Strzeżcie się nadwychowawców

Współczesna pedagogika jest pełna nieżyciowych teorii, a koniec końców - często prowadzi do wewnętrznej anarchii wychowanka

Strzeżcie się nadwychowawców

Współczesna pedagogika, skrywająca się za hasłami „bezkonfliktowość”, „tolerancjonizm wychowawczy” i dobre „więzi emocjonalne”, w wielu przypadkach prowadzi tylko do wewnętrznej anarchii.

Wychowanie jest zadaniem prostym, a zarazem trudnym. Prostym, bo wbrew modnej pseudopsychologicznej propagandzie jest sztuką dostępną każdemu. Prości chłopi potrafili wszak dobrze wychowywać dzieci. Z kolei jego trudność polega na tym, że wychowawca natrafia na silny opór materii i przede wszystkim sam sobą musi coś reprezentować. Znajomość metod i technik tu nie wystarczy!

Zakłamanie czasów współczesnych polega na tym, że z wychowania uczyniono „nadsztukę”, dostępną tylko oświeconym „fachowcom”. W rezultacie rodzice zostali zdegradowani do roli słuchaczy, którzy od nowoczesnych psychologów i pedagogów muszą uczyć się wychowywania najmłodszych. Owi „nadwychowawcy” zazwyczaj poprzez media kładą do głów młodym rodzicom różne bezstresowe teoryjki, co prowadzi do rodzicielskich eksperymentów w tymże duchu. (Jedną z ostatnich wskazówek „fachowców” był ujęty w ramy prawne zakaz stosowania klapsów).

Równolegle mamy do czynienia z innym zjawiskiem — z rzeczywistą utratą naturalnych umiejętności wychowawczych przez samych rodziców. Pewne kody cywilizacyjne odnośnie do sztuki formowania dziecięcych charakterów przekazywane były z pokolenia na pokolenie. Teraz te umiejętności zanikają wraz ze zmianami w sferze kulturowej i cywilizacyjnej.

Zmienia się duch rodzicielski, mniej jest ludzi honorowych w starym stylu, większa jest tolerancja w kwestiach, które kiedyś były moralnie niedopuszczalne. To wszystko sprawia, że słabnie autorytet ojców i matek.

Jak dawniej wychowywano?

Klasyczne wychowanie sprowadzało się do formowania charakteru za pomocą poszczególnych cnót moralnych. Dzięki cnotom „uprawiano” ludzką naturę. Cnota, jak pisał o. Jacek Woroniecki, nie jest bezmyślnym nawykiem, ale jej wyjątkowość polega na tym, że przezwycięża słabość natury w jakimś zakresie i dzięki temu pomaga woli w podjęciu dobrej decyzji, gdy pojawi się problem.

Dzięki niej w umyśle dziecka wykuwa się schemat postępowania w konkretnych sytuacjach życiowych, a równocześnie formuje się siła psychiczna potrzebna do przezwyciężenia problemu.

Efekt taki osiąga się poprzez wytrwały trening codzienny, czyli konsekwentne postępowanie polegające na przezwyciężaniu siebie i przyzwyczajaniu do określonych zachowań w pewnym okresie (dzieciństwo, młodość), aż do ukształtowania danej cnoty.

Więź emocjonalna zamiast charakteru?

Innej drogi nie ma. Dzisiaj rodzice często są zbyt wyrozumiali i zapominają, że od najmłodszych lat trzeba „uprawiać dziką naturę” dziecka. Z samego „kochania”, „więzi emocjonalnej”, „unikania toksyczności” czy „uczenia zasad” niewiele wynika. Skutki takiej postawy są widoczne w wieku dorastania, gdy rozpoczyna się młodzieńczy bunt, a młodzi ludzie nie dysponują cnotami potrzebnymi do opanowania własnych słabości.

Tacy znawcy życia duchowego jak arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński podkreślali prymat silnego charakteru nad wiedzą: „Nauki kształcą tylko umysł — pisał arcybiskup — największą zaś baczność trzeba zwrócić na ukształtowanie charakteru. Usiłowaniem naszym powinno być robić ciągły, choćby powolny postęp w dobrym. Wyrobienie w sobie mocnej woli jest pierwszym warunkiem postępu. Najlepsze zasady na nic się nie przydadzą człowiekowi, co nie umie panować nad sobą”.

Konkrety zamiast sloganów

Arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński podkreśla istotną rzecz, o której zapomina się dzisiaj, poprzestając tylko na wiedzy czy budowaniu wspomnianych więzi emocjonalnych z dziećmi. Te więzi są oczywiście potrzebne do tego, żeby skuteczniej wpływać na dziecko. Można powiedzieć, że są punktem wyjścia dalszej pracy. Niestety, w praktyce jest tak, że dobroduszni rodzice zbytnio koncentrują się na budowaniu więzi z dziećmi, które są przecież dane przez naturę, a zapominają o kształtowaniu ich charakteru.

Wiąże się to z pewnym zafałszowaniem. Niektóre psychologiczne slogany mają za zadanie odwrócić od istoty paidei. Celem stają się bezkonfliktowość, tolerancja i dialog, z których nic tak naprawdę nie wynika. Dzięki temu trikowi eliminuje się wymagania z procesu wychowania. Jan Paweł II w takich przypadkach mówił młodym, że powinni wymagać od siebie, nawet gdy inni od nich nie wymagają.

Czy „bezkonfliktowość”, „tolerancjonizm wychowawczy” i dobre „więzi emocjonalne” dają jakąś konkretną umiejętność życiową? Czy kształtują silną wolę, odwagę, umiarkowanie w jedzeniu i piciu, wytrwałość, męstwo, hojność, roztropność, czystość? Nic z tych rzeczy. Na ogół — wręcz przeciwnie. Prawda jest taka, że współczesna pedagogika, która skrywa się za tymi hasłami, w wielu przypadkach prowadzi tylko do wewnętrznej anarchii.n

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama