Przy Ministerstwie Zdrowia utworzono grupę, która ma się zająć zdrowiem kobiet. W jej skład wchodzą działaczki proaborcyjne, nie ma tam natomiast ani jednego obrońcy życia. Dla niektórych aktywistek to i tak za mało.
Jak czytamy na stronach rządowych, Zespół do spraw poprawy bezpieczeństwa zdrowotnego kobiet ma się zająć takimi kwestiami, jak edukacja seksualna, promowanie szczepień przeciw HPV, „monitorowanie dostępu do antykoncepcji awaryjnej”, a także m.in. opieka laktacyjna czy leczenie niepłodności. W rządowej notce nie ma wzmianki o aborcji, jest natomiast mowa o opiece zdrowotnej nad kobietami w ciąży. Niewątpliwie jednak aborcja będzie jednym z istotnych tematów, tym bardziej, że minister zdrowia Izabela Leszczyna rozwiązała wcześniej zespół, który miał opracować wytyczne dotyczące przeprowadzania aborcji w Polsce. Poprzedni zespół był powołany w zeszłym roku przez ówczesnego ministra Adama Niedzielskiego. W skład grupy powołano wówczas lekarzy, którzy nie ukrywali proaborcyjnych poglądów, a część z nich osobiście przeprowadzała aborcję. Przez pewien czas w zespole pracował nawet lekarz, który chwalił się udziałem w czarnych marszach.
W nowym zespole pojawiły się dwie osoby, które były w grupie utworzonej przez ministra Niedzielskiego. To prof. Ewa Helwich, konsultant krajowy w dziedzinie neonatologii i prof. dr hab. Mirosław Wielgoś, konsultant krajowy w dziedzinie perinatologii. Oprócz tego w składzie znajdziemy nie tylko lekarzy, ale też np. działaczki proaborcyjnych organizacji. W zespole ma zasiadać Joanna Gzyra-Iskandar z fundacji Feminoteka. W grupie jest też Magdalena Środa, wykładowczyni filozofii i wieloletnia felietonistka „Gazety Wyborczej”. Znalazła się tam również przedstawicielka Fundacji Matecznik. Na stronie tej fundacji można znaleźć rozważania o „prawie do aborcji w Polsce”, z których dowiadujemy się, że „nie może dojść do sytuacji, że wszyscy lekarze w szpitalu powołują się na klauzulę sumienia”. Inną członkinią grupy jest Kamila Ferenc, wiceprezes proaborcyjnej Federy.
Skład zespołu nie zadowala jednak części radykalnych działaczek proaborcyjnych. Na łamach „Gazety Wyborczej” Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu wchodzącego w skład Aborcji Bez Granic skarży się, że do współpracy nie zaproszono nikogo z jej organizacji. Jako swoje referencje Broniarczyk podaje to, że jej aktywistki pomagają przeprowadzać aborcje farmakologiczne.
„Usłyszałam, że naszą obecność w zespole rozważano, ale ostatecznie uznano, że to będzie dla nas strata czasu. Bo po co mamy rozmawiać o nietrzymaniu moczu czy karmieniu piersią – mówi Broniarczyk. – Dlaczego więc prof. Magdalena Środa może tracić czas na rozmowy o nietrzymaniu moczu? Z jakiego powodu nad naszymi głowami mają rozmawiać prawniczki, naukowczynie, teoretyczki? Kto ma ręce w aborcyjnej krwi?”
Zdaniem aktywistki, „to stały element aborcyjnej historii”.
„My wylatujemy, zostają panie w kokach i garsonkach” – oburza się Broniarczyk.
Narzekania Natalii Broniarczyk to oczywiście przejaw środowiskowej wojenki – inne proaborcyjne organizacje weszły do zespołu, a Aborcyjny Dream Team nie. Jednocześnie jej narracja jest niebezpieczna, bo tworzy pewien nacisk na władzę. Według tego przekazu nawet działanie na rzecz aborcji to za mało, jeśli nie będzie ono absolutnie radykalne. Na tym tle nawet działaczki na rzecz zabijania poczętych dzieci mogą sprawiać wrażenie rozsądnych i zrównoważonych.
Źródło: IDK, gov.pl, pulsmedycyny.pl