„Zatem każdy z nas może zadać sobie pytanie, zwłaszcza w tym okresie, który przygotowuje nas do Bożego Narodzenia: a ja na co czekam?” – zapytał kiedyś Benedykt XVI. Jakże aktualne to pytanie! Na co czekam? Czy w ogóle... czekam? I czy potrafię czekać z radością na Pana?
11 lat temu, podczas Adwentu, Benedykt XVI apelował, aby robić wszystko, by przyszłością świata mogła stać się cywilizacja miłości i życia. Patrząc na to, co dzieje się wokół nas, można pomyśleć: oj, daleka jeszcze droga, Benedykcie. Świat wybiera cywilizację śmierci...
Brak szacunku do życia, często pojawiający się brak troski o innych, wiele negatywnych cech, które wyłuskała pandemia, eutanazje, maszyny do samobójstwa... Świat wybiera cywilizację śmierci. I dlatego tym bardziej, w tym Adwencie, który trwa, warto zadać sobie pytanie o... życie i miłość. O głęboką radość. Nie taką, która sprawia, że człowiek ma przyklejony uśmiech na ustach po obejrzeniu komedii, a potem idzie płakać do łóżka, bo ma wszystkiego dość. Trzeba sobie zadać pytanie o radość, którą daje Ten, na którego powinno się czekać w Adwencie – Jezus Chrystus.
Przypomnijmy sobie niektóre słowa Benedykta XVI, które wypowiedział te 11 lat temu. Obecny papież-senior, pochylił się wówczas nad wymownym tematem „oczekiwania”, w którym chodzi o aspekt głęboko ludzki, w którym wiara staje się, by tak rzec, jedną całością z naszym ciałem i z naszym sercem. „Oczekiwanie, czekanie jest wymiarem, który przekracza całe nasze istnienie osobiste, rodzinne i społeczne. Oczekiwanie jest obecne w tysiącu sytuacji, począwszy od tych najmniejszych i najbardziej banalnych, aż po najważniejsze, które angażują nas całkowicie i do głębi. Mamy na myśli między innymi oczekiwanie dwojga małżonków na dziecko, oczekiwanie na rodzica lub przyjaciela, który przybywa z daleka, aby nas odwiedzić; myślimy o młodym człowieku, czekającym na wynik końcowego egzaminu lub rozmowy w pracy; w stosunkach uczuciowych – o czekaniu na spotkanie z ukochaną osobą, na odpowiedź na list lub na przyjęcie przebaczenia... Można by powiedzieć, że człowiek żyje, dopóki czeka, dopóki w jego sercu żyje nadzieja. I po jego oczekiwaniach rozpoznaje się człowieka: naszą „postawę” moralną i duchową można zmierzyć tym, na co czekamy, w czym pokładamy nadzieję” – mówił wówczas Benedykt XVI.
Adwent jest po to, by zastanowić się nad tym, co może nas zaangażować do głębi. Adwent jest po to, aby się zatrzymać i poszukać drogi do Jezusa, który jest Życiem. Tylko wiedząc, na Kogo się czeka, można poczuć prawdziwą, głęboką radość, kiedy już dojdzie do spotkania. Tylko, czy ludzie w święta Bożego Narodzenia, chcą jeszcze spotkać się z solenizantem? Czy na niego czekają? Krasnale, renifery, magia świąt... To wszystko już jest wszędzie. Człowiek nie umie czekać, nie wie, na co ma czekać, daje się porwać w wir przygotowań, ale do czego? Tylko przygotowanie serca na spotkanie się z Jezusem podczas Mszy św. Bożonarodzeniowej, może sprawić, że te święta przeżyje się z głęboką radością. Tylko wtedy dzielenie się opłatkiem przyniesie pokój.
Czemu tak wiele osób nie lubi świąt? Bo nie wiedzą, na co czekają. Bo nie ma nawet czekania na tych, co mają przyjechać w odwiedziny. Bo kuleją relacje. Bo w Adwencie nie robi się nic, by to naprawić przed świętami. A z Jezusem wszystko może się odmienić... Naprawdę.
„A zatem każdy z nas może zadać sobie pytanie, zwłaszcza w tym okresie, który przygotowuje nas do Bożego Narodzenia: a ja na co czekam? Na co, w tym okresie swego życia, czeka moje serce? A pytanie to można stawiać na szczeblu rodziny, wspólnoty czy narodu. Na co czekamy razem? Co łączy nasze dążenia, co czyni je wspólnymi? W okresie poprzedzającym narodziny Jezusa, w Izraelu silne było oczekiwanie na Mesjasza, to znaczy na Poświęconego, pochodzącego od króla Dawida, który wyzwoliłby ostatecznie lud od wszelkiego zniewolenia moralnego i politycznego i przywróciłby Królestwo Boże. Nikt jednak nigdy nie wyobrażał sobie, że Mesjasz mógłby narodzić się z pokornej dziewczyny, małżonki przyobiecanej sprawiedliwemu Józefowi. Nawet ona sama nigdy o tym nie myślała, a jednak w jej sercu oczekiwanie na Zbawiciela było tak wielkie, jej wiara i jej nadzieja były tak płomienne, że mógł On znaleźć w Niej godną matkę. Sam Bóg Ją zresztą przygotował jeszcze przed wiekami. Jest to tajemnicza współzależność między oczekiwaniem Boga a oczekiwaniem Maryi – stworzenia „pełnego łaski”, całkowicie przejrzystego na plan miłości Najwyższego. Uczmy się od Niej, Niewiasty Adwentu, przeżywania codziennych gestów w nowym duchu, w poczuciu głębokiego oczekiwania, które tylko nadejście Boga spełnić” – niech te słowa Benedykta XVI przenikną znów po latach serca wielu osób.
By jak najwięcej ludzi mogło robić wszystko, aby przyszłość świata, mogła stać się cywilizacją miłości.