Ks. Blachnicki mówił, że jeśli ludzie nie będą się bać, jeśli zostaną wyzwoleni z lęku, to cały system komunistyczny zwyczajnie legnie w gruzach – bo on opiera się na strachu i na zakłamaniu – powiedział dr Robert Derewenda.
W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl historyk, dyrektor lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej i były dyrektor Instytutu im. ks. Franciszka Blachnickiego skomentował informacje o zabójstwie ks. Blachnickiego.
Ujawnienie przyczyny śmierci kapłana to efekt ogromnej pracy, wykonanej także w IPN. Jak zaznaczył dr Derewenda, wszystko wskazuje na to, że zabójstwa dokonano z inicjatywy służb komunistycznych.
„To zabójstwo nigdy nie miało wyjść na jaw, czyli ks. Blachnicki został zamordowany, a z drugiej strony stworzono takie warunki zabójstwa, aby bezpośredni współpracownicy ks. Blachnickiego byli przekonani, że umarł w sposób naturalny. Rzeczywiście, przez całe lata, nawet dziesięciolecia, ta informacja była powszechna. Dopiero pieczołowita praca IPN i w sumie drugie śledztwo, prowadzone przez IPN wskazało na to, że ks. Blachnicki został zamordowany. Myślę, że to wielki sukces IPN i nie wyobrażam sobie sytuacji w Polsce, jakbyśmy mieli badać zbrodnie komunistyczne i cały ten aparat komunistyczny w jakiś sposób prześwietlać bez IPN”.
Wyjaśnił także, jaki był stosunek hierarchii kościelnej do ks. Blachnickiego. Zaznaczył, że działania dezintegrujące i dezinformujące prowadzone przez SB doprowadziły do wzbudzenia nieufności wobec ks. Blachnickiego.
„Próbowano go oskarżać z jednej strony o protestantyzm, z drugiej zaś strony próbowano go skłócić z hierarchią kościelną. Starano się stworzyć taki obraz jakby nieufności biskupów polskich do ks. Blachnickiego. Nigdy żaden z biskupów, jego ordynariusz nie zabronił mu działalności, nigdy też ks. Blachnicki nie działał wbrew swojemu ordynariuszowi katowickiemu. Oczywiście, ks. Blachnicki miał taką naturę, że nie pytał czy wolno, tylko czy trzeba i faktycznie działał bardzo dynamicznie” – tłumaczył.
Dodał, że ks. Blachnicki w latach 50 został krajowym duszpasterzem trzeźwości, w 1967 r. otrzymał dekret od prymasa Wyszyńskiego na krajowego duszpasterza służby liturgicznej.
„On był bardzo radykalny, jeśli chodzi o działania soborowe, wprowadzanie odnowy soborowej, ale nigdy ten dekret nie został cofnięty przez księdza prymasa Wyszyńskiego. Co więcej ks. Blachnicki, w momencie kiedy ta dezinformacja przynosiła takie skutki, że nieufność hierarchii dawała mu się we znaki pod koniec lat ‘70, to ks. Blachnicki napisał do kard. Wyszyńskiego list z rezygnacją z funkcji krajowego duszpasterza służby liturgicznej, ale nigdy nie otrzymał odpowiedzi – co oznaczało, że kardynał Wyszyński ufał jednak ks. Blachnickiemu i pozostawia ruch liturgiczny i oazowy pod jego pieczą. To są oczywiście insynuacje SB i dezinformacja, którą wtedy szerzono”.
Podkreślił także, że „ks. Blachnicki był zdeterminowany, jeśli chodzi o wierność Bogu i działalności na rzecz wyzwolenia”. Jego śmierć spowodowana najprawdopodobniej przez przedstawicieli systemu komunistycznego potwierdza heroiczność jego życia. Nie bał się o swoje życie, chociaż miał świadomość, że wśród jego współpracowników mogą być agenci.
„Chciał wszystkich traktować jako ludzi potencjalnie prawdomównych, jako tych, wobec których nie chciał formułować fałszywych oskarżeń. Zależało mu przede wszystkim na celach, jakie przed sobą stawiał, na budowaniu – jak sam mówił – Królestwa Bożego, na działalności, mającej na celu wyzwolenie ludzi z lęku, bo o to głównie mu chodziło. Ks. Blachnicki mówił, że jeśli ludzie nie będą się bać, jeśli zostaną wyzwoleni z lęku, to cały system komunistyczny zwyczajnie legnie w gruzach – bo on opiera się na strachu i na zakłamaniu. Prawda, jak sam mówił, po prostu ludzi wyzwoli”.
Chociaż taka formuła działalności wydaje się prosta, to służby bezpieczeństwa wiedziały, że „ks. Franciszek Blachnicki, tak jak zresztą ks. Jerzy Popiełuszko, jak i wielu innych przedstawicieli Kościoła, śmiertelnie zagrażają temu systemowi” – powiedział dr Derewenda.
Źródło: wPolityce.pl