Rozwód to nie tylko dramat małżeński. To w równym, a może nawet większym stopniu, dramat dzieci rozdartych między tatą a mamą. Dlatego bezwzględnie trzeba odrzucać idiotyczne hasła typu „pierwszy mąż jak pierwszy naleśnik – do wyrzucenia” i poważnie zająć się wychowaniem do głębokich i odpowiedzialnych relacji rodzinnych.
Wiele lat temu norweska psycholog Sissel Gran starała się zwrócić uwagę na traumę, jaką rozwód rodziców wywołuje w życiu dzieci. Spodziewała się, że jej publikacje wzbudzą szeroki odzew wśród nastolatków i młodych dorosłych, którzy muszą przez lata mierzyć się z psychicznym ciężarem życia w cieniu rozwodu.
Jednak reakcji nie było prawie w ogóle. Żadnego oburzenia, krzyku czy inicjatyw, które podejmowałyby temat. To zdumiało Gran. „Nadal jest cicho. Zdumiewająco cicho” - mówi w najnowszym wywiadzie dla norweskiej gazety Dagen.
Brak reakcji jest zaskakujący, biorąc pod uwagę zarówno poważne konsekwencje rozwodu dla dzieci, jak i skalę zjawiska. W samej Norwegii, jak pokazują statystyki, rozwodzi się około 40 procent małżeństw. W związkach partnerskich liczba rozstań jest znacząco wyższa.
Zasłonięty słoń
W języku angielskim funkcjonuje powiedzenie „elephant in the room”, oznaczające problem tak wielki, że teoretycznie wszyscy powinni go dostrzegać i mówić o nim, a jednak milczą. Po polsku można by to nazwać „zasłoniętym słoniem”. Takim niewidzialnym problemem jest rozstanie rodziców, które dla dzieci jest tak wielką traumą, że po prostu nie potrafią o niej mówić i usiłują wyprzeć ją ze świadomości. Nie tylko w okresie dzieciństwa, ale i później. Syndrom „dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców” jest równie poważną przeszkodą w dojrzałym życiu, jak syndrom „dorosłych dzieci alkoholików”.
To prawda, że niektóre dzieci mogą odczuwać swoistą ulgę, gdy rozstają się ich rodzice – zwłaszcza w sytuacji, gdy ich dom przez lata był areną nieustannej walki między ojcem i matką. Nie oznacza to jednak, że rozwód i dla nich nie jest traumą, tyle że mniejszą niż ciągłe życie w poczuciu zagrożenia i rozdarcia dziecięcych emocji. Rozdarcie to jest tym boleśniejsze, że nieraz walczący ze sobą rodzice usiłują na swoją stronę przeciągać dzieci, nastawiając je przeciwko drugiej stronie.
Za statystykami rozwodów kryją się straumatyzowane dzieci. Dla dziecka rozpad rodziny jest tożsamy z rozsypaniem się świata, jaki znały. Są w tej sytuacji zagubione, pozbawione emocjonalnego i egzystencjalnego oparcia. Nieraz rozwód oznacza przeprowadzkę, co w praktyce oznacza oderwanie od rodziny i przyjaciół. Co gorsza, często dzieci stają się swoistymi zakładnikami w wojenkach, które między sobą toczą skonfliktowani rodzice.
Stres i trauma
Badanie Uniwersytetu Zachodniej Norwegii z 2019 roku wykazało bez żadnych wątpliwości, że separacja rodziców i konieczność życia w dwóch domach wiąże się z dużym stresem dla większości dzieci. Ten stres nie jest zjawiskiem czasowym, ale wpływa także na ich zdrowie psychiczne i poczucie własnej tożsamości w późniejszym, dorosłym życiu.
Napięcia występujące w relacjach rodzinnych – zarówno przed rozwodem, jak i po nim mają wpływ na wyniki szkolne dzieci. Nietrudno sobie wyobrazić, że nauka w sytuacji tak dużego obciążenia emocjonalnego staje się wyzwaniem, a każde niepowodzenie szkolne dodatkowo zwiększa psychiczne obciążenie, generując mechanizm błędnego koła. Brak właściwych wzorców i napięte relacje przekładają się także na późniejsze decyzje życiowe dzieci. Psychologowie wskazują na niechęć do podejmowania trwałych zobowiązań, unikanie odpowiedzialności zarówno w sferze zawodowej, jak i osobistej. Dziecko, które było świadkiem rozpadu małżeństwa swoich rodziców, z dużo większą nieufnością podchodzi do późniejszego własnego związku, a brak pozytywnych wzorców przekłada się na to, że nawet gdy decyduje się na małżeństwo, często popełnia te same błędy, co jego rodzice.
Problem wielopokoleniowy
Wysoka liczba rozwodów i rozstań nie może być bagatelizowana, ale powinna być rozpoznana jako problem o charakterze społecznym. W ubiegłym tygodniu na jednym z wiodących polskich portali pojawił się tekst zaprezentowany jako list od czytelniczki, w którym twierdziła ona, że „pierwszy mąż jest jak pierwszy naleśnik – do wyrzucenia”. Publikacja tego rodzaju „ludowych mądrości” to przykład wyjątkowo nieodpowiedzialnego podejścia do tematu. Rozpad małżeństwa jest życiową traumą dla samych małżonków, a jeszcze większą – dla dzieci. Ciężar tej traumy niosą za sobą nieraz do końca życia, a syndrom „dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców” jest jednym z częstszych zaburzeń psychicznych, z którym terapeuci muszą zmagać się w codziennej praktyce.
Problem rozwodów ma charakter wielopokoleniowy. Tak jak dobre wzorce życia rodzinnego przenoszone są z pokolenia na pokolenie, tak też – niestety – jest z niewłaściwymi wzorcami. Od najmłodszych lat nabywamy modeli myślenia i zachowania wzorując się na najbliższym otoczeniu. Styl komunikacji z innymi nie spada z nieba, ale jest czymś, czego uczymy się od rodziców i innych bliskich osób. Nieumiejętność słuchania się nawzajem, przerzucanie się argumentami, ostry krytycyzm, sarkazm, doszukiwanie się wad w drugiej osobie, szantaż psychiczny, budowanie psychologicznych murów nie tylko rozbijają małżeństwo rodziców, ale wywierają także piętno na dzieciach. Nawet gdy te podświadomie odczuwają, że taki styl współżycia z innymi jest czymś niewłaściwym i destruktywnym, w późniejszych latach kopiują go w młodzieńczych i dorosłych relacjach. Skąd bowiem miałyby brać pozytywne wzorce, gdy nie było ich w ich własnym domu, a nie uczy ich ani szkoła, ani – tym bardziej media, które bardzo chętnie ukazują to, co anormalne, skandaliczne i wzbudzające gwałtowne emocje.
Milczenie
Dlaczego tak mało mówi się o problemie rozwodów i o psychicznych konsekwencjach, które ponoszą dzieci? Jest kilka powodów. Po pierwsze, nikt nie lubi wyciągać na światło dzienne tego, co przykre i traumatyczne. Mamy skłonność do tłumienia emocji z tym związanych. Jesteśmy przekonani, że jakoś sobie poradzimy, a problem przemilczany prędzej czy później zniknie. To poważny błąd. Tłumienie czy też wypieranie emocji nic nie rozwiązuje, a tylko pogłębia problem. Efekty takiego mechanizmu obronnego odciskają się mocno na naszej psychice, ale także – na naszym ciele, prowadząc do rozmaitych zaburzeń psychosomatycznych.
Po drugie, dzieci rozwodzących się czy rozwiedzionych dzieci boją się dodawać rodzicom kolejnego ciężaru, mówiąc o tym, jakie konsekwencje miało dla nich ich rozstanie. Zamiast odczuwać wsparcie emocjonalne ze strony rodziców, same czują się odpowiedzialne za ich dobrostan psychiczny i przemilczają własne problemy. Jak pisze Ida Christensen w nowej książce „Skilsmissebarn” (Dzieci po rozwodzie), tak właśnie było w jej przypadku. Nie sądzi ona, że kryzysy związane z rozwodami są celowo bagatelizowane. „Jednak rozmowa o tym jest dla wszystkich niewygodna”, mówi w wywiadzie dla gazety Dagen.
Dlatego też w swej książce stara się szczerze mówić o konsekwencjach rozwodów. Pisze między innymi o poczuciu emocjonalnej odpowiedzialności za rodziców i własnych wątpliwościach związanych z małżeństwem i dziećmi. Mówi też o konfliktach lojalności, poczuciu braku domu i utrzymującej się niepewności, czy też dojmującego strapienia. „Rozwód nie odchodzi; nigdy nie kończy się całkowicie” - podsumowuje.
Sissel Gran przyznaje, że te doświadczenia nie są czymś jednostkowym. Jest nie tylko psycholożką, ale także terapeutką rodzin i związków partnerskich oraz autorką książek. W wywiadzie dla Dagen podkreśla, że wielu młodym ludziom przepracowanie rozpadu własnej rodziny czy też rodziny ich rodziców zajmuje długie lata. Wielu z nich nosi w swej psychice ślady rozwodu aż do końca życia.
Fakt, że rozwody są powszechne, nie jest usprawiedliwieniem dla ich ignorowania. To, że są tak powszechne, że liczby są niebotyczne, i że dotykają tak wielu dzieci, powinno, wywołać alarm. Powinno skłonić instytucje państwowe, polityków i organizacje społeczne do działania dla dobra rodzin, dzieci i zdrowia publicznego. Dalsze ignorowanie czy bagatelizowanie problemu oznacza stałe osłabianie najistotniejszego spoiwa społecznego, rozkład społecznej tkanki u samych podstaw. Bez dobrych i trwałych relacji rodzinnych nie da się zbudować mocnego i szczęśliwego społeczeństwa.