„Zapiski więzienne” Prymasa Wyszyńskiego: Komańcza – Śluby Jasnogórskie i uwolnienie

Decyzją władz kard. Wyszyński 29 października 1955 r. został przeniesiony z dotychczasowego miejsca pobytu w Prudniku do Komańczy. W ten sposób rozpoczął się trzeci i ostatni rok jego uwięzienia, który zaowocował opracowaniem Jasnogórskich Ślubów Narodu.

Podobnie jak w przypadku Rywałdu, Stoczka i Prudnika, działania władz wydawały się chaotyczne, a decyzje podejmowane w ostatniej chwili. Siostry Nazaretanki, u których miał zamieszkać Prymas w Komańczy były zaskoczone – nie dano im wystarczającego czasu na przygotowanie lokum. O tym, że będą gościć kardynała Wyszyńskiego, dowiedziały się rano tego dnia, w którym zabrano go z Prudnika:

„Dowiedziałem się od sióstr, że dopiero dziś rano zjawiła się nagle przed domem «warszawa», z której wysiadło dwoje ludzi i oświadczyli o moim przyjeździe. Oboje obejrzeli starannie dom, wybrali pokój na pierwszym piętrze, polecili go urządzić. Domagali się też urządzenia kaplicy, uporczywie dowodząc, że «Kardynał musi mieć własną kaplicę»; widocznie wyczytali o tym dość niedokładnie w Kodeksie Prawa Kanonicznego”.*

Sytuacja Prymasa zmieniła się o tyle, że choć nie mógł opuścić miejscowości Komańcza, miał znacznie większą swobodę poruszania się, a przede wszystkim nie było już bezpośredniego nadzoru służb bezpieczeństwa. Zmianę swojego statusu przypisywał wstawiennictwu Matki Bożej:

„Od roku szczególniej modliliśmy się o to, by łaska wolności, jeśli przyjdzie, dotknęła nas w dzień sobotni, albo w miesiącu poświęconym Matce Najświętszej. Dobrotliwy Ojciec w swej delikatności ukazał znak, że modlitwy nasze były Mu miłe, skoro okazał ulgę nie tylko w różańcowym miesiącu, ale właśnie w dzień, w którym przypadło Officium Sanctae Mariae in sabbato. Co więcej, Dobry Ojciec chciał, by stało się to w przeddzień uroczystości Chrystusa Króla. Nie sposób nie myśleć, że Boży Wódz skinął berłem swej władzy i upomniał się o dzieci swoje. Te znaki łaski każą ufać, że dzieło podjęte będzie doprowadzone do końca Bożą mocą”.

Prymas nie przypisywał więc złagodzenia warunków izolacji dobrej woli komunistów ani innym okolicznościom, ale bezpośrednio Bogu i wstawiennictwu Maryi. Przeniesienie do Komańczy poprzedzone było kilkoma miesiącami stopniowego łagodzenia nadzoru w Prudniku. Czy to sam Bóg kruszył serca funkcjonariuszy? Niewątpliwie wpływ na to miała postawa samego kard. Wyszyńskiego – z jednej strony nieugiętego, nieakceptującego niesprawiedliwego potraktowania go przez władze, z drugiej – odnoszącego się z szacunkiem do każdego, nawet do prześladowców, do „bezdusznych”, jak się mogło wydawać, funkcjonariuszy, w których widział jednak zawsze ludzi, posiadających sumienie, choć tak bardzo zduszone przez komunistyczną ideologię.

Warunki izolacji w Komańczy pozwalały Prymasowi na przyjmowanie odwiedzin, choć w praktyce władze komunistyczne starały się utrudniać te odwiedziny, na ile tylko mogły (blokując m.in. przyjazd siostry Maksencji i ks. Padacza, szczególnie bliskich Prymasowi). Zaraz po przyjeździe kard. Wyszyński skierował listy do bp. Fr. Bardy (ordynariusz diecezji przemyskiej, na terenie której leżała Komańcza), bp. M. Klepacza, bp Choromańskiego oraz do rodziny. Po ponad dwóch latach odcięcia od życia Kościoła mógł wreszcie spotykać się z hierarchami, czytać prasę świecką i katolicką, z której m.in. dowiedział się, jak w 1953 r. władze przedstawiły społeczeństwu fakt jego aresztowania. To, co szczególnie go zabolało, to manipulacje, jakich rząd dopuścił się wobec biskupów. Podpisaną przez nich „Deklarację Episkopatu Polskiego” przedstawił jako prośbę samych biskupów, aby zamknąć Prymasa w klasztorze i odsunąć od funkcji kościelnych. Jak pisał: „W ten sposób księża biskupi padli ofiarą «zaufania» do prawdomówności Rządu, który «klasztor» mój urządził na «obóz koncentracyjny»”. Bolały go również artykuły zamieszczane w „Słowie Powszechnym”, pisane przez świeckich i księży, bijące w jedność Kościoła w Polsce, będące wyrazem poddania się rządowej narracji. „W ten sposób redakcja stworzyła dla «księży patriotów» najczarniejszy dokument, świadczący o tym, do jakiego stopnia są niewolnikami lęku, kiedy już zatracili wrażliwość na to, co jest nakazem «katolickiej racji stanu»”.

Mając świadomość, jak ważna jest wierność i trwanie przy Bogu – a nie polityczne spekulacje i jak niebezpieczny jest koniunkturalizm, Prymas stale pogłębiał swoje zawierzenie Bogu, pisząc na zakończenie roku 1955:

„Należy się Tobie, Ojcze przyszłego wieku, którego lata nie ustają, formalne wotum zaufania od Twego sługi. Wszystko, czegoś dokonał dla mnie – to miłosierdzie i prawda. Wszystko, czegom dokonał dla Ciebie w kończącym się roku – to dziecięca uległość i niemowlęca ufność. Tyś sam miłością i łaską i mocą! Ja – samolubstwem, grzechem i słabością. Bierzesz całą nieudolność moją w swoje święte Dłonie i zostawiasz na niej ślady miłosierdzia i wyrozumienia. Ty sam sprawiasz we mnie, że nie mogę stracić wiary w Twoją mądrość i dobroć”.

Jednocześnie dojrzewało w nim przekonanie, że nie tylko on sam, ale cała Polska, powinna w szczególny sposób odnowić swoją więź z Maryją, zawierzając jej swoje losy. Komuniści starali się wszelkimi sposobami zablokować obchody trzechsetnej rocznicy obrony Jasnej Góry w trakcie potopu szwedzkiego. Tym bardziej więc ważne było, aby w walce ze szatanem, posługującym się komunistycznymi władzami, odwołać się do Tej, która starła mu głowę. Dlatego w Komańczy dojrzała w głowie i w sercu Prymasa myśl o odnowieniu Jasnogórskich Ślubów Narodu, jako aktu o ogromnym znaczeniu duchowym, który ostatecznie doprowadził także do przemian społecznych i politycznych. Jakże wymowny jest fakt, że tekst Ślubów napisany został przez uwięzionego Prymasa! Sporządzony został 16 maja, a ślad tego faktu odnajdujemy w „Zapiskach” z dnia 26 sierpnia – z uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej:

„Dzień Ślubów Narodu na Jasnej Górze. Teraz wiem prawdziwie, że jestem Twoim, Królowo świata i Królowo Polski, niewolnikiem. Bo dziś, w dniu wielkiego święta Narodu katolickiego, każdy, kto tylko zapragnie, może stanąć pod Jasną Górą. A ja mam pełne do tego prawo, mam święty obowiązek i któż tego goręcej pragnie niż ja? A jednak, mając tak Potężną i tak Dobrą Panią, mam zostać w Komańczy. (...) To jest Twoje królowanie nade mną. Uczyniłem, co mogłem dla Twojej chwały: przygotowałem w dniu 16 maja tekst Ślubowania, napisałem adoracje stanowe: dla kapłanów, dla młodzieży, dla mężów i matek. Te słowa będą mówiły za mnie do ludzi. A ja będę mówić tylko do Ciebie – za nich”.

Pod nieobecność Prymasa Śluby Narodu złożone zostały na Jasnej Górze przez pełniącego obowiązki przewodniczącego Konferencji Episkopatu biskupa Michała Klepacza.

Maryjna duchowość Prymasa wyrażała się także w jego postawie względem kobiet. Pisał o niej tymi słowami:

„Zapamiętam sobie: ilekroć wchodzi do twego pokoju kobieta, zawsze wstań, chociaż byłbyś najbardziej zajęty. Wstań, bez względu na to, czy weszła matka przełożona, czy siostra Kleofasa, która pali w piecu. Pamiętaj, że przypomina ci ona zawsze Służebnicę Pańską, na imię której Kościół wstaje. Pamiętaj, że w ten sposób płacisz dług czci twojej Niepokalanej Matce, z którą ściślej jest związana ta niewiasta niż ty. W ten sposób płacisz dług wobec twej rodzonej Matki, która ci usłużyła własną krwią i ciałem... Wstań nawet wtedy, gdyby weszła najbiedniejsza z Magdalen”.

Szczególnym momentem, w którym Bóg dał niejako znać, że jest Panem historii, był sen, który miał Prymas 13 marca 1956 r. We śnie tym rozmawiał z prezydentem Bierutem, idąc ulicami Lublina. Nagle prezydent odłączył się, przeszedł w poprzek ulicę i zniknął z oczu. Jak odnotował w swych zapiskach Prymas: „dziwiłem się, że tak nagle mi zniknął. Mój towarzysz, jakiś ksiądz, chciał mi coś tłumaczyć; czy należy się oglądać? W poczuciu, że nie wszystko zostało między nami zakończone, ruszyłem przed siebie prostą drogą, w ulicę Krakowskie Przedmieście. Z tym obudziłem się...” Kilka godzin później, po śniadaniu, Prymasa odwiedzili dwaj księża, przynosząc mu wiadomość, że Bierut zmarł w Moskwie poprzedniego wieczoru. Śmierć ta była zupełnie nieoczekiwana, nagła – tak, jak odejście Bieruta we śnie Wyszyńskiego, który podsumował to tymi słowami: „Bóg położył kres życiu człowieka i głowy Państwa, który miał odwagę pierwszy i jedyny z dotychczasowych władców Polski zorganizować walkę polityczną i państwową z Kościołem (...) Ostatecznie, Bolesław Bierut umarł obciążony ekskomuniką kościelną. Nie dlatego, że był komunistą, ale dlatego, że współdziałał w gwałcie, dokonywanym na osobie kardynała, przy jego deportacji z Warszawy”.

Śmierć Bieruta zapoczątkowała szereg zmian, które w sferze politycznej doprowadziły do objęcia władzy przez Władysława Gomułkę, a w sferze kościelnej – do uwolnienia Prymasa. 26 października 1956 r. w Komańczy stawili się przedstawiciele władz: Zenon Kliszko (minister sprawiedliwości) oraz poseł Władysław Bieńkowski, komunikując mu, że „Władysław Gomułka uważa, że na odcinku stosunku Kościół-Państwo najwięcej niepokoju w społeczeństwie budzi obecna sytuacja Prymasa”. W odpowiedzi usłyszeli: „Jestem tego zdania od trzech lat, że miejsce Prymasa Polski jest w Warszawie”. W wyniku dwugodzinnej rozmowy dokonano szeregu ustaleń, które obejmowały nie tylko uwolnienie kardynała Wyszyńskiego, ale także powrót na stanowiska innych biskupów, wznowienie prac Komisji Mieszanej i zniesienie dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych (przez władze państwowe).

28 października 1956 r. Kardynał Wyszyński powrócił do Warszawy i objął wszystkie sprawowane przez siebie funkcje kościelne. Trzyletnie uwięzienie nie tylko nie złamało Prymasa, nie podzieliło Kościoła w Polsce, ale zasadniczo przyczyniło się do jego umocnienia. Jasnogórskie Śluby Narodu stały się podstawą duchowej odnowy, która w końcu doprowadziła do upadku komunistycznego reżimu. W ten sposób Bóg pokazał, że niezależnie od wszelkich ludzkich machinacji i kalkulacji to On jest Panem historii, a opieka Maryi ma olbrzymie znaczenie dla losów Kościoła i Narodu.

 

 

 

* Wszystkie cytowane fragmenty pochodzą z publikacji: Stefan kard. Wyszyński, Zapiski więzienne, Editions du dialogue, Paris 1982.

 

 

 


Pokazać światu kard. Stefana Wyszyńskiego – wielkiego Polaka, a jednocześnie dramatyczną, ale i chlubną historię Polski – taki był zamysł powstania filmu „Będziesz miłował” wyprodukowanego przez Fundację Opoka. Więcej w serwisie „Polska energia zmienia świat”.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama