Świętość przyciąga świętość. Brat Albert był wzorem dla Jana Pawła II

„Dla mnie jego postać miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie mojego własnego odchodzenia od sztuki, od literatury i od teatru, znalazłem w nim szczególne duchowe oparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania” – wyznał swego czasu św. Jan Paweł II. Św. Brat Albert był dla niego inspiracją.

17 czerwca Kościół wspomina św. Brata Alberta Chmielowskiego, zakonnika. Święty ten najbardziej kojarzy się ze znanym obrazem Chrystusa „Ecce Homo” oraz poświęceniem się osobom ubogim. Słynne są jego słowa: „Powinno się być dobrym jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”. Brat Albert dbał o godność każdego człowieka.

Nie będziemy jednak streszczać dziś jego życiorysu. Dziś spróbujmy zobaczyć, jak świętość przyciąga świętość. Brat Albert był człowiekiem, który bardzo mocno zainspirował Karola Wojtyłę, przyszłego św. Jana Pawła II.

Adam Chmielowski pięknie malował. Ukończył nawet Akademię Sztuk Pięknych w Monachium. Po powrocie do Polski był mocno związany ze światem artystów. Jak wiemy, Karol Wojtyła również w młodości był zafascynowany sztuką, może nie aż tak malarstwem, ale na pewno aktorstwem i pisaniem. U św. Brata Alberta przełom nastąpił podczas karnawału. W 1887 Adam Chmielowski prosto z balu w restauracji „Pod Baranami” udał się wraz ze swoimi znajomymi do ogrzewalni na Kazimierzu. Koledzy ogrzewalnię opuścili, a Adam odkrył tam swoją życiową drogę i został z tymi, którzy potrzebowali pomocy. Założył szary habit zakonu tercjarskiego, a następnie złożył ślub czystości. I tak Adam stał się Albertem. Założył Zgromadzenie Braci III Zakonu św. Franciszka Posługujących Ubogim, na które mówi się w skrócie albertyni. Później pojawiły się także siostry albertynki. 

Kiedy młody Karol Wojtyła zafascynował się Bratem Albertem, powstał dramat „Brat naszego Boga”. Karol był zachwycony obrazem „Ecce Homo”, któremu poświęcił jeden z aktów. Są tam takie słowa: „O, jakie trudne piękno, jak trudne. Takie piękno nazywa się Miłosierdzie”. To, co ich łączyło, to na pewno odkrywanie i coraz większe rozumienie miłosiernego Pana.

„Dla mnie jego postać miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie mojego własnego odchodzenia od sztuki, od literatury i od teatru, znalazłem w nim szczególne duchowe oparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania” – wyznał swego czasu przyszły papież, a dziś święty, Jan Paweł II. Z kolei w książce „Wstańcie, chodźmy!” papież pisał tak: „Szczególne miejsce w mojej pamięci, a nawet więcej, w moim sercu, ma Brat Albert, Adam Chmielowski. Walczył w powstaniu styczniowym i w tym powstaniu pocisk zniszczył mu nogę. Odtąd był kaleką, nosił protezę. Był dla mnie postacią przedziwną. Bardzo byłem z nim duchowo związany. Napisałem o nim dramat, który zatytułowałem „Brat naszego Boga”. Fascynowała mnie jego osobowość. Widziałem w nim model, który mi odpowiadał: rzucił sztukę, żeby stać się sługą biedaków - "opuchlaków", jak ich nazywano. Jego dzieje bardzo pomogły mi zostawić sztukę i teatr, i wstąpić do seminarium duchownego”. 

Tych dwóch świętych łączyła silna, duchowa więź. Łączyło ich miłosierdzie. Św. Jan Paweł II beatyfikował Brata Alberta 22 czerwca 1983 roku na Błoniach krakowskich, a kanonizował 12 listopada 1989 roku w Watykanie. Podczas Mszy św. kanonizacyjnej, Jan Paweł II powiedział: „W tej niestrudzonej, heroicznej posłudze na rzecz najbardziej upośledzonych i wydziedziczonych znalazł ostatecznie drogę. Znalazł Chrystusa. Przyjął jego jarzmo i brzemię. Nie był tylko "miłosiernikiem". Stał się jednym z tych, którym służył. Ich bratem. Szary brat...”

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama