„Na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą przy stole obok ofiar"

Bóg jest tajemnicą, a wszelkie próby jednostronnego jej ukazywania grożą zniekształceniem prawdziwego obrazu Boga. Nie można przeciwstawiać Bożej sprawiedliwości Bożemu miłosierdziu – jedno i drugie jest nierozłącznie powiązane, pisze o. Dariusz Kowalczyk

Czy Bóg jest Sędzią sprawiedliwym? Tak głosi jedna z prawd wiary zamieszczonych w polskich książeczkach do nabożeństwa. I nie ma tu wątpliwości – Bóg jest sprawiedliwym sędzią. Dlaczego miałby nim nie być? Dlaczego miałby być niesprawiedliwy? Nieporozumienie rodzi się wtedy, gdy tę prawdę stawiamy na pierwszym miejscu, niejako w opozycji do innych atrybutów Boga: Jego ojcowskiej miłości, Jego wszechmocy czy wszechwiedzy.

Jak podkreśla o. Kowalczyk, prawda o Bożej sprawiedliwości nie jest czymś przygnębiającym, ale wręcz przeciwnie – daje nam nadzieję „że kiedyś zapanuje pełnia sprawiedliwości”. Kiedyś – to znaczy w wieczności. Boża sprawiedliwość nie polega przecież na tym, że już w doczesności wymierza surowe kary tym, którzy przekroczyli Jego prawo. Przeczy temu sama Biblia; wystarczy tu odwołać się do starotestamentalnej Księgi Hioba czy słów Jezusa zapytanego o to, czy ślepota jest skutkiem grzechu samego niewidomego czy też jego rodziców. Mówi on uczniom: „ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale (stało się tak), aby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9,3). W innym miejscu zaś tłumaczy, że Boża sprawiedliwość nie polega na natychmiastowym karaniu i nagradzaniu w doczesności: „On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45). Nie można więc doczesnego powodzenia interpretować w kategorii Bożej nagrody za dobre życie, ani też życiowych nieszczęść rozumieć jako kary za grzechy.

Jednak doczesność w pewnym momencie dobiegnie kresu i wtedy spotkamy Boga jako sędziego. Jasno mówi o tym i Stary, i Nowy Testament. Jak przypomina w najnowszym „Idziemy” o. Kowalczyk, w 25 rozdziale Ewangelii Mateusza Syn Człowieczy oddziela owce od kozłów, a cała opowieść o Sądzie Ostatecznym kończy się zdaniem: «I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego». Księga Apokalipsy (...) na różne sposoby zapowiada sąd nad narodami: «i każdy został osądzony według swoich czynów» (Ap 20, 13)”. W żaden sposób nie przeczy to ani nie ujmuje nic z Bożego miłosierdzia. Teraz jest czas łaski, czas nawrócenia – gdy możemy doświadczyć miłosierdzia. Ten czas jednak kiedyś się skończy: „postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd” – mówi autor listu do Hebrajczyków (Hbr 9,27).

Dla wielu osób problemem jest nie tyle teologia, co niewłaściwy obraz Boga noszony gdzieś w głębi duszy. Jak zauważa o. Kowalczyk, „niektórzy ludzie mają wykrzywiony obraz Boga. Postrzegają Go jako wszechwidzącego, surowego, złośliwego starca, który z satysfakcją karze za najmniejsze uchybienia”. Psychologowie badający religijność dostrzegają silny wpływ obrazu własnego ojca na to, jak postrzegamy Boga. Gdy zabrakło w naszym domu rodzinnym miłości, istnieje duże prawdopodobieństwo, że negatywny obraz ziemskiego ojca będzie rzutował na obraz naszego najlepszego Ojca w niebie.

Mówiąc o Bogu, trzeba więc ukazywać pełną prawdę o Nim. „Żadne zdanie, które znajdujemy na kartach Pisma Świętego, nie jest w stanie ująć całości misterium Boga i jego relacji ze stworzeniem. Nawet to najważniejsze, czyli «Bóg jest miłością»”. I, rzecz jasna, nie można posługiwać się wyrwanymi z kontekstu biblijnymi zdaniami dla usprawiedliwiania swojego własnego grzechu czy też niedoskonałości. Z pewnością nie takie jest przesłanie Biblii.

O. Kowalczyk przywołuje tu dwie encykliki Benedykta XVI: „Deus caritas est” (Bóg jest miłością) oraz „Spe salvi”. W tej drugiej Papież pisze dobitnie: „Obydwie – sprawiedliwość i łaska – muszą być widziane w ich właściwym wewnętrznym związku. Łaska nie przekreśla sprawiedliwości. Nie zmienia niesprawiedliwości w prawo. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co rozbiło się na ziemi, miałoby w efekcie zawsze tę samą wartość. […] Na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą ostatecznie przy stole obok ofiar, tak jakby nie było między nimi żadnej różnicy” (nr 44).

Nie ma tu więc nic o „massa damnata” – przebrzmiałym teologicznym poglądzie, jakoby ogromna większość ludzi miała trafić do piekła. Jest natomiast o tym, że „dobro zostanie nazwane dobrem, a zło złem”. W wieczności nie ma i nie może być miejsca na zło. Wszelkie zło, a nawet niedoskonałość musi zniknąć. Jednocześnie jednak „wypalenie” zła nie oznacza „wypalenia” wszystkich grzeszników. O. Kowalczyk przypomina tu ważne zdanie z Listu do Koryntian: „Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę, ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę, sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień” (1 Kor 3, 15).

Tak, czy inaczej, zamiast poprawiać Biblię, warto dobrze się w nią wczytać. Trzeba głosić całą, integralną Ewangelię, interpretując poszczególne zdania w kontekście całego biblijnego przesłania. Unikniemy wtedy skrajnych, niewyważonych ujęć, które przynoszą więcej szkody niż pożytku. A Boże miłosierdzie z pewnością nie jest sprzeczne z Bożą sprawiedliwością, choć czasem trudno nam to pojąć, patrząc z ludzkiej perspektywy.

« 1 »

reklama

reklama

reklama