Włochy wciąż jeszcze żyją potężnym trzęsieniem ziemi, które w niedzielę 30 października nawiedziło centralne regiony tego kraju.
Symbolem kataklizmu stała się Nursja, położona opodal epicentrum, a konkretniej ruiny tamtejszej bazyliki św. Benedykta, wzniesionej nad rodzinnym domem patrona Europy.
Świątynia ta należy do klasztornego kompleksu międzynarodowej wspólnoty benedyktynów, założonej tam w 2000 r. przez trzech mnichów amerykańskich. Choć ich klasztor legł w gruzach, nie myślą oni o powrocie do swych krajów czy zmianie lokalizacji. Wręcz przeciwnie, na gruzach chcą wybudować klasztor jeszcze większy, otwierając się na nowe powołania.
Benedyktyni z Nursji od razu włączyli się w pomoc poszkodowanym. Pokrzepiali ich słowem, modlitwą i sakramentami. W wielu relacjach telewizyjnych ze zburzonego miasta można było zobaczyć mnichów modlących się na kolanach przed ruinami bazyliki. Wiceprzeor wspólnoty o. Benedetto Nivakoff wyjaśnił nam znaczenie tego gestu.
„Obraz klęczącego to obraz człowieka, który czyni pokutę, wyraża skruchę, uświadamia sobie własne błędy. To bardzo ważne, aby kiedy spotyka nas jakaś tragedia, zrobić rachunek sumienia i zobaczyć, czy gdzieś nie zbłądziłem i w czym mogę zmienić swoje życie. Bo Bóg ocalił mi życie. Dlaczego? Co muszę zmienić?
My benedyktyni mamy tu dwa klasztory. Jeden w miejscu, gdzie urodził się św. Benedykt, a drugi w górach, przeznaczony bardziej na modlitwę. Liczymy na to, że z pomocą wiernych uda się nam odbudować oba te klasztory. Tu w Nursji ludzie są nam bardzo życzliwi, bo bez żadnych naszych zasług traktują nas jako ambasadorów ich patrona św. Benedykta. We wszystkim nam pomagają i proszą nas o modlitwę. Wiedzą, że przedwczoraj rano w czasie trzęsienia ziemi modliliśmy się za nich. I są świadomi, że dzięki Bogu nie było żadnej ofiary śmiertelnej”.
kb/ rv