Cud pod Wiedniem 1683

Fragmenty zbioru świadectw p.t. "Broń, która zmienia świat"

Cud pod Wiedniem 1683

Aleksandra Polewska

CUD POD WIEDNIEM 1683

PRZYBYŁEM, ZOBACZYŁEM, BÓG ZWYCIĘŻYŁ!

Jak będący mistykiem spowiednik, zagrzewał do ryzykownej walki króla z bractwa różańcowego.

 

„Króla Najjaśniejszej Rzeczpospolitej nie godzi się wyrywać zbyt wcześnie ze snu, jednak gdy chodzi o sprawy wielkiej wagi, należy to uczynić” — wyszeptał ojciec Stanisław Papczyński wprost do ucha rosłemu, uzbrojonemu wartownikowi stojącemu u drzwi prywatnych komnat Jana III Sobieskiego. Choć twarz zakonnika oświetlał jedynie nikły płomień kaganka, który trzymał w dłoni, widać było malujące się na jego twarzy zmęczenie. Mnich wyglądał jakby przez całą noc nie zmrużył oka, a i dzień, który ową noc poprzedził, przepracował ciężko. „Co to za sprawa? — strażnik patrzył na ojca Papczyńskiego z niedowierzaniem”. „Dotyczy wyprawy na Wiedeń” — wyjaśnił zakonnik. „A cóż ojciec może o tym w ogóle wiedzieć, kiedy mnichem jest, a nie wojownikiem!” — mruknął wartownik, chcąc zbyć porannego królewskiego gościa. „Żądam natychmiastowego spotkania z królem!” — odparł wówczas kategorycznie kapłan. Strażnik zapukał w rzeźbione dębowe drzwi, które chwilę później otworzył służący. Był tak zaspany, że dwukrotnie trzeba było mu tłumaczyć, o co chodzi. Jednak w odróżnieniu od wartownika lokaj nie stawiał oporu. Wiedział, że król Sobieski traktuje swego spowiednika niczym wyrocznię i że skoro ojciec Stanisław każe monarchę obudzić, to należy go posłuchać. Zaproszono mnicha do jednej z komnat, zapalono świece ustawione na srebrnych świecznikach i poproszono, by poczekał.

Zapewniam cię królu, że zwyciężysz

Ojciec Stanisław, przyjaciel, spowiednik i przewodnik duchowy króla Jana, który dopiero co powołał do życia zgromadzenie marianów, spędził całą noc, modląc się przed figurą Najświętszej Maryi Panny. W Europie wrzało. Mahometańska nawała znów zagrażała chrześcijańskiemu światu. Wojska wezyra Kara Mustafy z niebezpieczną prędkością zbliżały się do Wiednia. Zdesperowany cesarz austriacki Leopold I słał posłańców do władców europejskich krajów, by wsparli go, na ile tylko zdołają. Jeden z nich dotarł oczywiście na dwór Jana III Sobieskiego. Gdyby decyzja zależała tylko i wyłącznie od zdania króla, polski monarcha byłby gotów wyruszyć do Wiednia natychmiast, jednak sejm powstrzymywał go jak mógł. Rzeczpospolita wyczerpana była wojnami, a jej skarbiec świecił po prostu pustkami. Polscy panowie zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i wiedzieli doskonale, że jeśli cesarz Austrii zostanie przez Turków pokonany, prędzej czy później armia wezyra Mustafy zagrozi także Polakom. Decyzja była trudna. Król żalił się nieustannie ojcu Papczyńskiemu, jak bardzo jest rozdarty i nie wie co począć. Najgorsze jednak było dla mnicha to, że on, jako królewski przewodnik duchowy, też nie wiedział, co swemu władcy doradzić. Jednak kiedy na dworze królewskim zjawił się zatroskany posłaniec papieski z listem od samego Innocentego XI, w którym to Ojciec Święty niemalże błagał o przybycie Sobieskiego z odsieczą, zakonnik uznał, że już dłużej nie może sobie pozwalać na bezradne rozkładanie rąk wobec rozdarcia polskiego monarchy. Spędził całą noc na modlitwie, błagając Maryję z różańcem w dłoni o podpowiedź, co robić; o płomień światła, który zniszczy ciemność niezdecydowania. Wierzył, że Matka Chrystusa przyjdzie z pomoc; wierzył, że we własnym sercu usłyszy Jej głos. Tymczasem stało się coś zupełnie innego.

Gdy Sobieski wszedł do komnaty, w której oczekiwał go ojciec Stanisław, światło budzącego świtu zdążyło złamać już panujące tam nocne mroki. Król miał zapuchnięte, lekko nieprzytomne oczy. Zakonnik wstał. „Wybacz, królu, ale nie mogłem czekać do rana z tą wieścią” — wyjaśnił grzecznie. „Co to za wieść?” — ziewnął Jan III Sobieski. „Modliłem się całą noc, by Bóg zesłał światło na ciemności naszych trudnych sądów — odparł marianin. — Błagałem Maryję o Jej pomoc. W czasie modlitwy ukazała mi się i...

Słysząc te słowa, Sobieski otrząsnął się natychmiast z resztek senności. „Co ci powiedziała Najświętsza Panienka, ojcze? Mów!” — niecierpliwił się monarcha. „Zapewniam cię, królu, imieniem Dziewicy Maryi, że zwyciężysz i okryjesz siebie, rycerstwo polskie i ojczyznę nieśmiertelną chwałą!” — powiedział drżącym głosem ojciec Stanisław. Król ani przez moment nie wątpił w zapewnienia marianina. Już jako chłopiec słyszał od swego ojca Jakuba Sobieskiego o tym, jak to Przenajświętsza Dziewica ukazała się pod Chocimiem hetmanowi Lubomirskiemu i wskazała mu drogę wyjścia z impasu. Ojciec o owej mistycznej wizji dowiedział się z ust samego hetmana, u boku którego walczył z Turkami o chocimską twierdzę. Monarcha nie wrócił już do sypialni. Kazał obudzić cały dwór i bezzwłocznie przygotowywać wyprawę wojenną. Poprosił też ojca Papczyńskiego, by ten powtórzył swoje zapewnienie o zwycięstwie polskiej armii pod Wiedniem w obecności senatu i papieskiego posłańca.

Dwie królowe

Jan III Sobieski miał w życiu dwie wielkie miłości. Obie były królowymi i obie nosiły to samo imię. Pierwszą z nich była naturalnie jego żona, słynna Maria Kazimiera D'Arqiuen, zwana przez niego pieszczotliwie Marysieńką. Drugą, Maryję, Królową Niebios, pokochał już w dzieciństwie, kiedy to dowiedział się, że jego pradziad po kądzieli hetman Stanisław Żółkiewski, bohater spod Cecory, nosił na palcu złoty pierścień z łacińskim napisem Mancipium Mariae (Niewolnik Maryi). Rodzice przyszłego zwycięzcy spod Wiednia, ludzie bardzo prawi i pobożni, pokazując małemu Jasiowi grobowiec wielkiego przodka, wyjaśnili mu, iż wielkość jego słynnego pradziada miała ścisły związek z jego poddaństwem Matce Chrystusa. Na płycie nagrobnej Żółkiewskiego umieszczony był cytat z „Ody” Horacego, który — jak mówią kroniki — stał się pierwszym łacińskim zdaniem, jakiego nauczył się mały Jaś Sobieski: O, quam dulce et decorum est pro patria mori, a zanczyło: O, jakże słodko i pięknie jest umierać za ojczyznę. Przyszły król obierał nie tylko wspaniałą, popartą dokonaniami przodków, patriotyczną edukację, ale wyrastał również w atmosferze spontanicznego kultu maryjnego. Nic więc dziwnego, że gdy tylko dorósł, szybko zasilił szeregi różańcowego bractwa, każdej soboty pościł o chlebie i wodzie i żadnej poważnej pracy nie rozpoczynał bez modlitwy. Gdy przygotowywał się do wojennych wypraw, będąc już królem, nie wyruszał na nie bez udziału w specjalnej błagalnej procesji. Niechętni Sobieskiemu historycy twierdzą, że nigdy nie zostałby monarchą, gdyby nie uczucie do Marysieńki, które wprowadziło go w królewskie kręgi. Dwanaście lat młodsza Maria Kazimiera D'Arquien była bowiem damą dworu królowej Ludwiki Marii Gonzagi, żony dwóch polskich królów: Władysława IV i Jana Kazimierza II. Niestety, królowa Ludwika Maria nie dopuściła do ślubu Marysieńki z Sobieskim, twierdząc że o wiele lepszym kandydatem do jej ręki będzie wojewoda sandomierski Jan Sobiepan Zamoyski. W dodatku, tak niefortunnie złożyło się dla dwojga zakochanych, że Jan Kazimierz miał dług wdzięczności wobec Zamoyskiego i wojewoda sandomierski w ramach jego uregulowania zażyczył sobie ręki Marysieńki właśnie. I tak Maria Kazimiera została panią Zamoyską. Urodziła wojewodzie sandomierskiemu czwórkę dzieci, z których troje zmarło w dzieciństwie, a jedno przyszło na świat martwe. Kroniki mówią, iż nieszczęśliwa wojewodzina (wojewoda był bowiem hulaką i pijakiem) zaczęła rozpytywać, jak mogłaby uzyskać rozwód z Janem Sobiepanem. Wtedy to stało się coś nieoczekiwanego: jej mąż, toczony od lat syfilisem i wyniszczony alkoholem, zmarł nieoczekiwanie po siedmiu latach małżeństwa. Dokładnie pięć tygodni po jego śmierci, 14 maja 1665 roku, Marysieńka w wielkiej tajemnicy (przecież dopiero co zaczęła się żałoba, a trwać powinna była minimum pół roku!) poślubiła ukochanego Jana. Oficjalny ślub Sobieskich odbył się bez rozgłosu niecałe dwa miesiące później w prywatnej królewskiej kaplicy, a udzielił go nuncjusz apostolski Antonio Pignatelli — późniejszy papież Innocenty XII. Wieść o ceremonii rozniosła się lotem błyskawicy nie tylko po Rzeczpospolitej, ale i po Europie. Już następnego dnia po niej, 6 lipca 1665 roku, jej uczestnik Pierre de Bronzi, donosił królowi Francji Ludwikowi XIV, że Królowa polska uznała za stosowne nie odwlekać dłużej małżeństwa marszałka Sobieskiego z wdową po wojewodzie Zamoyskim (...). Wiele osób było innego zdania, sądząc, że nie należy się spieszyć z usatysfakcjonowaniem Sobieskiego, już choćby tylko ze względu na przyzwoitość, jako że wojewodzina jest wdową dopiero od pięciu tygodni. Ponieważ jednak królowa obstawała przy konieczności przyspieszenia małżeństwa, zostało ono zawarte w prywatnej kaplicy, w obecności niewielu osób (...). Małżeństwo nie zostało jeszcze podane do publicznej wiadomości, choć wszyscy domyślają się, że ślub się odbył. Warto też wspomnieć, że relację z ceremonii zaślubin zamieścił największy ówczesny francuski dziennik „La Gazette de France”.



Aleksandra Polewska

Broń, która zmienia świat

Dom Wydawniczy Rafael
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-7569-340-9
Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Cud pod Lepanto 1571
Cud pod Chocimiem 1621
Cud pod Wiedniem 1683

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama