Odpowiedzialność

Cotygodniowy komentarz z Przewodnika Katolickiego (7/2003)

Temat przystąpienia Polski do Unii Europejskiej zagościł ostatnio na dobre w naszych mediach. W debatę tę włącza się również ze zrozumiałych względów Kościół. Jedna z najczęściej bodaj wyrażanych opinii na temat integracji europejskiej głosi: Unia — „tak”, ale promowane w Unii wartości — „nie”. W sposób szczególny opinie te związane są z przyjmowanymi w etyce katolickiej normami dotyczącymi poszanowania życia ludzkiego i etyki seksualnej, które nie zawsze znajdują posłuch w krajach Unii. W emitowanym w ostatnim tygodniu w telewizji krótkim programie reklamowym o Unii miejsce Bogusława Wołoszańskiego (do obecności którego zdążyliśmy się już w tym miejscu przyzwyczaić) zajmuje ksiądz dyskutujący z (jak się domyślam) urzędnikiem odpowiedzialnym za promowanie integracji. Ksiądz wyraża obawy parafian przed zaanektowaniem po wstąpieniu Polski do Unii moralnego permisywizmu, urzędnik pociesza, że decyzja odnośnie do dopuszczenia aborcji, homoseksualizmu, eutanazji czy klonowania pozostanie w gestii Polski i nikt nam nie będzie w preferowane przez nas wartości ingerował. Nie wyrażam tutaj opinii ani za Unią, ani przeciw niej, nie dyskutuję nad tym, czy występujący w programie ksiądz jest przebrany, czy rzeczywisty, słów mam natomiast kilka — konkretnie dwie sprawy — do zatroskanych parafian; zakładam, że przynajmniej wirtualnie rzeczywistych.

Po pierwsze, to nieprawda, że jesteśmy narodem, który w obliczu wyrażonych w programie obaw jest dziewiczo niewinny i patrzy z odrazą na „bezeceństwa” Unii. Niestety, ale prawie połowa Polaków (czyli również jakaś część katolików) opowiada się za eutanazją, nie brak u nas zwolenników klonowania, homoseksualiści wcale nie kryją swoich seksualnych preferencji, a prawo aborcyjne, jakkolwiek bardziej restrykcyjne niż w większości krajów Unii, nie jest zgodne z odnośną nauką Kościoła. To, co nas tak gorszy w unijnym prawodawstwie, zdołało się już jakoś u nas zadomowić. Nie ma więc co udawać, że w porównaniu z Unią jesteśmy oazą moralnego ładu. Po drugie natomiast, pamiętać należy, że moralny porządek nie jest tożsamy z porządkiem prawnym. Co prawda zarówno w przypadku porządku moralnego, jak i prawnego możemy mówić o posłuszeństwie przyjmowanym normom, to jednak w przypadku tego pierwszego posłuszeństwo ma charakter wewnętrzny. Będąc posłusznymi Bogu, czy, jak kto woli, prawu naturalnemu, jesteśmy w istocie posłuszni własnemu sumieniu, wierni tym prawdom moralnym, które odkryliśmy jako słuszne. Jeśli pragniemy pozostać im wierni, żadne zewnętrzne prawodawstwo, ani polskie ani unijne, nie zdoła zmienić naszych postaw. Kiedy zatem, dyskutując o integracji z Unią, domagamy się podkreślenia polskiej odrębności w kwestiach moralnych, warto zdawać sobie sprawę i z tego, że za wierność moralnym przekonaniom odpowiedzialni jesteśmy my sami, a nie unijne traktaty.

Dr hab. prof. KUL, kierownik Katedry Etyki Szczegółowej


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama