Prof. Roszkowski: dziś młode pokolenie ma nie znać przeszłości swoich rodziców i dziadków

Zamiast uczenia dzieci historii mamy propozycję jak najwcześniejszego poznawania sekretów seksualności. A to jest destrukcyjne, ponieważ najpierw trzeba kształcić rozum i sumienie. Wystarczy popatrzeć na zmiany w podstawach programowych z historii czy języka polskiego, by zrozumieć, w jakim kierunku zmierza polska edukacja – mówi prof. Wojciech Roszkowski, historyk.

„Echo Katolickie”: Słowa minister edukacji Barbary Nowackiej o „polskich nazistach, którzy budowali Auschwitz”, można uznać za przejęzyczenie?

Prof. Wojciech Roszkowski: Raczej nie. Przecież z tego nagrania, które zresztą coraz trudnej znaleźć w internecie, widać, że czytała z kartki, stąd trudno mówić o przejęzyczeniu. To raczej – mam nadzieję – świadome czytanie bez zrozumienia. Bo jeżeli ze zrozumieniem, to jeszcze gorzej…

Gdyby student wypowiedział takie słowa podczas egzaminu i tłumaczył się tak samo jak pani minister…

Pytanie, kto by go egzaminował (śmiech). Jednak sądzę, że w znakomitej większości egzaminu by nie zdał.

Nawet jeśli uznamy, że było to przejęzyczenie, czy nie powinno zakończyć się honorową dymisją pani minister?

Ja bym nie oczekiwał tutaj honoru, ale dymisja powinna być oczywista. Minister polskiego rządu nie może mówić takich rzeczy.

To jest po prostu skandal – nie tylko z powodu braku znajomości polskiej historii i szkalowania Polaków, ale ponieważ to służy antypolskiej propagandzie. Na tę wypowiedź będą powoływać się wrogowie Polski.

Chyba trudno się dziwić, że świat pisze, mówi o „polskich obozach koncentracyjnych”, skoro polska minister edukacji publicznie wypowiada słowa, które nie są prawdą…

Minister rządu polskiego powinien oględnie wypowiadać się na tematy niezwiązane ze swoją misją. Tu akurat

pani minister wdepnęła w sprawy, które dotyczą edukacji historycznej, czyli obszaru, którym się zajmuje, a co za tym idzie – to jeszcze gorzej o niej świadczy.

Jej wypowiedź dotyka również obszaru ministerstwa spraw zagranicznych, bo to kwestia polityki historycznej, w której Polska cierpi nieustannie z powodu wrogich stwierdzeń o polskich obozach koncentracyjnych i polskiej współodpowiedzialności za Holokaust.

Nie widać w ostatnim czasie działań rządu, by walczyć z takim przekłamywaniem historii.

Jak widać, dymisji minister Nowackiej nie będzie, bo rząd utrzymuje, że nic się nie stało. Tymczasem hasło „Polacy, nic się nie stało”, jest tutaj nie na miejscu. Stało się bardzo źle i premier powinien wyciągnąć konsekwencje.

Trzeba też przypomnieć, że to B. Nowacka zakwestionowała Pana podręcznik „Historia i teraźniejszość”, który miał właśnie zapobiegać takim stwierdzeniom, oraz usunęła ten przedmiot ze szkół.

Mało tego, wyklęła ten podręcznik, oskarżając mnie – jako autora – o kłamstwo na każdej jego stronie. W związku z tym złożyłem do sądu pozew o naruszenie dóbr osobistych z żądaniem zapłaty odszkodowania. To oburzające, że minister polskiego rządu tak zupełnie nie panuje nad tym, co mówi. Byłem wtedy wielokrotnie atakowany przez osoby wywodzące się z obecnej ekipy rządzącej, zwłaszcza jej lewicowej części, a także media, jak onet.pl czy Okopress, „Newsweek”, „Gazeta Wyborcza”. Ale – być może na pocieszenie i dzięki tym atakom – książka rozeszła się w ogromnym nakładzie i wciąż otrzymuję same pozytywne komentarze na jej temat. Można z przekąsem stwierdzić, że wszystkie paszkwile wypisywane o „Historii i teraźniejszości” wynikały z tego, że wtedy nikt nie czytał tej książki. Bo najłatwiej rzucać oskarżenia, nie znając przedmiotu sporu.

Coraz częściej w przestrzeni publicznej mamy do czynienia z rzucaniem bezpodstawnych oskarżeń – na zasadzie: obrzucimy błotem, zawsze coś zostanie.

Ludzie nie lubią przyznawać się do błędów i wycofywać z wypowiedzianych słów. To charakterystyczne, że kiedy ktoś głupio się zachowa, to potem jest jeszcze obrażony na tego, wobec którego głupio się zachował. Do tego przeprosiny lądują na piątej stronie małymi literkami, a nagłówki z pierwszych stron zostają.

Jak ocenia Pan kierunek, w jakim zmierza edukacja w naszym kraju? Już mamy przykłady zmieniania treści, by były politycznie poprawne, np. „Roty”: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” na „Nie będzie Krzyżak…”.

Zamiast uczenia dzieci historii mamy propozycję jak najwcześniejszego poznawania sekretów seksualności. A to jest destrukcyjne, ponieważ najpierw trzeba kształcić rozum i sumienie. Wystarczy popatrzeć na zmiany w podstawach programowych z historii czy języka polskiego, by zrozumieć, w jakim kierunku zmierza polska edukacja. Wyrzucono z nich słowo „prawda”,

widać wyraźne nachylenie w kierunku Niemiec, tzn. chodzi o to, by nie robić im przykrości. Taki drobiazg: kiedy w programie nauczania jest mowa o Konstytucji 3 maja, wykreślono sojusz reformatorów z Prusami. W 1790 r. frakcja reformatorska zawarła sojusz z Prusami, który miał obronić ewentualnie rzeczników konstytucji. Tymczasem Prusy zdradziły, tzn. nie dotrzymały umowy i wzięły udział w rozbiorze Polski. Te treści usunięto. Podobnie jak zupełnie zmarginalizowane zostały wszelkie działania germanizacyjne.

Także oblicze komunizmu złagodzono do maksimum, na zasadzie: przecież nic się nie stało. W podręczniku, który napisałem, próbowałem to wszystko, co zostało z podstawy usunięte, pokazać i być może dlatego stałem się obiektem ataku. Dziś młode pokolenie ma nie znać przeszłości swoich rodziców, dziadków, którzy żyli w komunizmie. Wszystko zaczyna się od 1989 r. w sensie świadomości obywatelskiej, ale również bez wiedzy o tym, jakie spory toczyły III Rzeczpospolitą. A wszystkiemu obecnie przyświeca hasło: wybierzmy przyszłość. Historii mamy się nie uczyć, bo wybieramy przyszłość, tylko opartą na czym? Na jakichś ideach nowego człowieka, nowego społeczeństwa, nie wiadomo dokładnie jakiego. To jest właśnie rewolucja kulturowa oparta na neomarksizmie.

Czyli zupełne odcięcie od korzeni…

Tak, bo odrzuca się także chrześcijaństwo – gdzie tylko się da. Usuwa znaczenie Kościoła, jak np. jego wielką rolę w XIX w., jeśli chodzi o likwidację pijaństwa na wsi. Mamy nie pamiętać, że Kościół był wtedy bardzo mocno zrośnięty z ludem i go podźwignął. Dziś młodzi mają być wychowywani w myśl zasady „róbta, co chceta”, jeśli chodzi o kwestie moralności, seksualności. Do tego dochodzi „rozpuszczenie” się w europejskości, która jest przecież mgławicą. Bo

nie ma Europejczyka, który nie jest Polakiem, Szwedem, Francuzem itd.

Europejskość w pierwszej kolejności składa się z podstawowych narodowości należących w takiej czy innej postaci do tradycji europejskiej. Nie wiem, czy polskość jest ważniejsza niż europejskość, jednak stanowi ona fundament tego, że jesteśmy Europejczykami.

Niektórzy mówią, że mamy do czynienia z komunizmem 2.0, Eurokołchozem…

Komunizm pochodzi od słowa komuna, czyli wspólnotowość. W gruncie rzeczy to całkiem słuszne skojarzenie, ponieważ kołchoz był gospodarstwem kolektywnym. Tylko kolektywność podświadomie kojarzy się ze współuczestnictwem: że każdy z członków ma jakiś udział. Tymczasem kołchoz był zarządzany przez państwo i kołchoźnicy nie mieli nic do powiedzenia. Jeżeli dziś mówi się o nowym społeczeństwie, to przecież jest ono zarządzane przez jakichś ekspertów, którzy za pomocą pieniędzy i mediów manipulują tym nieszczęsnym ludem. Z tym właśnie obecnie mamy do czynienia.

Takiemu przejęciu kontroli nad tym, jakie treści, informacje mają do nas docierać, posłuży nowe prawo wprowadzające cenzurę w internecie? Młodzież i tak ma trudności w weryfikowaniu tego, co jest prawdą, a co nie. Przy moderowaniu treści przez rząd, powołane do tego instytucje, będzie to jeszcze trudniejsze…

Instrumentem do tego jest wymyślona przez rewolucję resetu kulturowego mowa nienawiści. Ta fraza w gruncie rzeczy stanowi jednostronne narzędzie likwidacji opozycji myślowej.

Na dobrą sprawę, jeżeli słyszę od kogoś o poglądach lewicowych, że jestem pseudoprofesorem, idiotą itd., to powinienem zgłosić mowę nienawiści. Tylko nikt tego nie uzna za mowę nienawiści. Zupełnie inaczej będzie, jeśli ktoś się przeżegna w nieodpowiednim miejscu albo powie, że lewacy są bezbożnikami – tu już będziemy mieć do czynienia z mową nienawiści.

Pojawiły się nowe słowa: homofob, islamofob itp., by terroryzować społeczeństwo – zupełnie jak w czasach komunistycznych za pomocą słów reakcja, wstecznictwo, imperializm. Termin mowa nienawiści to idealny środek do niszczenia wolności wypowiedzi, nowa forma cenzury.

Źródło: „Echo Katolickie” 7/2025

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama