„Nie mam problemów z przyjęciem do wiadomości, że Pani Minister jest przekonana do własnego zdania. To jednak jeszcze wcale nie znaczy, że ma rację” – mówi ks. prof. Piotr Stanisz z Wydziału Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji KUL.
W rozmowie z Marcinem Przeciszewskim ks. prof. Piotr Stanisz przypomina m.in. kultową scenę z „Misia” Stanisława Barei, w której główny bohater bezskutecznie próbuje odebrać z szatni zostawiony tam wcześniej płaszcz. W odpowiedzi słyszy tylko: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi!”.
„W wystąpieniach kierownictwa MEN pobrzmiewają te same nuty: świadomość silniejszej pozycji i wola jej wykorzystania pomimo niezgodności takiego postępowania z obowiązującymi normami” – mówi ks. prof. Stanisz.
Komentuje także wypowiedź minister Nowackiej, która stwierdziła, że Kościół katolicki po prostu robi awanturę.
„Widzę to zupełnie inaczej. Rozumiem natomiast, że marzeniem każdej władzy jest, aby poddani z uległością przyjmowali wydawane decyzje, bez względu na ich zasadność. Państwo praworządne, którym – jak ogłosiła Komisja Europejska – ponoć na nowo się staliśmy, polega jednak na tym, że «organy władzy publicznej działają w granicach i na podstawie prawa» (art. 7 Konstytucji RP). Jeśli zaś ten standard nie jest spełniony, obywatele (czy to działając indywidualnie, czy w zrzeszeniach) mają prawo domagać się naprawienia istniejącego stanu rzeczy z wykorzystaniem przewidzianych do tego środków prawnych. Według mojej oceny mamy do czynienia z realizacją tego właśnie uprawnienia” – zaznacza.
Dodaje, że zmianom wprowadzanym przez MEN sprzeciwia się nie tylko Kościół katolicki, bo z własną petycją o podobnej treści wystąpili przedstawiciele Polskiej Rady Ekumenicznej, zrzeszającej siedem kościołów chrześcijańskich.
Jak podkreśla, ministerstwo, mówiąc, że zmiany były konsultowane z Kościołami, odpiera zarzut, który w ogóle nie jest stawiany.
„Kościołom nie chodzi o to, że nie było konsultacji, tylko o to, że nie doszło do porozumienia” – tłumaczy ekpert.
„Obie Panie Minister doskonale to wiedzą, bo przecież art. 12 ust. 2 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty wymaga, aby minister przy wydawaniu rozporządzenia określającego warunki i sposób organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach działał «w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych». Ten wymóg spełniony nie został. Przeprowadzenie formalnych konsultacji niczego w tej ocenie nie zmienia” – podkreśla ks. Stanisz.
Choć po konsultacjach pewne zmiany w projekcie rozporządzenia zostały wprowadzone, to jak mówi ks. prof. Stanisz, „wystarczy przeczytać opinie przesłane przez przedstawicieli różnych Kościołów w ramach konsultacji publicznych żeby stwierdzić, że dokonanym zmianom daleko do pełnego uwzględnienia uzasadnionych postulatów stawianych przez przedstawicieli wspólnot religijnych”.
Tymczasem, mimo decyzji Trybunału Konstytucyjnego o zawieszeniu stosowania zaskarżonego aktu do czasu wydania ostatecznego orzeczenia w tej sprawie, ministerstwo twierdzi, że przepisy mogą obowiązywać, ponieważ są zgodne z przepisami wyższego rzędu a instytucja, która wydała postanowienie zabezpieczające nie jest Trybunałem Konstytucyjnym.
„Już wiele wieków temu rzymscy prawnicy ukuli paremię, iż nemo iudex in causa sua (nikt nie może być sędzią we własnej sprawie). Nie mam problemów z przyjęciem do wiadomości, że Pani Minister jest przekonana do własnego zdania. To jednak jeszcze wcale nie znaczy, że ma rację. Kościoły też są przekonane do własnego zdania i w związku z tym poprosiły Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego o pomoc w doprowadzeniu do rozstrzygnięcia sprawy przez organ, który zgodnie z Konstytucją RP jest do tego powołany” – mówi ks. prof. Stanisz.
„Jeśli Trybunał mający swą siedzibę przy Alei Szucha w Warszawie, w budynku oznaczonym tablicami z napisem «Trybunał Konstytucyjny» i polskim godłem, nie jest Trybunałem Konstytucyjnym, to prosiłbym o wskazanie, gdzie Kościoły powinny się zwrócić” – dodaje.
Przyznaje, że utrzymywanie obecnego stanu rzeczy jest rządowi na rękę. „Zawsze można powiedzieć, że Trybunał Konstytucyjny nie jest Trybunałem Konstytucyjnym, a dana izba Sądu Najwyższego niesłusznie jest określana jako Sąd Najwyższy. Jednocześnie nigdzie indziej zwrócić się nie można. W ten sposób de facto uniemożliwia się na przykład kontrolę decyzji PKW oraz badanie konstytucyjności i legalności ministerialnych rozporządzeń. Z praworządnością nie ma to niestety wiele wspólnego” – podkreśla.
Zapytany, czy wniosek do Trybunału Konstytucyjnego zostałby w ogóle złożony, gdyby Trybunał miał inny skład, ks. prof. Piotr Stanisz nie ma wątpliwości: „Jestem dziwnie spokojny, że żaden uczciwy sędzia nie powie, iż do spełnienia wymogu działania «w porozumieniu» wystarczy zasięgnąć opinii, by móc potem czynić to, co zostało z góry zaplanowane”.
Źródło: KAI