Demokracja bez złudzeń

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (17/2001)

Dbałość o wzrost dobra wspólnego to jedna z zasad, które mają kierować funkcjonowaniem demokracji. To dobrze brzmi w tym sformułowaniu, ale pokazuje kierunek działań dość jednostronnie. Wzrost dobra wspólnego nie jest czymś tak oczywistym i bezkonfliktowym jak wiosenny wzrost zielska. Wzrost dobra wspólnego wymaga przynajmniej dwóch czynników — obecności postaw twórczych u pewnej części społeczeństwa i gotowości ograniczenia postaw egoistycznych u znacznej liczby obywateli. Obydwa te czynniki pojawiają się, ale napotykają przeszkody w działaniu. Kapitalizm i wolny rynek wytwarzają mechanizmy psychicznego wspierania egoizmu i premiowania egoizmu już działającego. Być może nawet silniej oddziałują tu wszelkie promocje, reklamy, medialny klimat współzawodnictwa niż same mechanizmy ekonomiczne. Jak mam jednocześnie troszczyć się o swoją karierę i o to, aby bezdomni mieli się gdzie umyć? — może sobie powiedzieć młody człowiek. Ja staram się pachnieć dobrze, być umyty i ostrzyżony, bo inaczej szef mnie wyrzuci. A oni na piwko mają, a na mydło im szkoda. Przecież to tacy sami ludzie jak ja — doda pewny swojej słuszności.

A to nie są tacy sami ludzie. Demokracja, postulując równość ludzi wobec prawa, wzmacnia w pewnym stopniu myślenie egalitarystyczne, odziedziczone po latach sowietyzacji. Chrześcijańskie przekonanie o tym, że Bóg nie zwraca uwagi na pozycję człowieka, a wszystkich jednako ogarnia swoją miłością, też może być przyczyną zamętu w ocenach i postawach. To prawda, w niektórych sprawach ludziom należy się równo — ludzkiego prawa czy Bożej miłości — ale mówienie o równości ludzi jako o fakcie społecznym to demagogia często wykorzystywana dla nadużywania demokracji.

Punktem wyjścia demokratycznego działania musi być zrozumienie nierówności ludzi, którzy rodzą się różni — jedni z lepszym zdrowiem, drudzy z kalectwem, jedni muzykalni, inni pozbawieni zdolności. Losy rodzinne i społeczne dalej różnicują ludzi — jedni otrzymują wspaniałe wykształcenie, miłość, dobre przykłady — drudzy nabawiają się lęków, są poniżani, demoralizowani.

Stary, chory człowiek w szpitalu i leczący go lekarz nie są równi — dlatego demagogią są wywody zwolenników eutanazji opowiadających o partnerstwie. Lekarz z łatwością narzuci swoją wolę choremu. Podobnie prezenter telewizyjny i ściągnięty do studia człowiek z prowincji nie są równi i demagogią jest twierdzenie, że prezenterowi wolno wszystko, bo jego gość zgodził się, podpisał, wziął pieniądze. Fachowiec z TV powinien być odpowiedzialny za to, aby nie odebrać pokazanemu człowiekowi dobrej sławy, prywatności, aby nie poplątać mu życia. Powinien odpowiadać za niego, tak jak przewodnik górski odpowiada za swojego klienta.

Niedawno dwie sprawy zagraniczne dobitnie pokazały, jak dobro wspólne może wchodzić w konflikt z demokratycznymi gwarancjami dla wolnego rynku. W Afryce państwa chcą kupować tańsze leki, aby ratować społeczności wymierające na AIDS — a prawo własności wielkich koncernów farmaceutycznych domaga się wycofania z rynku tańszych leków wyprodukowanych z naruszeniem ochrony patentowej. W Rosji zgodne z prawem handlowym wykupienie telewizji NTV okazuje się zagrożeniem dla prawa do wolności informacji, a to przecież istotna część dobra wspólnego.

Warto się zastanowić, na ile można dobro wspólne chronić, poprawiając chronione obyczajem i prawem stosunki między instytucjami, między ludźmi, a na ile dobro wspólne zależy od tego, jak dobro dojrzewa we wnętrzu człowieka.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama