Przed rozpoczęciem zgrupowania piłkarskiej reprezentacji Polski „Lewy” musiał stawić się w prokuraturze. Śledczy chcą poznać okoliczności uzyskania przez piłkarza tytułu magistra. Jedna z wykładowczyń twierdzi, że nigdy go nie egzaminowała.
Napastnik FC Barcelony przyjechał do Polski na zgrupowanie kadry przed meczem Ligi Narodów. Wziął tez udział w obchodach 65-lecia klubu Varsovia i odebrał Order Uśmiechu. Musiał jednak przy tej okazji porozmawiać ze śledczymi.
O aferze wokół dyplomu „Lewego” zrobiło się głośno w lipcu. Robert Lewandowski uzyskał tytuł licencjata, a potem magistra w Wyższej Szkole Edukacji Zdrowotnej i Nauk Społecznych w Łodzi (obecnie Wyższa Szkoła Edukacji Zdrowotnej). Placówką kierował Zbigniew D., który został zatrzymany pod zarzutem handlu dyplomami.
9 października 2017 r. kapitan reprezentacji Polski z wyróżnieniem obronił pracę licencjacką na kierunku wychowanie o specjalizacji trenersko-menedżerskiej, a 5 października 2020 r. został magistrem. Obronił pracę dotyczącą analizy składu ciała i wydolności tlenowej studentów Wyższej Szkoły Edukacji w Sporcie. Onet doniósł jednak, że Lewandowski nie chodził na zajęcia. Dr Barbara Mrozińska z łódzkiej uczelni powiedziała, że nigdy go nie widziała. Tymczasem według dokumentacji, Lewandowski zdał u niej dwa egzaminy.
„Gdyby zdawał u mnie egzamin, musiałby do mnie przyjechać. Tymczasem z karty jego ocen wynikało, że zaliczył u mnie dwa przedmioty, a takiej sytuacji na pewno nie było, zapamiętałabym tak znanego studenta” – mówiła Onetowi Mrozińska.
Za kupienie dyplomu w skrajnym wypadku może grozić nawet 5 lat pozbawienia wolności.
Reprezentujący Lewandowskiego mecenas Kamil Gorzelnik odmówił wypowiedzi portalowi wp.pl, powołując się na tajemnicę postępowania przygotowawczego. Wiadomo natomiast, że Prokuratura Okręgowa w Gdańsku w charakterze świadka przesłuchała też innego piłkarza – Jacka Góralskiego.
Źródło: interia.pl