We wtorek 12 grudnia rozpoczynają się 3-dniowe uroczystości pogrzebowe prof. Jerzego Kłoczowskiego, jednego z najwybitniejszych historyków Kościoła. Odbędą się one w Lublinie, Warszawie oraz Krzynowłodze Wielkiej.
Kilka dni temu (2 grudnia) humanistyka polska utraciła jednego z najwybitniejszych historyków – Jerzego Kłoczowskiego.
Należał do pokolenia, które urodziło się w wolnej Polsce (1924 r.) i miał szczęście dożyć ponownej niepodległości, w powstaniu której miał także swój udział. Nie był typem historyka gabinetowego zanurzonego w dokumentach, ale kiedy było trzeba aktywnie uczestniczył w życiu społecznym, kulturalnym i politycznym. Był nie tylko historykiem, ale także świadkiem historii, którą współtworzył, jako żołnierz Armii Krajowej, powstaniec warszawski, działacz „Solidarności” i Komitetu Obywatelskiego, wreszcie jako senator III RP. Był głęboko religijnym człowiekiem, zaangażowanym w sprawy Kościoła, świeckiego laikatu, czego wyrazem było jego zaangażowanie w tworzenie w popaździernikowej rzeczywistości Klubów Inteligencji Katolickiej. Z tym środowiskiem, skupionym wokół „Więzi”, „Znaku” i „Tygodnika Powszechnego” związany był do końca.
Swoje naukowe życie związał z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim i pozostał mu wierny do końca, chociaż pewnie mógłby zrobić dużą większą „karierę” na państwowej uczelni. Wybrał jednak z całą świadomością katolicką uczelnię, pozytywnie odpowiadając na zaproszenie ks. prof. Antoniego Słomkowskiego, nie będąc wcale pewny przyszłości tej prywatnej w końcu i do tego katolickiej szkoły wyższej, kiedy Polska wchodziła w apogeum stalinowskiej nocy, kiedy zlikwidowano praktycznie zbrojny opór, kiedy w więzieniach przebywało tysiące żołnierzy AK, w tym jego kolegów. Kiedy na polski Kościół spadały kolejne represje władzy komunistycznej związanie się z taką instytucją było wielkim wyzwaniem dla młodego przecież historyka, świeżo po obronie doktoratu, a do tego inwalidy wojennego z młodą żoną i rocznym dzieckiem.
Za swoich mistrzów uważał dwóch wybitnych historyków prof. Kazimierza Tymienieckiego, wybitnego poznańskiego mediewistę oraz prof. Karola Górskiego z Torunia, także wybitnego historyka, ale tym razem badacza duchowości religijnej.
Po tytułach pierwszych jego prac naukowych poświęconych dominikanom na Śląsku i Pomorzu w Średniowieczu mogłoby się wydawać, że pójdzie klasycznym nurtem historii kościelnej, a więc badaniem struktur, instytucji i biografii ludzi Kościoła. Zainteresowania jego poszły w innym kierunku, owszem struktury i instytucje są ważne, ale jeszcze ważniejsze było ich osadzenie w kontekście nie tyle politycznym, co społecznym, ich długiego oddziaływania na lokalne społeczności skupione w okręgach parafialnych, w dobrach opackich mniszych wspólnot, w miejskim i wiejskim duszpasterstwie zakonów mendykanckich.
Dla prof. Kłoczowskiego niezwykle istotne było ukazanie pracy Kościoła i jego struktur w czasie i przestrzeni i stąd pomysł opracowania wielkiego historycznego atlasu chrześcijaństwa polskiego. Powołany więc został na KUL-u Instytut Geografii Historycznej Kościoła w Polsce, którego współzałożycielem był także Zygmunt Sułowski, w tym samym czasie co Jerzy Kłoczowski i Marzena Pollakówna, zaproszona przez rektora Słomkowskiego, ale tym razem z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kulowska inicjatywa znalazła bardzo pozytywny odzew w środowisku polskich historyków, którzy opracowywali atlas historyczny Polski, ale w zakresie struktur kościelnych, kluczowych dla funkcjonowania państwa w średniowieczu, musieliby bazować na starszych opracowaniach, mało precyzyjnych, a dla późniejszych czasów była to kartograficzna "terra incognito". Rada naukowa Instytutu skupiła najwybitniejszych polskich historyków, co po paru latach doprowadziło do powstania przy Polskiej Akademii Nauk Komisji Historii Porównawczej Kościoła w Polsce, a pierwszym jej przewodniczącym został prof. Kłoczowski. W ten sposób KUL, mimo daleko posuniętych restrykcji ze strony władz, bliskich w początkach lat sześćdziesiątych nawet likwidacji uczelni, otrzymywał uznanie polskiego świata nauki.
Natomiast pierwsze kontakty kulowców po Październiku 1956 r. z nauką światową poprzez, już nie tylko poprzez lekturę, ale osobisty kontakt były impulsem do przyswojenia na gruncie polskim nowego sposobu uprawiania historii, w której główny nacisk położony był na badanie zjawisk społecznych w ich długim trwaniu. Dla historii Kościoła był to niezwykle ożywczy nurt, ponieważ dawał możliwość badania historii Kościoła w jej społecznym kontekście i właśnie w długim trwaniu, nawet kilkusetletnim. Profesor Kłoczowski „zaraził” tym sposobem uprawiania historii grono swoich seminarzystów, z których kilkoro nosi dzisiaj profesorskie birety.
W swoich badaniach historycznych prof. Kłoczowski nie ograniczał się wyłącznie do kontekstu polskiego, ale poszedł dalej, napisał bowiem historię Europy środkowo-wschodniej w późnym średniowieczu, tej młodszej połowy Europy, która chrześcijaństwo przyjmowała około 1000 r. Była to synteza niezwykle ważna, zwłaszcza w sytuacji wyboru na Piotrowy tron papieża z tej właśnie części kontynentu, który z całą mocą podkreślał, że chrześcijańska Europa obok św. Benedykta posiada także św. Metodego, że to są dwa płuca europejskiego chrześcijaństwa.
Prof. Kłoczowski był przede wszystkim mediewistą, ale nie stronił od badań odnoszących się do czasów nowożytnych, już nie tylko z zakresu historii społeczno-religijnej. Seminarium mediewistyczne zamienił na seminarium z historii kultury, dzięki czemu jego uczestnikami mogli się stać studenci, których zainteresowania koncentrowały się na czasach nowożytnych, czy współczesnych (w czasach PRL ten termin odnosił się zasadniczo do okresu 1914-1945). Powstało wiele bardzo dobrych prac magisterskich, ale wielkim problemem było zatrzymanie ich autorów na uczelni. Władza komunistyczna nie dawała zezwolenia na nadawanie doktoratów absolwentom Wydziału Nauk Humanistycznych (do 1983 r.), a etaty asystentów także ograniczała.
O formalnym seminarium doktoranckim nie było co marzyć, więc Profesor wpadł na pomysł, by obejść administracyjne restrykcje i zorganizować prywatne seminarium doktoranckie finansowane przez 8 prowincji franciszkańskich. Pozwoliło to na skromne stypendia dla najzdolniejszych studentów, a warunek by temat odnosił się do historii franciszkańskich wspólnot nie był taki straszny dla tych, którzy w naukowym rozwoju widzieli swoją przyszłość. Wielkim wydarzeniem dla każdego młodego historyka, czy adepta tej dyscypliny było spotkanie z wielkimi historykami, których mogli znać tylko z publikacji.
Prof. Kłoczowskiemu bardzo zależało na takich spotkaniach i dlatego przy okazji zorganizowanych przez Komisję Porównawczą Historii Kościoła PAN, której przewodniczył, dwóch wielkich międzynarodowych kongresów z udziałem wielu wybitnych specjalistów, niektórych z nich zaprosił na KUL z wykładami. Podobnie było w przypadku 200-letniej rocznicy powstania Komisji Edukacji Narodowej, którą zorganizował na KUL-u. Inne międzynarodowe sesje to te poświęcone dominikanom, marianom i franciszkanom, które odbiły się sporym echem w środowisku naukowym.
Bardzo ciekawą inicjatywą prof. Kłoczowskiego było zawarcie porozumienia z żeńskimi wspólnotami zakonnymi, które zobowiązały się do zainspirowania zakonnic by opisały historię swojego zgromadzenie podczas II wojny światowej wg przygotowanego schematu. Wydanych zostało blisko 30 tomów serii, które były panoramą żeńskich zgromadzeń w warunkach okupacji. Uzyskano konkretne dane dotyczące m.in. działalności charytatywnej, a ponadto wielkiego wysiłku w pomocy żydowskim dzieciom, które w klasztorach żeńskich znalazły schronienie i przetrwały wojnę. Ogólnie wiedziało się o tym, ale dopiero szczegółowe badania pokazały ich skalę.
Załamanie się systemu komunistycznego i wybicie się na niepodległość krajów bloku sowieckiego dało nowy impuls do działań organizacyjnych, w które prof. Kłoczowski wkroczył. Udało mu się powołać w Lublinie Instytut Europy Środkowo-Wschodniej, w ramach którego podjęto wielką dyskusję na temat wspólnej historii krajów stanowiących kiedyś Rzeczpospolitą Trojga Narodów. Nie był to łatwy temat, ponieważ zupełnie inna była perspektywa tej historii widziana oczami Ukraińca, Litwina czy Białorusina, nie do końca przychylna Polsce, a zupełnie inna była wizja polskich historyków. Ich pokłosiem były syntezy historyczne napisane od nowa, z uwzględnieniem dorobku światowej historiografii, w tym naturalnie polskiej, która nawet w czasach komunizmu dochowała standardów metodologicznych, zwłaszcza w odniesieniu do historii średniowiecza i czasów nowożytnych. Innym działaniem prof. Kłoczowskiego było wspieranie organizacyjne i merytoryczne historyków pracujących na uniwersytetach litewskich, ukraińskich czy białoruskich.
Nie można pisać o prof. Kłoczowskim bez uwzględnienia niezwykle istotnych w jego biografii faktów, jak udział w Powstaniu Warszawskim czy działalność w czasach „Solidarności” oraz w Komitecie Obywatelskim. Trauma wyniesiona z Powstania Warszawskiego, gdzie jako dowódca plutonu w jednym z ataków został ciężko ranny, co skutkowało utratą prawej ręki, towarzyszyła Profesorowi przez całe życie. Dramat klęski Powstania, a także utrata niepodległości był wielkim przeżyciem dla pokolenia młodej polskiej inteligencji wychowanej w II RP. Zaangażowanie na studiach w Sodalicji Mariańskiej i w duszpasterstwo akademickie prowadzone w Poznaniu przez jednego z najwybitniejszych dominikanów o. Przybylskiego na trwałe związało Profesora z Zakonem Kaznodziejskim, nie tylko naukowo, ale także duchowo (młodszy brat Jerzego Andrzej został zakonnikiem tej wspólnoty). Doświadczanie klęski, a przede wszystkim hekatomba polskiej inteligencji była powodem, że prof. Kłoczowski uczył nas młodych uczestników demokratycznej opozycji - przede wszystkim rozwagi. Tego samego uczył nas Władysław Bartoszewski, którego Kłoczowski ściągnął na KUL w roli wykładowcy. To on właśnie wskazał nam drogę do walki bez użycia przemocy, a bronią miało byś słowo drukowane powielane bez cenzury. Prof. Kłoczowski życzliwie się temu przyglądał, a jego uczniowie dali właśnie początek „powielaczowej rewolucji”.
Nie przypadkiem zresztą tematem jednego z seminariów magisterskich była historia stowarzyszeń akademickich II RP inspirowanych chrześcijaństwem, m.in. Juventus Christiana, Eleusis, Chrześcijański Związek Akademicki, "Odrodzenie", itp. Pod odejściu red. Bartoszewskiego kontynuował jego dzieło inny szaroszeregowiec namówiony przez Kłoczowskiego – prof. Tomasz Strzembosz. Trudno się dziwić, że wśród młodej kulowskiej opozycji istniał kult Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego jako demokratycznej emanacji państwa i jego armii w warunkach okupacji.
W czasach „Solidarności” prof. Kłoczowski zaangażował się w działania Wszechnicy Związkowej przy Regionie Środkowo-Wschodnim. Organizował odczyty dla młodzieży i dla nauczycieli, a w czasie strajku szkolnego prowadził osobiście wykłady z historii w kilku szkołach średnich. Stan wojenny to okres współpracy z kilkoma zaufanymi profesorami w organizowaniu stypendiów naukowych we Włoszech, niezależnie od władzy komunistycznej. Dzięki profesorskim koneksjom i dobrej znajomości z papieżem udało się nakłonić stronę włoską do sfinansowania tej inicjatywy. Załamywanie się systemu komunistycznego, co było widoczne po dojściu do władzy Gorbaczowa, dało impuls w końcówce lat 80. do ujawnienia się związkowych struktur, powołania Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, który miał przygotować Okrągły Stół i pierwsze „prawie” wolne wybory. Prof. Kłoczowski ze względu na swój niekwestionowany autorytet został przewodniczącym lubelskiego wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego. Jeździł na spotkania, wygłaszał pogadanki, inspirował do działania parafie. Ta aktywność spełniła się w wyniku wyborczym 4 czerwca 1989 r. Jego podkomendny z Powstania Warszawskiego i wykładowca KUL dr Adam Stanowski został senatorem, a po jego śmierci to właśnie prof. Kłoczowski objął ten fotel. Za swoje niekwestionowane zasługi został doceniony przez Rzeczpospolitą nadaniem mu najwyższego cywilnego odznaczenia jaką jest Order Orła Białego, bo za zasługi wojenne otrzymał jeszcze podczas wojny krzyż Virtuti Militari.
Lata wolnej Polski, o którą walczył z bronią w ręku i z piórem naukowca nie były dla niego ukoronowaniem jego życiowej drogi. Znaleźli się zawistnicy, wcześniej ich na KUL-u też nie brakowało, którzy wykorzystali przecieki z archiwum IPN i nie mając możliwości dokładnego zbadania sprawy ogłosili, że prof. Kłoczowski był „tajnym współpracownikiem”, „agentem wpływu” itp. od 1961 r. aż po czasy stanu wojennego.
Jest faktem, że prof. Kłoczowskiego zarejestrowano jako tajnego współpracownika w 1961 r. i to poszło w świat, ale to, że po paru miesiącach został wyrejestrowany i zarejestrowany jako osoba rozpracowywana aż do obrad okrągłego stołu, pominięte zostało milczeniem. Pominięto też milczeniem cały kontekst w jakim funkcjonował KUL w początkach lat sześćdziesiątych, w czasie „wściekłej” kampanii antykościelnej prowadzonej przez Gomułkę i w ten sposób chciano zniszczyć autorytet prof. Kłoczowskiego, kierując się politycznym interesem.
Dla mojego pokolenia, które miało zaszczyt znać Profesora, zdobywać szlify naukowe pod jego kierunkiem, jego osoba pozostanie jako wzór, nie wolny od słabości, ale przez to autentyczny. Nauczył nas krytycznego spojrzenia na historię, na bogactwo wielonarodowej Rzeczypospolitej, nie wolnej przecież od konfliktów. Nauczył nas spojrzenia na dzieje Kościoła polskiego nie w apologetycznym wydaniu, tylko w jego zakorzenieniu w społeczeństwie, w jego długim trwaniu. Nauczył nas wreszcie że historia Polski ma wymiar europejski, w tych dobrych i złych kontekstach.
Odszedł jeden z ostatnich wielkich polskich historyków, ale pozostanie obecny w swoich dziełach i w pamięci swoich uczniów i współpracowników. Żegnaj Profesorze.
Maciej Sobieraj / Lublin