reklama

Wzrok zatroskany

ks. Michał Kwitliński ks. Michał Kwitliński

dodane 25.08.2025 08:41

W uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej czytamy ewangelię o cudzie w Kanie galilejskiej. Uznano, że najlepiej pasuje do tajemnicy wiary, którą celebrujemy. Dzisiejsze święto nie odnosi się do konkretnego wydarzenia z życia Maryi, lecz do jej misji w Kościele, dziś i do końca czasów. Otrzymała zadanie Matki, która ma troszczyć się o swe dzieci, a są nimi wszyscy przybrani bracia i siostry jej syna. A że jej serce matczyne może pomieścić wiele, ogarnia swą miłością również tych, którzy jeszcze nie stali się przez chrzest przybranymi dziećmi Boga. Misję tę powierzył jej Chrystus umierając na krzyżu, moglibyśmy więc dziś słuchać w czasie Mszy słów: „oto syn twój, o to Matka twoja”. Jednak Kościół zdecydował, abyśmy popatrzyli na Maryję w Kanie galilejskiej. Może dlatego, że w czasie pamiętnego wesela (setki litrów dobrego wina biesiadnicy zapamiętali z pewnością) Maryja jawi się jako kobieta troskliwa, która umie zauważyć, kiedy inni potrzebują pomocy. Jak matka wobec dzieci.

Cudowne wizerunki, sanktuaria są, można powiedzieć, jednym ze sposobów wypełniania przez Maryję swojej misji. Matka Boża nie jest dla nas widoczna w materialnej postaci, nie może też do nas przychodzić, jak jej Syn, pod postacią sakramentalną chleba i wina. Ale jej obecność jej matczyna miłość jest faktem. A ponieważ w tym świecie poznajemy rzeczywistość zmysłami, tworzymy jej wizerunki, aby przypominały nam o jej obecności. Potrzebujemy też miejsc, w których ta obecność jest szczególnie odczuwalna, to leży w naszej naturze i Bóg odpowiada na tę potrzebę. W niektórych miejscach łatwiej nam się modlić, nasze prośby są częściej wysłuchiwane. W naszym kraju są setki takich miejsc, ale to jedno, Jasna Góra i ten wizerunek jest wyjątkowy  

Wzrok ma smutny, zatroskany, jakby chciała prosić cię, byś w matczyną jej opiekę oddał się.

Maryja nie jest matka zaborczą, nie takiej matki chce dla nas Jezus. Wzrok ma zatroskany, bo w naszym życiu jest tyle cierpienia. Czasem jego powodem jest nasze oddalenie od Boga, więc chce przyciągnąć nas do swego Syna, Boga-człowieka, który łączy nas z Bogiem Ojcem. Innym razem niesiemy krzyż, który nie jest bezpośrednim skutkiem grzechu, uderza w nas cierpienie niezawinione. I nie umiemy sobie z nim radzić.

Na twarzy Maryi z ikony jasnogórskiej widzimy ślady profanacji dokonanej w 1430 roku przez rozbójników, którzy pocięli oblicze Maryi. Nie jest pewne czy zrobili to z przyczyn religijnych (byli husytami) czy zwykłego wandalizmu ludzi zdeprawowanych i sfrustrowanych. Tak czy owak, na twarzy Maryi jest materialny ślad grzechu, czyli odrzucenia i nieposłuszeństwa wobec jej Syna. Władysław Jagiełło nakazał dokonać renowacji obrazu ruskim malarzom, biegłym w technice ikon. W praktyce, prawdopodobnie namalowali oni obraz od nowa na oryginalnej desce, zachowując jednak ślady ciosów. Może, jak przystało na ikonopisów, modlili się w trakcie swej pracy i otrzymali od Ducha Świętego światło, że te blizny są symbolem i powinny pozostać integralną częścią obrazu. Mówią nam bowiem, że Maryja jest tak blisko nas, którzy cierpimy z powodu grzechów swoich i cudzych, iż zło zraniło również jej oblicze. Grzech jednak nie może zniszczyć miłości Boga, która pulsuje w sercu Maryi. Szramy nie oszpecają jej twarzy, ale jeszcze bardziej wzywają nas, abyśmy oddali się w jej opiekę. A ona widząc nasze słabości i nędze, mówi do swego Syna: „nie mają już wina, nie mają już sił, nie podniosą się sami. To dzieci Twego Ojca niebieskiego, to jest nasza sprawa”. A do nas mówi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”

 

1 / 1

reklama