Kiedy Karol Nawrocki chwalił się sprawnością fizyczną, udawało się to zrobić tak, żeby wyborca pomyślał sobie: „o, silny facet, nie boi się walczyć, Trzaskowski to przy nim ciamajda”, a nie: „o, Nawrocki nabija się z Trzaskowskiego, że jest ciamajdą”. Różnica niby drobna, ale decyduje o wszystkim.
Na ostatniej prostej kampanii wyborczej Karol Nawrocki złożył deklaracje dotyczące obrony życia poczętego, lekcji religii w szkole i ochrony rodziny przed szkodliwymi ideologiami. Nie tylko nie zaszkodziło mu to w zwycięstwie nad Rafałem Trzaskowskim, ale wręcz pomogło, bo zmobilizowało prawicowe elektoraty. To cieszy chyba najbardziej w całej kampanii – pokazała ona, że lewicowe hasła ciągle mają ograniczony zasięg. Jest oczywiście zbyt na hasła o wolnej aborcji, ale nie taki, by dało się na tym wygrać wybory.
Oczywiście przyczyn zwycięstwa było znacznie więcej.
Atut numer jeden
Ta pierwsza, to sam kandydat. Tak jak główną słabością kampanii Rafała Trzaskowskiego był Trzaskowski, tak dla Nawrockiego Nawrocki był sporym atutem. Dobrym pomysłem Prawa i Sprawiedliwości było postawienie na kogoś spoza partii. Kandydat mógł liczyć na elektorat PiS, ale jednocześnie był strawny dla reszty prawicy. Nie musiał tłumaczyć się przed wolnościowcami z lockdownu, a przed ursuloceptykami z Krajowego Planu Odbudowy. To go po prostu nie obciążało. Jako szef IPN nie musiał udowadniać, że jest patriotą. Do tego wykształcenie, prezencja, niezłe CV, sprawność fizyczna – wszystko było na miejscu. Na początku niespecjalnie szło mu przemawianie, ale zdążył się tego nauczyć i poradził sobie w debatach. No i przede wszystkim ładnie kadrowała się historia o chłopaku z bloków. Przede wszystkim dlatego, że nie była zmyślona.
Wojna z trollami
Na samą kampanię trochę marudziłem. Bywała niemrawa, jakby paru działaczy PiS obraziło się, że nie wystawiono kogoś z twardego PC i postanowiło się nie angażować. Jednak na pewno skutecznym rozwiązaniem – praktykowanym i w pierwszej kampanii Andrzeja Dudy – było postawienie na bezpośrednie spotkania z ludźmi. Nie ma chyba innego sposobu na przebicie się przez wrogość mediów. Nie jest nim internet, bo i w społecznościówkach na przekaz wpływa lewica oraz organizacje, które formalnie nie prowadziły kampanii, ale jakoś znalazły spore pieniądze na spoty atakujące Karola Nawrockiego.
Tajemnice sukcesu Karola NawrockiegoNiezbyt sprawnie reagowano zwykle na kryzysy, ale też nie było sytuacji, w której reakcja by Nawrockiego dodatkowo pogrążyła. Takim błędem mógł być np. pozew w trybie wyborczym przeciw Onetowi za tekst o sutenerstwie. Pozew zapewne zostałby odrzucony z przyczyn formalnych i sprawa wyglądałaby gorzej niż na początku.
Salutowanie pistoletem
W dodatku sztab KO nie radził też sobie z dyskredytowaniem Nawrockiego. Można było mu zarzucić, że skoro nie był politykiem, to nie zna się na rządzeniu. To prawie nie wybrzmiało. Można było poszukać jakiejś wpadki w zarządzaniu IPN, albo Muzeum II Wojny Światowej. Nic ważnego się nie znalazło, choć do IPN weszła Naczelna Izba Kontroli. Co zrobiła strona rządowa? Zaczęła walić ze wszystkich dział, z widocznym gołym okiem przerażeniem i bez zastanawiania się, w którą stronę celuje. Kawalerka, narkotyki, w końcu sutenerstwo – do kompletu brakowało tylko pedofilii i kanibalizmu. To było po prostu za dużo, nie miało to sensu i zbyt wyraźnie było widać, że to władza odpala kolejne tematy.
Kwestia wyczucia
Oprócz tego Karol Nawrocki lepiej wykorzystywał swoje atuty. Znajomość języków jest niewątpliwym atutem Rafała Trzaskowskiego, ale kandydat KO chwalił się nią jak dresiarz beemką. Kiedy Karol Nawrocki chwalił się sprawnością fizyczną, udawało się to zrobić tak, żeby wyborca pomyślał sobie: „o, silny facet, nie boi się walczyć, Trzaskowski to przy nim ciamajda”, a nie: „o, Nawrocki nabija się z Trzaskowskiego, że jest ciamajdą”. Różnica niby drobna, ale decyduje o całej skuteczności przekazu.
Nie ma chyba konkretnego sposobu na to, żeby operacja się udała; to kwestia wyczucia, które jeden sztab miał, a drugi nie.
Dobry trend
Karolowi Nawrockiemu sprzyjały też nastroje. Chęć zmiany nie jest może wśród Polaków aż tak powszechna, jak w 2015 r., ale notowania rządu są kiepskie. To pogarszało sytuację Trzaskowskiego. Podobnie jak obawy przed niekontrolowaną migracją. W tym wypadku Nawrocki mógł być konsekwentny – jego samego temat wcześniej nie dotyczył, więc nie groziła mu sytuacja z gatunku „a pan w marcu 2019 mówił, że…”, zaś PiS przeciwko migracji był od dawna. Rywal musiał natomiast lawirować i przekonywać, że nie ma nic wspólnego z kolegami z partii, którzy biegali nad granicę z pizzą – tak jak lawirował w bodaj każdej kwestii, oprócz aborcji, której uczepił się jak pijany podłogi. Nawrocki w sprawie aborcji mówił początkowo coś o „kompromisie”, ale ostatecznie zapowiedział ochronę życia poczętego. I wygrał wybory. Przekonanie – pokutujące do dziś wśród części polityków PiS – że obrona dzieci to temat, na którym się wyłącznie traci okazało się kompletną lipą. Kto wie, może to zachęci nowego prezydenta do zrobienia w tej sprawie czegoś więcej?
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.