Gra pod publiczkę

Media stają się fleszowe – błyskawiczne i błyskające

"Idziemy" nr 6/2011

Krzysztof Ziemiec

GRA POD PUBLICZKĘ

Jeszcze dekadę temu pewnego rodzaju zachowania – werbalne i niewerbalne – groziły politykom kompromitacją. Słowną maczugą, wymierzoną bezpośrednio w oponentów, wymachiwali nieliczni. Dziś to członkowie Samoobrony czy ugrupowań wywodzących się z poprzedniego systemu wydają się względnie spokojni. Poniżej dopuszczalnego poziomu schodzą ci, którzy kiedyś cieszyli się naszym szacunkiem. Są wśród nich osoby pełniące ważne i prestiżowe funkcje – choćby Stefan Niesiołowski, wicemarszałek Sejmu. W środowisku dziennikarskim dorobił się już nawet opinii człowieka, który nie mówi, tylko bluzga.

Podobnych ludzi znaleźć można w każdej partii. Reprezentanci wybrani przez nas do sprawowania demokratycznej władzy często prowadzą zaciekłe i bezowocne kłótnie, znieważając się nawzajem. Bywają wplątani w różnego rodzaju afery czy nadużywają alkoholu. To jednak nie przekłada się odpowiednio na sondażowe wyniki ich samych bądź ich ugrupowania.

Dlaczego? To pytanie do socjologów i psychologów. Ja natomiast jako dziennikarz obserwuję, że od pewnego momentu my wszyscy chyba zyskaliśmy dziwne przekonanie, że możemy robić to, co najgorsze i nie tracić niczego. Eksponowany jest zły przykład na górze, ale akceptacja jest oddolna. Na co dzień zachowujemy się bowiem podobnie. Jak marszałek posłom w Sejmie, tak na imieninach u cioci wujek nie daje dojść do głosu dziadkowi. Przy rodzinnym stole trzeba siedzieć cicho, bo gdy ktoś próbuje przedstawić własne zdanie, inni skaczą mu do gardła.

Wyraziści politycy cieszą się większą popularnością, toteż ich zachowanie w pewnym stopniu tłumaczy obecność kamer. Nie dziwią mnie już przypadki, gdy zaproszeni do programu goście niemal wyrywają sobie mikrofon, by po zejściu z anteny udać się wspólnie na kawę. My dziennikarze jesteśmy też winni – o tyle, że część z nas specjalnie ściąga do studia osoby, które zagwarantują, że będzie się „lała krew”. Dla wydawców liczą się słupki oglądalności – a nie podniesie ich spokojna, merytoryczna dyskusja.

Dlatego media nie zrezygnują z pokazywania kłótni parlamentarzystów, bo od zawsze były to najbardziej smakowite „kąski”. Pytanie o proporcje. Media stają się fleszowe – błyskawiczne i błyskające. Ktoś komuś dał prztyczka w nos – pokazujemy. Rzeczowa debata nie przykuje uwagi, bo nie będziemy mieli czasu, by się z nią zapoznać. Zresztą brakuje jej i w Sejmie, który stał się maszynką do głosowania i polem uprawnym partii. Czyżby był to zmierzch prawdziwej polityki w naszym kraju? Miejmy nadzieję, że przy okazji jesiennych wyborów Polakom uda się ją jednak choć trochę sprowadzić na właściwe tory.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama