża uczucia ateistyczne” widzów. Trudno o większy absurd. Podobnie jak tłumaczenie młodych ludzi chowających ów znak w mało widocznym miejscu w pięknych, pachnących nowością apartamentach. Bo im „nie pasuje” do nowoczesnych mebli.

Jak donoszą media, wielu przedstawicieli nowej władzy rozpoczęło jej sprawowanie od usunięcia krzyży z gabinetów. I dumnego obwieszczenia wszystkim wokół, że oto „idzie nowe”, nastąpił koniec rzekomej „dominacji Kościoła”. Błąd. To nie przyszło nowe, a jedynie powróciło stare - z całym dziedzictwem ponurej historii walki z Bogiem. Dobrze znane z czasów sprzed 1990 r.

Czas Wielkiego Postu stanowi okazję do refleksji o roli krzyża – a przede wszystkim wpisanej weń mądrości, logiki – w naszym życiu, w przestrzeni publicznej. Tym bardziej że w tym roku przeżywamy 40 rocznicę wydarzeń w Miętnem koło Garwolina, kiedy to młodzi ludzie nie zgodzili się na usunięcie świętego dla nich znaku z sal lekcyjnych.

Będziemy zatem do tego wątku w tegorocznym Wielkim Poście powracali.

Znak hańby

Z krzyżem mieli kłopot także pierwsi chrześcijanie, choć z zupełnie innych powodów. Wszak w tak okrutny sposób zabijano najgorszych przestępców. Stąd w katakumbach św. Kaliksta w Rzymie, gdzie gromadzili się wyznawcy Chrystusa, częściej można spotkać inne znaki: symbol Dobrego Pasterza, monogram Chrystusa powstały z nakładających się greckich liter X (chi) oraz P (ro), znak ryby. W II w. po Chrystusie pojawiała się nawet herezja - doketyzm, wedle której Jezus Chrystus był tylko pozornie człowiekiem. Nie miał fizycznego ciała ludzkiego, ale jedynie eteryczne ciało niebiańskie. Tym samym pozorne były również jego cierpienia i śmierć na krzyżu. Gehenna, męka były mistyfikacją - tłumaczono. Były na niby. Jak byśmy to dziś „przetłumaczyli”: wszystko, co dokonało się na Golgocie, stanowiło swoisty hologram, obraz 3D.

Herezję szybko potępiono, udowodniono jej absurdalność. Zresztą badane nieustannie relikwie Męki Pańskiej, jak choćby Całun Turyński, potwierdzają bardzo mocno fakt cierpienia Jezusa, bynajmniej nieudawanego.

Dziś naukowcy, analizując źródła historyczne - jak choćby wspomniany wyżej Całun Turyński czy Chustę z Manopello (drogocenny bisior nałożony na twarz Jezusa po Jego śmierci, na którym odbiło się Przenajświętsze Oblicze, należący do tzw. acheiropoietos, czyli nienamalowany ludzką ręką) są w stanie dopomóc odtworzyć szczegółowo przebieg gehenny Golgoty. Porażającej swoim okrucieństwem i sprawiającej, że kolana same zginają się do adoracji.

Jak było?

Egzekucja przez ukrzyżowanie została wynaleziona przez Persów w IV w. przed Chrystusem. (wyjątkowo kreatywnych w wymyślaniu technik zadawania bólu) i „udoskonalona” kilkaset lat później przez Rzymian. W ten sposób - jak to zostało już wspomniane wyżej - karano niewolników, sprawców najcięższych, najokrutniejszych zbrodni. Na taką śmierć skazano Mistrza z Nazaretu, choć nic złego nie uczynił. Jak czytamy, w skądinąd skromnych relacjach ewangelistów, ukrzyżowaniu Jezusa towarzyszył szereg innych wyrafinowanych cierpień, takich jak biczowanie, ukoronowanie cierniem, katusze drogi krzyżowej, skrajne wycieńczenie i odwodnienie, odarcie z szat. Był odwodniony, zbity, upokorzony. Spełniło się proroctwo Izajasza: „Jak wielu osłupiało na Jego widok - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi - tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego” (Iz 52,14-15). Spełniło się też inne proroctwo: „Kamień odrzucony przez budujących, stał się kamieniem węgielnym” (Ps. 118,22-23). Pośród wielu interpretacji słów jest i dosłowna. Golgota była jerozolimskim śmietnikiem - jednym z wyrobisk, jakie pozostały po zakończeniu eksploatacji skał potrzebnych do rozbudowy murów jerozolimskich. Powstałe dziury zasypywano odpadkami, śmieciami. Tam też „utylizowano” skazańców. Zabijano na (odrzuconym przez budowniczych) fragmencie skały, która z jakichś powodów nie nadawała się do eksploatacji.

Ludzie wyrzucili na śmietnik swojego Boga. Dosłownie i w przenośni.

Czy tamta historia powtórzy się w XXI w.?

 

Echo Katolickie 8/2024

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama