Ciekawe, że osoby i instytucje nie mające w zasadzie nic wspólnego z Kościołem niezwykle ochoczo doradzają nam, czego Kościół powinien nauczać, a o czym powinien milczeć. Być może trzeba uważnie wsłuchać się w ich rady i zastosować je... na odwrót.
W felietonie opublikowanym w najnowszym „Idziemy” (44/2023) ks. Henryk Zieliński nawiązuje do medialnego jazgotu wywołanego cytatem słów św. Dominika Savio, który znalazł się w podręczniku do religii. Z perspektywy katolika deklaracja „wolę umrzeć niż zgrzeszyć” powinna być jak najbardziej zrozumiała i nie ma w niej nic oburzającego. To niejako echo słów Chrystusa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle”. Co jest ważniejszego dla osoby wierzącej: zachować swe ciało czy raczej duszę?
Św. Dominik Savio pisząc te słowa miał zaledwie siedem lat, czyli mniej niż adresaci podręcznika do religii, który go cytuje. To, co było jasne i zrozumiałe dla siedmioletniego chłopca, okazuje się jednak być olbrzymim wyzwaniem intelektualnym dla Instytutu Przeciwdziałania Wykluczeniom, Gazety Wyborczej i przyległych mediów. Według nich słowa św. Dominika mogą się „wbić się w psychikę dzieci, zarówno powodując problem z samoakceptacją, pchając w stan ciągłej depresji wobec siebie, kończąc na budowaniu poczucia winy lub realnej chęci targnięcia się na własne życie”. Jak z twierdzenia o konieczności unikania grzechu można wyciągnąć powyższe wnioski, pozostaje słodką tajemnicą Instytutu. Czyżby były prowadzone jakieś badania naukowe w tej kwestii? Czy raczej chodzi tu o zwykłą mniemanologię, czyli „tak nam się wydaje”?
Jak jako katolicy powinniśmy reagować na taką nadgorliwość w doszukiwaniu się ukrytego zła w Kościele. Czy tak jak ks. prof. dr hab. Piotr Tomasik, koordynator Biura Programowania Katechezy przy Komisji Wychowania Katolickiego KEP, który uznał stawiane zarzuty za nadinterpretację i wyraz braku wiedzy w zakresie nauczania Kościoła? A może raczej jak dyrektor WAM, o. Jakub Kołacz SJ który obiecał (jak twierdzi „Gazeta Wyborcza)”, że „w kolejnych wydaniach katechizmu ta jednostka lekcyjna zostanie gruntownie przepracowana”? Dlaczego w oparciu o czyjąś mniemanologię Kościół miałby rezygnować ze swego nauczania?
Słusznie zauważa ks. Zieliński, że jeśli Instytutowi i Gazecie Wyborczej uda się wpłynąć na dokonanie zmian w podręczniku, zapewne nie spoczną na laurach. „Bo czyż samo przypominanie o grzechu, sądzie ostatecznym, niebie, czyśćcu i piekle nie może kogoś wpędzić w depresję?” Można by tu przywołać słowa piosenki autorstwa Wojciecha Młynarskiego, którego (miejmy nadzieję), gorliwy Instytut nie będzie miał odwagi ruszyć: „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”. Jeśli faktycznie życie ludzkie ma polegać na tym, aby się nie denerwować, aby było nam dobrze, to po prostu usuńmy z niego wszystkie trudy i wyzwania, zamknijmy oczy na problemy i będzie pięknie. Tyle, że to czysta utopia, nie mająca wiele wspólnego z twardymi realiami życia.
Redaktor naczelny „Idziemy” przypomina tu ostrzeżenie św. Jana Pawła II, wypowiedziane na warszawskiej Agrykoli w 1991 r., przed pokusą życia tak, jakby Boga nie było. Oznacza to, że nie chcemy już pytać o ostateczną prawdę, nie chcemy się konfrontować ze śmiercią i pytaniem: co dalej? Wolimy po prostu żyć wygodnie, beztrosko. Chciałoby się dodać – jak barany, beztrosko idące za stadem, nieświadome tego, że są prowadzone na rzeź.
Co jest najczęstszym powodem odchodzenia od wiary? Wbrew pozorom, nie są to skandale czy kwestie doktrynalne, ale, jak wskazują badania GUS – obojętność i poczucie, że religia jest do niczego niepotrzebna. Jak zauważa ze smutkiem ks. Zieliński „w naszym nauczaniu religii, kaznodziejstwie, a nawet w dokumentach kościelnych coraz rzadziej pojawia się odwołanie do Boga i perspektywy nadprzyrodzonej. Częściej zajmujemy się polityką, sprawiedliwością społeczną, ekologią – tylko nie Bogiem i niebem. Kiedy zaczynamy mówić o śmierci, sądzie Bożym, świętości lub potępieniu, natychmiast odzywa się jakby skowyt szatana”.
No właśnie. Nie negując tego, że religia ma także wymiar doczesny, obejmując kwestie społeczne czy ekologiczne, nie wolno zapomnieć o tym, co jest istotą i rdzeniem naszej wiary. Chodzi o wieczność, o rzeczywistość nadprzyrodzoną, która nadaje sens wszelkim doczesnym wysiłkom i staraniom. Jak pisze św. Paweł: „Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1Kor 15,19). Nie możemy pozwolić aktywistom jakiegokolwiek Instytutu ani dziennikarzom jakiejkolwiek gazety, żeby wymazali z naszej wiary perspektywę życia wiecznego pod pozorem troski o nasz doczesny dobrostan.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.