Gdzie schował się Richard Dawkins i inni dyżurni ateiści?

Poglądy tzw. „nowych ateistów”, jak Dawkins i Hitchens są już przebrzmiałe, a wiara w Boga zaczyna powoli odradzać się wśród tych, którzy kiedyś byli ich zagorzałymi zwolennikami.

Justin Brierley, brytyjski dziennikarz i wieloletni gospodarz programu Unbelievable, w którym dyskutowali ze sobą ateiści, agnostycy i apologeci wiary w Boga, dostrzega niezwykle ciekawe zjawisko. Otóż wojujący ateizm, który był charakterystyczny dla pierwszej dekady XXI wieku, stopniowo topniał – a dziś osłabł do tego stopnia, że można wręcz mówić o „odpływie ateizmu” i „przypływie wiary w Boga”. Co takiego stało się w międzyczasie?

Przede wszystkim, agresywny i wojowniczy ateizm, charakterystyczny dla „czterech jeźdźców” (Richard Dawkins, Daniel Dennett, Sam Harris, Christopher Hitchens) był czymś nowym i niespotykanym od czasów Marksa i Lenina. Owszem, w XX wieku ateizm jako element kultury występował dość powszechnie, ale zwykle pozostawał w ramach środowisk akademickich. Co zdarzyło się na początku XXI wieku? Kluczowym wydarzeniem były ataki z 11 września w Stanach Zjednoczonych, które przypomniały światu, że religia jest w stanie skłonić ludzi do popełnienia straszliwych okrucieństw. Wiodące głosy ruchu ateistycznego wskazały wzrost religijnego ekstremizmu jako główne zagrożenie współczesnego świata. Jednocześnie nasiliła się wojna kulturowa między prawicą religijną a świeckim społeczeństwem, zwłaszcza wokół zagadnienia nauki i naukowości. Od samego początku ruch wojujących ateistów przedstawiał wiarę religijną jako wroga nauki, rozumu i postępu. Według Dawkinsa: „Wiara jest wielką wymówką, aby uniknąć potrzeby myślenia i oceny dowodów. Wiara jest wiarą pomimo dowodów, a może nawet z powodu ich braku”. Strategia nowych ateistów polegała więc na stałym ośmieszaniu wiary, ukazywaniu jej jako życiowej naiwności i przeciwstawianiu jej postawy naukowej. Pomimo tego, że to właśnie chrześcijaństwo stworzyło uniwersytety i dało możliwość rozwoju nauki, w przekonaniu nowych ateistów poglądy chrześcijan były niczym więcej niż „bajkami pustynnych plemion z okresu brązu.”

Krótko mówiąc, nowi ateiści uważali samych siebie za „oświeconych”, wierzących zaś – za „ciemnogród”, biorąc w nawias całą historię chrześcijańskiej filozofii i teologii, tak jakby w mrokach dziejów zaginęli wybitni chrześcijańscy apologeci z pierwszych wieków, św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu i cała rzesza myślicieli i naukowców, którzy zajmowali się badaniem racjonalnych podstaw wiary chrześcijańskiej. Kampania reklamowa z 2009 r., podczas której na brytyjskich autobusach zamieszczano ateistyczne slogany, przeprowadzona była w tym właśnie duchu: ośmieszania i lekceważenia wiary. Hasło „Prawdopodobnie nie ma Boga. Przestań się już przejmować i ciesz się życiem” wyrażało takie właśnie lekceważące nastawienie do wiary i tych, którzy ją wyznają.

Choć wojujący ateiści usiłowali zachować pozory postawy naukowej, w rzeczywistości nie było w ich podejściu wiele naukowości, a raczej – mnóstwo propagandy. Prof. Michael Ruse, znany filozof nauki, z wielką irytacją stwierdził, że pompatyczne podejście Nowych Ateistów do religii jest „szkodą dla nauki”, a książka Dawkinsa The God Delusion sprawiła, że on sam „wstydzi się być ateistą”. Postawa nowych ateistów wzbudziła także sprzeciw ateistycznego filozofa Daniela Came, którego list otwarty do Richarda Dawkinsa został opublikowany w The Daily Telegraph w 2011 roku. Came, który był wówczas wykładowcą na Uniwersytecie Oksfordzkim, skrytykował biologa za znajdowanie sobie łatwych celów w kręgach religijnych (pastorów, teleewangelistów i im podobnych) i uciekanie od poważnej dyskusji z chrześcijańskimi myślicielami. Sam Dawkins odrzucił kilka zaproszeń do debaty z filozofem Williamem Lane Craigiem, znanym myślicielem chrześcijańskim. W swym liście Came nazwał to wprost tchórzostwem ze strony Dawkinsa.

Coraz głębsze rysy na obrazie nowych ateistów zaczęły się pojawiać właśnie w tym czasie. W 2011 r. podczas Światowej Konwencji Ateistów miała miejsce „afera windowa” (Elevatorgate), która podzieliła ich środowisko. Obok Richarda Dawkinsa w ramach panelu na temat seksualizacji kobiet przemawiała wtedy Rebeka Watson. Wieczorem część panelistów i uczestników spotkała się w hotelowym barze. Kiedy Watson wracała do pokoju nad ranem, do windy wszedł za nią nieznany jej mężczyzna z tej grupy, który zapytał ją, czy chciałaby pójść z nim do jego pokoju na kawę. Watson poczuła się bardzo niekomfortowo. Te niechciane zaloty były dla niej wyrazem seksualizacji, o której właśnie mówiono na panelu. Część środowiska wsparło ją, jednak znaczna część zbagatelizowało zdarzenie. Kontrowersja zaczęła rozlewać się coraz szerzej, a sam Dawkins, zamiast ją przeciąć, dolał jeszcze oliwy do ognia, pisząc otwarty list do Rebeki Watson, w której wyśmiewał jej problem i stwierdzał, że jest on nieporównywalny do prześladowania kobiet w krajach i kulturach religijnych.

Była to pierwsza, ale nie jedyna z kontrowersji podsycanych przez Dawkinsa, które podzieliły społeczność ateistów. Richard Dawkins wikłał się w kolejne sprzeczki i popełniał kolejne gafy. Wśród tych gaf były jego porady zwrócone do kobiet, sugerujące aborcję dziecka z zespołem Downa, bagatelizowanie gwałtu na randce i stwierdzenie, że nie ma nic złego w „łagodnej” pedofilii.

Scenariusz był stały: burza krytycznych tweetów po każdym oświadczeniu spotykała się z obronnymi tweetami Dawkinsa, oskarżeniami o wyrwanie z kontekstu i kończyła się długim wpisem na blogu, próbującym zniuansować jego oryginalne 140-znakowe oświadczenie. Po tym, jak zamieszanie ucichło, cały proces powtarzał się kilka miesięcy później po kolejnym zapalnym tweecie. W końcu Dawkins się doigrał: zaczęto odwoływać wydarzenia z jego udziałem i przestano zapraszać go na spotkania i debaty. Uderzenie w „nowych ateistów” spadło więc z zupełnie niespodziewanej strony: nie pochodziło od chrześcijańskich apologetów, ale z ich własnego środowiska, a zwłaszcza od nurtów feministycznych. Nowy ateizm okazał się więc destruktywny nie tyle wobec religii, co wobec samego siebie. Poza publicystyczną negacją wiary nie zawierał żadnego pozytywnego przesłania społecznego. W połowie drugiej dekady XXI wieku zaczął więc już być passe.

Na krótko udało się ów nowy ateizm zastąpić programem „ateizm plus”, który miał być remedium na zbyt wąskie spektrum ateizmu Dawkinsowskiego. Ateizm plus nie znalazł szerszego poparcia i wypalił się jeszcze szybciej niż „nowy ateizm”. Nasilił się też spór między jego zwolennikami a nabierającą coraz większej siły ideologią „woke-izmu”, która uznała liczne twierdzenia propagatorów obydwu nurtów ateizmu za wyraz społecznej niewrażliwości, rasizmu i kultury patriarchalnej. Szczególnie zapalne okazały się zagadnienia związane z transgender.

W 2019 r. rozłam ujawnił się w amerykańskim programie The Atheist Experience. Nie pomogły zapewnienia prowadzącego Matta Dillahunty’ego, że jest on „trans-afirmujący”. Kontrowersje wzbudził zaproszony przez niego brytyjski ateista Stephen Woodford, który wskazywał między innymi na problem transpłciowych sportowców (mężczyzn, którzy zmienili swą płeć), mających nieuczciwą przewagę w rywalizacji. Po emisji programu jego autorzy zmuszeni zostali do publicznego odcięcia się od poglądów zaproszonego gościa – to jednak nie wystarczyło. Dillahunty musiał zrezygnować z prowadzenia programu, został także usunięty z Ateistycznej Społeczności Austin.

Do tej pory energia ruchu ateistycznego kierowała się ku krytyce „przesądów religijnych”, teraz jednak ateiści zajęli się głównie atakowaniem siebie nawzajem. Jad i złość wymiany zdań między byłymi przyjaciółmi ze społeczności sceptycznej przyćmiewała wcześniejszą zjadliwość debat z chrześcijanami. Można powiedzieć: nic nowego, po raz kolejny rewolucja pożera własne dzieci.

Stan rzeczy pod koniec drugiej dekady XXI wieku dobrze opisał autor bloga „Atheism and the City”:

W ostatnich latach społeczność ateistów podzieliła się na milion odłamków. Są ateistyczne feministki i ateistyczne antyfeministki, ateiści walczący o sprawiedliwość społeczną i ateiści walczący o sprawiedliwość antyspołeczną. Są ateiści za poprawnością polityczną i przeciw niej. Są ateiści pro-Trumpowi i ateiści anty-pro-Trumpowi. Ateiści są podzieleni w kwestii gamergate, elevatorgate, tego, czy powinniśmy się organizować, czy w ogóle powinniśmy nazywać siebie ateistami. Podziały trwają i trwają.

Justin Brierley podsumowuje:

Dziś nowy ateizm jest w dużej mierze zużytą siłą, zdegradowaną do zakątków Internetu, gdzie nastoletni blogerzy nadal produkują antagonistyczne memy na temat Biblii. Zniknął z widoku publicznego jako poważne zjawisko kulturowe. Boom wydawniczy w literaturze bezbożnej wygasł niemal tak szybko, jak się zaczął, a ateistyczny krąg mówców jest cieniem dawnego siebie.

Wewnętrzne podziały, miałkość programu myślowego „nowego ateizmu”, niechęć do poważnej debaty – to razem sprawiło, że cały nurt niejako zapadł się w sobie, ujawniając wewnętrzną pustkę. Życie jednak nie znosi pustki i, jak zauważa Brierley, na zachodzie daje się obecnie zaobserwować przeciwne zjawisko: odrodzenie religijności. Na razie jest to dopiero początek przypływu – nie widzimy jeszcze pełnej siły nadchodzącej fali. Jednak to, że ateizm przestał być „w modzie”, jest już faktem, a ludzie poszukują czegoś, co ukaże im sens życia i da siłę do stawiania czoła życiowym trudom. Obyśmy, jako chrześcijanie, potrafili odpowiedzieć na te potrzeby i pragnienia, trafiając z ewangelicznym przesłaniem do osób poszukujących!

 

 

Opr. na podst.: Brierley, Justin. Zaskakujące odrodzenie wiary w Boga [The Surprising Rebirth of Belief in God]. Tyndale House Publishers 2023.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama