Z przewodniczącym sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do spraw deregulacji, posłem Bartłomiejem Wróblewskim, rozmawia Janusz Grobicki.
Został Pan wybrany jednogłośnie na przewodniczącego sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do spraw deregulacji. Czym ujął Pan pozostałych członków Komisji?
W pierwszym rzędzie, pytanie to powinno być zaadresowane do innych członków Komisji. Jej powołanie było postulatem środowiska konserwatystów i wolnościowców w Prawie i Sprawiedliwości. Pomysł wyszedł od posła Piotra Uścińskiego. Zostałem przewodniczącym, bo reprezentuję zdecydowanie wolnościowe podejście do gospodarki.
Czyli w zasadzie wszyscy członkowie Komisji podzielają pańskie poglądy…
Większość posłów Zjednoczonej Prawicy w Komisji Nadzwyczajnej do spraw deregulacji ma zbliżone poglądy na społeczeństwo, ale również na sprawy gospodarcze, na relacje między państwem a jednostką. Co do parlamentarzystów, którzy są reprezentantami opozycji ich stosunek do tych kwestii jest różny.
Historia pokazuje, że istnienie takich komisji, jest raczej zabiegiem PR-owskim rządzących (tzw. komisja Palikota doprowadziła po czterech latach do „sukcesu paragonowego”). Jakie zadania widzi Pan dla Komisji? Które obszary wymagają deregulacji?
Żyjemy w świecie, który jest silnie zetatyzowany, zbiurokratyzowany. Impulsy regulacyjne płyną więc z wielu różnych źródeł – z Unii Europejskiej, z parlamentu, z samorządów, ale także z organizacji pozarządowych. Jakkolwiek sam cel, czyli deregulacja jest dążeniem, z którym każdy rozsądny człowiek intuicyjnie się zgadza, trzeba uczciwie powiedzieć, że jakieś zasadnicze uproszczenie prawa jest niezwykle trudne. Bo oczekiwania regulacyjne płyną ze wszystkich stron, od każdej niemal władzy, a co więcej także ze strony społeczeństwa. Opinia publiczna oczekuje szybkiego rozwiązywania pojawiających się problemów na bieżąco. A więc jeśli jest problem, musi być szybko odpowiedź, rozwiązanie ze strony prawodawcy. Jednak wiąże się to zawsze z dodatkową legislacją i z dodatkowymi przepisami. Przypomniany przez Pana zarzut dotyczący działania komisji deregulacyjnych w poprzednich kadencjach Sejmu związany jest z faktem, że Janusz Palikot rozbudził tu wielkie oczekiwania. Nawet przy najlepszej woli nie można było ich spełnić. Natomiast atmosfera wokół tej komisji została przepełniona sporą dawką populizmu.
Dlatego ja przyjąłem inne podejście. Celem powołania Komisji jest rozwiązywanie konkretnych spraw, z którymi borykają się obywatele i przedsiębiorcy. Eliminacja niepotrzebnych przepisów, upraszczanie procedur, szukanie rozwiązań prawnych, z którymi łatwiej można żyć. Chciałbym, aby do końca kadencji Komisja, a później Sejm przyjęła dwie, może trzy ustawy deregulacyjne i rozwiązała kilkadziesiąt zgłaszanych problemów. Tak jak ten ostatnio podjęty przez parlament, a mianowicie uchylenia prawnych podstaw lokalnych monopoli gazowych. Projekt ten przygotowałem w związku z drastycznymi podwyżkami gazu w podpoznańskich gminach, ale także w kilkudziesięciu innych miejscach w Polsce.
Które obszary wymagają najpilniejszej deregulacji?
Przygotowaliśmy pierwszą ustawę deregulacyjną, która podejmuje kilkadziesiąt spraw, zakłada zmianę niemal 60 ustaw. Trafiły one do tej ustawy z kilku źródeł. Po pierwsze ze strony rządu, gdzie była przeprowadzona ankieta z pytaniami do poszczególnych ministerstw w zakresie postulatów deregulacyjnych. Dotyczyła ona problemów, które są widoczne z resortowej perspektywy. Ministerstwa identyfikowały te obszary, gdzie można byłoby dokonać uproszczenia przepisów. Po drugie, w pierwszych trzech miesiącach funkcjonowania Komisji, odbyły się konsultacje ze środowiskami, izbami i ze stowarzyszeniami przedsiębiorców. Chcieliśmy w ten sposób uzyskać pogląd odnośnie do ich oczekiwań i propozycji ułatwień w sferze gospodarczej. Po trzecie są to propozycje zgłaszane przez think-tanki, z którymi rozmawialiśmy w listopadzie. W wyniku tych rozmów, na początku grudnia przygotowaliśmy projekt ustawy. Obecnie jest on konsultowany i mam nadzieję, że w nieodległym czasie – raczej w perspektywie tygodni, a nie miesięcy – trafi on do parlamentu i zostanie przyjęty.
Czy deregulacje mają być skoncentrowane tylko na sferze gospodarczej, czy też będą dotykać „zwykłego Kowalskiego” w jego relacjach z urzędami?
Cel działania Komisji jest szeroki: upraszczać prawo gospodarcze, ale także ułatwiać obywatelom codzienne funkcjonowanie. W szczególności chodzi nam o powszednie relacje obywatela z urzędami. Dlatego w projekcie są m.in. propozycje zmian w kodeksie postępowania administracyjnego, przyspieszenie niektórych procedur administracyjnych. Jednak punkt ciężkości projektu jest zgodny z pierwotnym zamysłem powołania Komisji, tzn. koncentruje się na ułatwieniach dla różnych grup przedsiębiorców.
Co sadzi Pan o możliwości zmian w ustawie o zamówieniach publicznych, w kierunku dopuszczenia referencji osobowych dla przedsiębiorstw? Ich brak obniża przetargową pozycję konkurencyjną polskich przedsiębiorców w stosunku do zagranicznej konkurencji.
Ta sprawa nie została zgłoszona do prac Komisji, choć rzeczywiście to istotny problem. Być może po zakończeniu prac nad pierwszą ustawą deregulacyjną, podejmiemy tę sprawę.
Niezależnie od zmian pozytywnych – kwota wolna od podatku, zmiany w procesie budowy domów, czy zwolnienie emerytur od podatku – „Polski Ład” nakłada wiele nowych regulacji i obowiązków na obywatela, komplikując proces rozliczeń podatkowych. Czy Komisja ma tu swoje zdanie i w jaki sposób będzie monitorować, i jak będzie reagować na przeregulowanie prawa?
W okresie dyskusji na temat „Polskiego Ładu” – jako Komisja i również jako środowisko parlamentarzystów, staraliśmy się szukać pewnego rodzaju porozumienia między rządem a przedstawicielami przedsiębiorców. Organizowaliśmy spotkania z szefami stowarzyszeń przedsiębiorców, również z udziałem ministra Adama Abramowicza – Rzecznika MŚP. W rezultacie udało nam się m.in. obniżyć składkę zdrowotną dla przedsiębiorców, płacących podatek liniowy z 9 proc. do 4,9 proc., nieco obniżyć także wysokość składek zdrowotnych w przypadku przedsiębiorców płacących podatek ryczałtowy oraz wprowadzić ulgę dla dużych rodzin – „zerowy PIT” dla „rodzin 4 plus”. Żadna z tych zmian nie byłaby oczywiście możliwa bez akceptacji Premiera Mateusza Morawieckiego.
Rząd przede wszystkim będzie się starał wyjaśnić te sprawy, które są obecnie zgłaszane i które osłabiają wydźwięk programu tzn. pokazania, że „Polski Ład” przynosi istotne korzyści finansowe dla mniej zasobnej części społeczeństwa oraz znacznej części klasy średniej. Wychodząc jednak poza sprawy bieżące, wejście w życie „Polskiego Ładu” powinno nas skłonić do szerszej refleksji na temat skomplikowania systemu podatkowego. Jest to problem nie tylko Polski, ale w zasadzie całej Europie, nie obecny, ale trwający od wielu lat. Równie skomplikowane są systemy podatkowe na przykład w Niemczech, we Francji i w Hiszpanii. Pod tym względem Polska nie odróżnia się jakoś zasadniczo od innych krajów Unii Europejskiej.
Jestem zdania, że należy myśleć o zasadniczym uproszczeniu prawa podatkowego. Nie mówię teraz o wysokości stawek podatkowych, ale o skomplikowaniu systemu. Obecnie zmiany mogą przynieść jedynie punktowe polepszenie sytuacji, ale całościowo już jej nie zmienią. Dlatego trzeba szukać rozwiązań, które prowadziłyby do istotnego uproszczenia systemu podatkowego. Jeden z takich pomysłów, to idea kodyfikacji prawa podatkowego – stworzenia „Kodeksu podatkowego”. Jest to zadanie bardzo ambitne. Rozpoczęliśmy w Komisji pierwsze prace studyjne. Chcielibyśmy rozpocząć dyskusję na temat możliwych kierunków i sposobów upraszczania prawa podatkowego.
Jako redakcja podnosiliśmy kilkakrotnie temat uproszczenia procesu repatriacyjnego Polaków ze Wschodu. Czy widzi Pan tutaj, też pole do działania Komisji?
Nie było to celem działania Komisji, ale problem jest oczywiście ważny. Jako poseł kilkukrotnie pomagałem Polakom z terenów byłego Związku Radzieckiego w powrocie do Polski czy uzyskaniu obywatelstwa. Widzę też wiele dobrej woli w instytucjach rządowych oraz Kancelarii Prezydenta. Mimo to w praktyce niejednokrotnie nie jest wcale prosto pomóc. Biurokratyczne mechanizmy, czasami to potrzebne, niejednokrotnie utrudnia powrót i odnalezienie się w Polsce. Trzeba pamiętać, że przyjazd Polaków, którzy całe życie spędzili na przykład w Kazachstanie, oznacza wielką zmianę. Ale po pierwsze, mamy zobowiązanie moralne wobec Polaków, którzy pozostali na Wschodzie. Po drugie, to sytuacja demograficzna, w której znajduje się Polska i wynikający z niej dylemat.
Musimy rozstrzygnąć, czy próbujemy rozwiązać problem demograficzny w Polsce poprzez podniesienie dzietności, skłonienie części naszych rodaków z zagranicy do powrotu, czy pozostawiamy sprawy własnemu biegowi… z taką konsekwencją, że bez żadnych wątpliwości ubytek ludności spowodowany demografią będą musieli uzupełnić migranci. Według szacunków GUS w 2050 r. będzie nas o ponad 4 mln mieszkańców Polski mniej. Myślę, że w naszym obozie politycznym dominuje przekonanie, że dwie pierwsze drogi są najbardziej właściwymi. Powinniśmy więc zrobić w tej sprawie więcej niż dotychczas. Choć nie jest to wniosek naszej Komisji, postuluję powołanie Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii jako instytucji, która w pewnym stopniu byłaby w stanie rozwiązywać narastające problemy demograficzne Polski.