Ostatnie dni w Castel Gandolfo

Dlaczego Paweł VI na kilka dni przed swą śmiercią odwiedził grób kard. Pizzardo i wspominał swój pobyt w Polsce?

Nie będę relacjonował tego, co wydarzyło się w owo letnie, późne popołudnie 1 sierpnia 1978 r. w miejscowości Frattocchie. Szczegółowa i opatrzona dwiema fotografiami kronika wydarzeń znajduje się na pierwszych dwóch stronach «L'Osservatore Romano» z czwartku 3 sierpnia. Wspomnienie abpa Pasquale Macchiego, który był osobistym sekretarzem Montiniego od listopada 1954 r. aż do śmierci Papieża, skupia się bardziej na znaczeniu wydarzenia niż na przebiegu wypadków. Oto opowiadanie, przytoczone w Positio procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego (III/1, s. 286): «Nawiedzenie grobu kard. Pizzarda miało miejsce 1 sierpnia po południu. Kiedy Papież, po powitaniu przez ludność, zaczął mówić, wszyscy mogli zauważyć, że jego głos był drżący. Również dla mnie i dla lekarza, który był obecny, było to prawdziwym zaskoczeniem. Gdy wizyta się zakończyła, poprosiłem lekarza, prof. Fontanę, żeby przyszedł od razu do pałacu apostolskiego w Castel Gandolfo i zbadał, co jest przyczyną tego niedomagania. Profesor przybył i stwierdził, że Papież ma gorączkę».

W swojej książce Paolo VI nella sua parola (Brescia, Morcelliana, 2001, drugie wydanie 2014) Macchi, który w 1988 r. został prałatem Loreto, dodaje następujący komentarz: «Wydaje mi się, że warto zwrócić uwagę na ten gest Pawła VI, również dlatego, że kard. Pizzardo w pewnych momentach utrudnił mu życie; Papież chciał, aby w jego duszy dominowały tylko uczucia wdzięczności, życzliwości i szacunku» (s.351). Dodam tylko jeden szczegół, o którym opowiedział mi osobiście Franco Ghezzi, który był kamerdynerem Pawła VI przez cały pontyfikat — pozwoli to lepiej zrozumieć obawy osób, które były blisko Papieża w czasie tego przemówienia, a także przyczynę pewnych niekonsekwencji i nieścisłości w jego wypowiedzi.

Otóż Ghezzi powiedział mi — i wielokrotnie mi opowiadał, wraz z innymi osobistymi wspomnieniami o tym, co wydarzyło się owego późnego popołudnia tamtego dnia — że prof. Mario Fontana, korzystając z tego, że był już w drodze do Rzymu, po zakończeniu ceremonii zamierzał wrócić do domu. Podszedł więc, żeby pożegnać się z Papieżem, lecz gdy całował go w rękę, natychmiast się zorientował, że była rozpalona, i od razu poinformował ks. prał. Macchiego o swoim odczuciu. «Przecież Papież ma gorączkę!», wykrzyknął. Zawrócił zatem także on do Castel Gandolfo, żeby go zbadać.

Przemówienie, które wygłasza Paweł VI tamtego popołudnia, nie powinno być czytane, należy go słuchać! Papież miał gorączkę. I dlatego, przemawiając, od czasu do czasu zatrzymuje się, bo pamięć staje się niepewna, gubi się i myli nawet imiona Piusa XI i Piusa XII, kiedy wymienia Benedykta XV. Pomimo wzrastającej temperatury Montini zagłębia się we wspomnieniach, nagromadzonych w pamięci, które budzą w nim wdzięczność. Pozdrawiając potem obecnych przedstawicieli władz, nie omieszkuje wspomnieć o błogosławieństwach Pana, «należnych tym, którzy okazują wobec Niego miłosierdzie».

Jak zaznaczył lekarz, Papież był rozpalony, ale nie słabła jego jasność umysłu, gdy myślą podążał ku śmierci, «która dla nas nie może być daleka». Rok wcześniej w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny inaugurował Mszą św. kaplicę dedykowaną Dziewicy, która powstała z jego woli na brzegu jeziora Albano, i pod koniec homilii powiedział: «Kto wie, czy będzie mi jeszcze dana, jako że jestem już stary, łaska celebrowania z wami tego święta. Widzę, że zbliża się próg innego świata, dlatego korzystam z okazji, jaką jest to niezwykle radosne spotkanie, aby was wszystkich pożegnać».

W tamto popołudnie we Frattocchie głos Pawła VI był zmęczony i niepewny, ale nie przez cały czas. Słuchając przemówienia, zauważa się wręcz, że w niektórych momentach jest pewny i dźwięczny. Odśpiewuje nawet głośno słowa błogosławieństwa apostolskiego. I co najmniej dwukrotnie ożywia się i uśmiecha.

Pierwszy raz, kiedy wspomina swoją krótką misję w Polsce, trwającą od 6 czerwca do 10 października 1923 r.: «wysłał» nas, mówi z owym poczuciem humoru, które nie było mu obce, a które, jak zaznacza Franciszek w Gaudete et exsultate (por. nn. 122- -128), zazwyczaj towarzyszy radości chrześcijańskiej. Paweł VI jest Papieżem od Gaudete in Domino i nawet przy wysokiej temperaturze nie przestaje się uśmiechać. Ktoś, kto był z nim blisko, i to przez długi czas, opowiedział mi, że Montini potrafił być wesoły, zwłaszcza w chwilach, gdy był w ścisłym gronie rodzinnym i gdy zaznawał ciepła przyjaźni, jak z o. Giuliem Bevilacquą.

A druga okoliczność, w której Papież nie tylko się uśmiecha, ale okazuje głęboką radość, to ta, kiedy ofiarowuje parafii «świecę, będącą symbolem światła i chrześcijańskiej nadziei». W Pensiero alla morte (Myśli o śmierci) Paweł VI napisał: «Otóż, chciałbym na koniec być w świetle». A słynne zdjęcie z 1964 r. przedstawia go, podczas Wigilii Paschalnej, z twarzą zamyśloną i uśmiechniętą w chwili zapalania świecy.

Kanonizacja, którą na konsystorzu 19 maja br. Papież zapowiedział na 14 października 2018, upewnia nas, że Montini jest w świetle. Do niego nawiązywał w rozważaniu na Anioł Pański 6 sierpnia 1978 r., którego nie mógł wygłosić. Z przekonaniem, że «to ciało, które się przemienia przed oczami zdumionych apostołów, jest ciałem Chrystusa, naszego brata, ale jest także naszym ciałem, wezwanym do chwały; tamto światło, które je oblewa, jest i będzie również naszym udziałem w dziedzictwie i blasku».

Przemówienie Pawła VI

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama