Pandemia koronawirusa gwałtownie wyrwała nas z większego niebezpieczeństwa, na jakie narażeni są poszczególni ludzie i cała ludzkość: z iluzji wszechmocy. (…) Wystarczył mały, bezkształtny element natury – wirus – aby przypomnieć nam, że jesteśmy śmiertelni – powiedział o. Raniero Cantalamessa.
Wiosną, kiedy mierzyliśmy się z pierwszą falą pandemii koronawirusa, o. Raniero Cantalamessa w Wielki Piątek w pustej bazylice Świętego Piotra mówił o tym, jaki wpływ to doświadczenie może mieć na naszą wiarę. Minęło pół roku, a świat dalej walczy z niewidzialnym wrogiem i słowa wypowiedziane w Wielki Piątek nie tracą na aktualności.
O. Cantalamessa podkreślił wtedy, że epidemia na nowo uświadomiła nam, że człowiek nie nad wszystkim ma władzę i nie wszystko może.
„Pandemia koronawirusa gwałtownie wyrwała nas z większego niebezpieczeństwa, na jakie narażeni są poszczególni ludzie i cała ludzkość: z iluzji wszechmocy” – mówił.
Koronawirus przypomniał całemu światu, że życie doczesne jest kruche i szybko się kończy.
„Wystarczył mały, bezkształtny element natury – wirus – aby przypomnieć nam, że jesteśmy śmiertelni. Potęga militarna i technologia nie wystarczają do zbawienia. Człowiek żyjący w dostatku nie rozumie, mówi psalmista, równy jest bydlętom, które giną. Ileż prawdy w tych słowach”.
O. Cantalamessa zapewnił, że Bóg nie jest obojętny na cierpienie człowieka i kierowanie ku Niemu zarzutów jest niewłaściwe.
„Ten, który pewnego dnia zapłakał z powodu śmierci Łazarza, płacze dzisiaj z powodu chłosty, która dotknęła ludzkość. Tak, Bóg cierpi jak każdy ojciec i każda matka. Kiedy pewnego dnia to odkryjemy, zawstydzimy się z powodu wszystkich oskarżeń, które w życiu skierowaliśmy pod Jego adresem. Bóg uczestniczy w naszym cierpieniu, aby je przezwyciężyć. Bóg, będąc dobrym (najdoskonalszym, jak pisał św. Augustyn), nigdy nie pozwoliłby, aby w Jego dziełach istniało jakiekolwiek zło. Chyba że będąc wystarczająco potężnym i dobrym, byłby w stanie ze zła wyprowadzić dobro”.
Wytłumaczył także, że to nie Bóg zsyła zło na świat. On nie chce zła, ale na nie pozwala, jednocześnie czuwając nad światem w swojej mądrości.
„Czy zatem Bóg chciał śmierci swojego Syna na krzyżu, aby móc wyprowadzić z tego dobro? Nie. Zezwolił jednak, żeby ludzka wolność mogła potoczyć się swoim torem, ale sprawiając, by przysłużyła się realizacji Jego planu, a nie planu zamierzonego przez ludzi. To samo odnosi się do katastrof naturalnych, trzęsień ziemi i epidemii. To nie On je wzbudza. Natura też posiada własny rodzaj wolności, jakościowo różnej od wolności moralnej człowieka. Ta swoboda ewoluowała zgodnie z własnymi prawami rozwoju. Bóg nie stworzył świata jak zegar, którego każdy najmniejszy ruch został wcześniej zaprojektowany. To coś, co niektórzy nazywają przypadkiem, a co Biblia określa mianem Bożej mądrości”.
Ojciec zwrócił uwagę, że pandemia przynosi także jakieś dobre skutki, które już są widoczne, np. wyzwoliła w ludziach poczucie solidarności. Wirus przecież dotyka każdego, bez względu na majątek czy wykształcenie.
„Czy kiedykolwiek, jak sięgnąć pamięcią, ludzie wszystkich narodów czuli się tak zjednoczeni, tak równi, tak mało skłóceni, jak w tym bolesnym momencie? Nigdy tak jak teraz nie odczuwaliśmy prawdziwości wołania naszego poety: ludzie uciszcie się! W naszym świecie zbyt wiele jest tajemnic. Wirus nie zna granic. W jednym momencie pokonał wszystkie bariery i podziały, rasy, religie, bogactwa, władzę”.
Zaprosił także do tego, żeby ten trudny czas dobrze wykorzystać i rozwinąć dobro, które może przynieść.
„«Po trzech dniach zmartwychwstanę» – zapowiedział Jezus. Także my po tych dniach zmartwychwstaniemy i wyjdziemy z grobów, którymi obecnie są nasze domy. Zrobimy to nie po to, aby powrócić do poprzedniego życia, jak Łazarz, ale by wejść do życia nowego, jak Chrystus; życia bardziej braterskiego, bardziej ludzkiego i bardziej chrześcijańskiego”.
Źródło: wszystkoconajwazniejsze.pl