„Według wyników badań dziś w Polsce najczęściej porzuca się wiarę i Kościół w wieku szesnastu lat, podczas gdy dawniej takie decyzje podejmowano w starszym wieku, bardziej dojrzale” – powiedziała prof. Mirosława Grabowska, dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej.
W rozmowie z tygodnikiem „Idziemy” odniosła się do badań dotyczących religijności Polaków.
Zaznaczyła, że w badaniach widać „ścisłą relację między wiekiem badanych i ich skłonnością do poddawania się procesowi sekularyzacji”. Najszybsze i najpoważniejsze zmiany zachodzą wśród nastolatków.
„Ci w niewielkim stopniu deklarują, że wierzą, a w jeszcze mniejszym stopniu mają już nie tyle związki, ile jakiekolwiek kontakty z Kościołem, Słowem Bożym, sakramentami. Według wyników badań dziś w Polsce najczęściej porzuca się wiarę i Kościół w wieku szesnastu lat, podczas gdy dawniej takie decyzje podejmowano w starszym wieku, bardziej dojrzale. Przynajmniej na etapie zawierania związków małżeńskich i wychowywania dzieci przedtem ten związek z Kościołem jeszcze był. Nie jest tak, że religijność starszych pokoleń Polaków się nie zmienia, ale zachodzi to zdecydowanie wolniej” – mówiła dyrektor.
Zwróciła przy tym uwagę na dwa doświadczenia, które różnią pokolenia starszych i młodszych i wpływają na ich religijność. Pierwsze to doświadczenie komunizmu i roli Kościoła w tamtym czasie. Drugie to osobiste zetknięcie się z Janem Pawłem II, czasem jego pontyfikatu i nauczaniem. Dodała, że ważne są także trzy inne powody sekularyzacji młodzieży: osłabienie lub wręcz brak przekazu wiary w rodzinach, porażka szkolnej katechizacji oraz to, jak młodzi ludzie postrzegają dzisiejszy Kościół i księży.
Zauważyła, że „porzucający Kościół i praktyki religijne w coraz mniejszym stopniu chcą lub potrafią to konkretnie uzasadnić”.
„Argumenty, że np. Kościół miesza się do polityki, że skandale pedofilskie, że Kościół za bardzo dba o pieniądze – to ciągle się pojawia i nie lekceważmy tych odpowiedzi, ale to nie dominuje. Na czoło zdecydowanie wysuwają się powody, które nazywam systemowymi, opierające się na uogólnionych, negatywnych nastawieniach i ocenach Kościoła i księży” – powiedziała.
Chociaż odpowiedzi na przyczyny odchodzenia z Kościoła są ogólnikowe, prof. Grabowska uważa, że mogą one mieć jakieś empiryczne podstawy.
„Osoby pytane w badaniu o przyczyny odchodzenia z Kościoła przywoływały indywidualne doświadczenia, kiedy ksiądz kogoś wyrzucił z lekcji religii, robił trudności z dopuszczeniem do sakramentu, potraktował niesprawiedliwie itp. Wzmacniają ten obraz także historie zasłyszane od innych i w dużym stopniu przekazy narzucane nam przez media. A jak wiadomo, dla mediów dobra wiadomość to jest zła wiadomość. W rezultacie widać wyraźnie, że mamy w dużej mierze do czynienia z wytworzeniem się stereotypu Kościoła i kapłanów. I ten stereotyp będzie bardzo trudno podważyć, jeśli w ogóle uda się tego w dającym się przewidzieć czasie dokonać” – tłumaczyła.
Podkreśliła, że badanie miało zważyć, ile podawanych powodów sekularyzacji jest związanych z księżmi i funkcjonowaniem Kościoła, a ile z własną obojętnością, niewiarą, niechęcią do przestrzegania nauki Kościoła itd. Jak oceniła, jest ich prawie po równo.
Zaznaczyła również, że znaczenie gorsza niż krytykanctwo jest dla religijności obojętność.
„Przekonuje o tym choćby nasza powojenna historia. Walka z Kościołem nie przyniosła komunistom spodziewanych rezultatów. O wiele lepsze rezultaty przynosi, kiedy się religię – przepraszam za to młodzieżowe określenie – olewa jako temat niewart uwagi i zajęcia stanowiska. Potwierdzają to także wyniki naszych badań. Stricte antyreligijna argumentacja odejścia z Kościoła niemal nie występuje. Mało kto twierdzi, że np. religia to metoda kontroli i manipulacja ludźmi, ogłupianie społeczeństwa, zabobon. Natomiast «nie mam czasu», «nie chce mi się», a nawet «bo nie» – to przeważa”.
Podkreśliła jednak, że to ci, którzy pozostają w Kościele i praktykują wiarę stanowią największą część polskiego społeczeństwa.
„I jeśli w badaniu CBOS stawiamy pytanie: «Dlaczego ludzie młodzi z wielkich miast odchodzą z Kościoła?», to warto także badać i mówić głośno o tym, dlaczego – skoro jest tak źle – tyle osób przy Kościele i wierze trwa. Tkwi w tym pewien potencjał, nadzieja, że jakieś mechanizmy – choćby te działające w skali mikro, np. na poziomie parafii – w stosunkach międzyludzkich funkcjonują. I wciąż trzymają, a nawet potrafią przyciągać do Kościoła i wiary nowe osoby” – powiedziała dyrektor.
Źródło: „Idziemy”