W przeddzień papieskiej podróży biskup Gerazym, sekretarz generalny Świętego Synodu Bułgarskiego Kościoła Prawosławnego zapewnia, że Franciszek będzie w Bułgarii dobrze przyjęty
"Papież będzie w Bułgarii dobrze przyjęty" - zapewnia biskup Gerazym (Georgiew), sekretarz generalny Świętego Synodu Bułgarskiego Kościoła Prawosławnego. O sytuacji przed wizytą papieża Franciszka rozmawiają Andrzej Grajewski z "Gościa Niedzielnego" oraz Alina Petrowa-Wasilewicz i Krzysztof Tomasik z KAI. Ojciec Święty w dniach 5-7 maja br. odwiedzi Bułgarię i Macedonię Północną. Hasłem bułgarskiej pielgrzymki są słowa: „Pacem in terris” – „Pokój na świecie”, nawiązującym do encykliki św. Jana XXIII pod tym samym tytułem.
Andrzej Grajewski (GN), Alina Petrowa-Wasilewicz i Krzysztof Tomasik (KAI): Na początku maja Bułgarię odwiedzi papież Franciszek, a w 2001 r. był tu Jan Paweł II. Jak była oceniana wizyta Jana Pawła II przez bułgarski Kościół prawosławny?
Bp Gerazym Georgiew: Pielgrzymka Jana Pawła II miała bardzo szczególne znaczenie. Papież przyjechał, aby zetrzeć plamę na naszym honorze w związku z oskarżeniami Bułgarów o udział w spisku na jego życie. Oczywiście nie mówimy o sprawach dogmatycznych. One w czasie takich wizyt nie są rozstrzygane. Jednak reakcja ludzi na obecność Jana Pawła II i jego nauczanie o przebaczeniu, którego wówczas byliśmy świadkami, było wartością dla obu stron. W spotkaniu z nim wziął udział patriarcha Maksym (Minkow) oraz obecny patriarcha Neofit (Dimitrow), który wówczas był metropolitą w Ruse. Wspominamy tamten czas, jako serdeczne, międzyludzkie spotkanie.
GN/KAI: Jakie są obecne relacje prawosławnych z katolikami?
- Katolicy w Bułgarii są grupą mniejszościową. Jest ich ok. 60 tys. i żyją rozproszeni w kilku punktach. Bułgarzy są tolerancyjni i nigdy nie dochodziło u nas do gorących sporów na tle religijnym. Miejscowi katolicy są po prostu swoi, dlatego nie ma żadnego problemu w relacjach między wiernymi obu naszych Kościołów. Znam taką wioskę Nowo Dełczewo na południu, w której są dwie cerkwie. Jedna jest prawosławna, druga unicka i cała społeczność żyje od pokoleń zgodnie, nie ma tam napięć na tle wyznaniowym. Jeśli zaś chodzi o kontakty na poziomie hierarchii, to z naszej strony decyzje muszą być podejmowane kolegialnie przez Synod naszego Kościoła. W dialogu teologicznym oraz ruchu ekumenicznym nasz Kościół nie bierze udziału. Dotyczy to nie tylko katolików, ale także innych Kościołów chrześcijańskich. Nasi wierni, wykształceni teologicznie, wiedzą, kto ma sukcesję apostolską, a kto nie. I oczywiście w naszych relacjach jest wielka wartość, bo katolicy mają zachowaną sukcesję apostolską.
GN/KAI: Jak przyjmowany w Bułgarii jest papież Franciszek?
- W wielu miejscach jest dobrze przyjmowany, bez względu na oceny religijne. Jego wizyta w naszym kraju jest oczekiwana i będzie dobrze przyjęty, zarówno przez władze państwowe, jak i samorządowe. Przewidziane jest także spotkanie papieża z Synodem naszego Kościoła. Postaramy się odwzajemnić jego świeży i serdeczny stosunek do wszystkich ludzi.
GN/KAI: A jak Ksiądz Biskup osobiście go postrzega?
- Papież Franciszek jest wyjątkowo sympatyczny, ale dla mnie osobiście, nie wpisuje się w obraz papieża takiego, jakiego ja sobie wyobrażam. Nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. Nie potrafię tego ocenić. Papież zazwyczaj kojarzy się z kimś surowym, wymagającym. Jan Paweł II potrafił połączyć obie te rzeczy, wielką godność sprawowanego urzędu z serdecznym podejściem do każdego człowieka. Aby zarządzać tak wielką i skomplikowaną strukturą, jak Kościół katolicki, potrzebne są wyjątkowe cechy i zwykły człowiek tego nie rozumie i nie może temu podołać. Sam Bóg mu pomaga i niweluje jakieś drobne niedociągnięcia. Głową Kościoła jednak jest Pan Jezus.
GN/KAI: Jak Ksiądz Biskup widzi kondycję Kościoła prawosławnego w Bułgarii?
- Od 30 lat żyjemy w czasach pokojowych i w wolnym społeczeństwie. Niestety Kościół prawosławny w Bułgarii stracił szansę na odrodzenie po upadku komunizmu, jakie było widoczne w innych krajach, gdzie prawosławie dominuje, np. w Rumunii, Serbii, czy Rosji. Do tego przyczynił się rozłam, do jakiego doszło u nas w latach 90. ubiegłego stulecia, na gruncie różnic politycznych. W praktyce przybrało to podział na tzw. niebieskich i czerwonych, czyli demokratów oraz siły postkomunistyczne. Wywołało to wielki zamęt i dezorientację wśród wiernych. Nawet ci, którzy odkrywali wiarę na nowo i chcieli wrócić do Kościoła, nie wiedzieli do jakiego mają pójść, gdyż funkcjonowały w tym czasie dwa episkopaty. To hamowało proces odrodzenia wiary w narodzie. Kiedy rozłam został przezwyciężony w 2004 r. okazało się, że minął także czas pierwszego rozbudzenia religijnego, który był tak istotny w innych krajach. Kościół prawosławny w Bułgarii w skutek rozłamu stracił ten pierwszy impuls, kiedy powrót do wiary był naturalną potrzebą wielu ludzi w naszym kraju. Później zaś dały o sobie znać różne problemy społeczne, polityczne i demograficzne. Wielu wyjechało na Zachód, co musiało się także odbić na pracy duszpasterskiej, szczególnie w parafiach wiejskich, które nagle straciły wielu swoich wiernych. Powinniśmy także krytycznie ocenić nasze własne zachowanie. W moim przekonaniu nie potrafiliśmy znaleźć najlepszej, najbardziej skutecznej drogi do ludzi. Pomimo tych wszystkich trudności jest rzeczą niezwykłą, że ludzie prowadzeni przez Ducha Świętego nadal przychodzą do kościołów, uczestniczą w liturgii, przyjmują sakramenty, spowiadają się. Niestety liczba osób biorących udział w życiu kościelnym jest u nas niewielka w porównaniu z innymi krajami prawosławnymi w Europie. Myślę, że podstawowym problemem ludzi wierzących w naszym kraju oraz ich pasterzy jest nie tyle przyciąganie nowych wiernych, co pogłębianie formacji tych, którzy są w Kościele.
GN/KAI: Ile dzieci jest chrzczonych w stosunku do całej populacji?
- Prawie każda rodzina chrzci swoje dzieci. Ale nie to jest kryterium decydujące o dalszym rozwoju duchowym człowieka, chociaż oczywiście ten sakrament jest fundamentem, na którym możemy dalej budować.
GN/KAI: Jaka część zawiera sakramentalny związek małżeński?
- Niestety bardzo nieliczni, a część z nich nie tyle z powodu świadomości wagi tego sakramentu, lecz ze względu na tradycje i piękny rytuał.
GN/KAI: Katecheza jest organizowana w szkołach?
- Są dwie możliwości, albo organizuje się katechezę w szkole, ale nie jest ona obowiązkowa, dotyczy to zarówno wiernych Kościoła prawosławnego, jak również muzułmanów; albo organizują ją parafie, jako tzw. szkółka niedzielna. To jednak zależy od liczby dzieci w danym miejscu. Niestety w wielu miejscowościach po prostu nie ma dzieci. Natomiast w przypadku szkoły rodzice mogą wybierać między nauką religii, albo etyką.
GN/KAI: Państwo opłaca katechetów?
- Formalnie tak, ale są to tak marne pieniądze, że w bogatszych diecezjach Kościół dopłaca do ich pensji. Jednak połowa diecezji nie może sobie na to pozwolić. Wówczas zwracamy się z apelem o pomoc do samorządów i często otrzymujemy od nich dopłaty dla katechetów.
GN/KAI: Czy można powiedzieć, że są w Bułgarii regiony odznaczające się większą religijnością, aniżeli pozostałe?
- Pasmo Starej Płaniny w naturalny sposób dzieli Bułgarię na część południową – zamożniejszą i północną – uboższą. Odbija się to także w życiu kościelnym. Na północy, chociaż tamten region ma także piękne tradycje religijne, dzisiaj nie są one kultywowane. Jest to także pochodna sytuacji w tym regionie, najmocniej dotkniętej kryzysem ekonomicznym i demograficznym. Przykładem może być wioska Arczar, gdzie kościół może pomieścić 3 tys. wiernych, a przychodzi na nabożeństwa zaledwie garstka wiernych. Najbardziej religijną i zachowującą tradycję częścią bułgarskiego prawosławia są Macedończycy mieszkający na południu kraju. Religijne są także stare miasta trackie: Płowdiw i Stara Zagora.
GN/KAI: A jak jest w Sofii?
- Tutaj mieszka spora część populacji kraju (1,6 mln), a więc nietrudno w niedzielę wypełnić wiernymi ok. 140 kościołów prawosławnych. Jednocześnie zauważamy, że często Bułgarzy pracujący na Zachodzie stają się bardziej religijni, aniżeli ci w kraju. To jest po części związane z nostalgią za krajem i odkryciem, że wiara prawosławna jest ważną częścią narodowej tożsamości Bułgarów.
GN/KAI: Ilu obecnie jest kleryków w prawosławnych seminariach?
- Są dwa seminaria – w Płowdiwie i w Sofii. W sofijskim seminarium kształci się obecnie ok. 300 kleryków, a w płowdiwskim 180. Po ich ukończeniu (mają status niższych seminariów duchownych), klerycy kształcą się dalej na Wydziale Teologicznym w Sofii.
GN/KAI: Kim są klerycy?
- Najczęściej są to synowie duchownych prawosławnych. Kandydaci do kapłaństwa kształcą się jednak nie tylko w seminariach duchownych, ale także we wspólnotach klasztorach i w tym przypadku wiele zależy od osobowości przełożonego takiej wspólnoty.
GN/KAI: Jaka była droga Księdza Biskupa do kapłaństwa?
- Moja droga była nietypowa. Pochodzę z rodziny, w której osobą najbardziej wierzącą była babcia i ona mnie ukształtowała pod względem religijnym. Po szkole średniej ukończyłem Akademię Teatralną w Sofii. W 2002 r. brałem udział na kursach dla absolwentów Akademii Teatralnych, organizowanych w Warszawie. Poznałem wtedy rektora uczelni, Jana Englerta, którego bardzo mile wspominam, gdyż miał duży sentyment do Bułgarii, gdzie kręcił jeden ze swoich filmów. Później jako aktor pracowałem w jednym z prywatnych zespołów w stolicy. Kiedy zaczynaliśmy odnosić sukcesy, zdecydowałem się wybrać drogę powołania duchownego. W 2006 r. poszedłem do diwotinskiego klasztoru Świętej Trójcy niedaleko Sofii i przez trzy lata byłem tam nowicjuszem. Marzyłem wówczas, aby zostać pasterzem i cieszyłem się z tego, że mogę to połączyć z życiem monastycznym. Później jednak musiałem pójść dalej, realizując misję podążania za Chrystusem. I ciągle jestem w drodze starając się być z ludźmi. Mam jednak świadomość, że współczesnemu chrześcijaninowi nie jest łatwo utrzymywać kontakt z Bogiem.
GN/KAI: Jak wyglądają relacje z państwem?
Nie można jednoznacznie na to odpowiedzieć. Zewnętrznie wszystko wygląda dobrze, ale problem polega m.in. na tym, że w odróżnieniu np. od Polski, w Bułgarii nie ma wielu polityków, którzy deklarują się jako osoby wierzące. Chociaż czasami głos Kościoła jest przez polityków zauważony, jak było w przypadku Konwencji Stambulskiej, przeciwko przyjęciu której Kościół prawosławny zdecydowanie protestował. Paradoksalnie w tej sprawie mieliśmy wsparcie nawet ze strony socjalistów, a w więc partii postkomunistycznej.
GN/KAI: Nowa ustawa wyznaniowa zakazująca m.in. wspólnotom religijnym otrzymywania wsparcia ze źródeł zagranicznych w jakimś sensie preferuje Kościół prawosławny.
- Nie byliśmy inicjatorem tej ustawy i prosiliśmy, aby tej sprawy nie ruszać. To jest materia bardzo delikatna, o której większość polityków nie ma żadnego pojęcia. Jeśli chodzi o dotacje ze strony państwa, które przewiduje ta ustawa, można to było załatwić inaczej, przez nowelizację ustawy budżetowej, bez potrzeby pisania nowego prawa wyznaniowego. Wyjaśniano nam, że ustawę przyjęto m.in. ze względu na bezpieczeństwo narodowe. Chodziło o ograniczenie dofinansowania wspólnot muzułmańskich ze strony zagranicznych podmiotów.
GN/KAI: Jakie jest stanowisko Bułgarskiego Kościoła Prawosławnego wobec uchodźców?
- Gdy wybuchł kryzys w 2015 r. przeważała opinia, że ludziom tym trzeba pomagać, gdyż uciekają przed wojną. Ponieważ Bułgaria jest krajem granicznym ze światem islamu, powstał jednak wielki problem. Nas jest 7 milionów, a w Turcji za naszymi granicami było 4 mln. uchodźców. Proszę sobie wyobrazić konsekwencje, gdyby chociażby połowa z tej liczby przyjechała do nas i tutaj została. Kryzys migracyjny pokazał, że można używać ludzi jako środek nacisku i zastraszenia innych społeczeństw i nie ma wątpliwości, że ktoś tym procesem kieruje. Ci uchodźcy, którzy się u nas zatrzymali w 2015 r. szybko później wyjechali, przeważnie do Niemiec, Szwecji, Holandii. To pokazuje, że nie chodziło im jedynie o znalezienie bezpiecznego terytorium, bo to mieli u nas zapewnione, ale poprawę własnego statusu materialnego. Według nas, ci ludzie najlepiej się czują u siebie w domu i w ten sposób należy im pomagać – na miejscu. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest zakończyć wojnę i odbudować Syrię, aby uchodźcy mogli wrócić do swych domów.
GN/KAI: Jakie są wspólne cywilizacyjne wyzwania stojące przed Kościołem katolickim i prawosławnym w Bułgarii ?
- Jesteśmy wszyscy w Unii Europejskiej i jesteśmy zobowiązani wyznawać wspólne wartości. Jednak dla człowieka wierzącego, bez względu na to, czy jest katolikiem, czy prawosławnym, najważniejszym punktem odniesienia będzie Bóg. Niestety w Unii największe państwa i najważniejsi liderzy działają na rzecz sekularyzacji, czyli oddzielenia Boga od społeczeństwa. Możesz Boga wyznawać prywatnie, ale nie możesz tego robić publicznie, na przykład domagając się, aby twoja wiara wpływała na stanowione prawo. Tymczasem, jeśli Boga nie ma w prawie, wówczas człowiek ma ogromne problemy z realizacją norm moralnych, które są sprzeczne ze stanowionym prawem. Dla chrześcijanina punktem odniesienia powinien być Bóg. Jeśli tego nie ma, pojawiają się wątpliwości, które powinniśmy nazwać po imieniu. Tak było np. z Konwencją Stambulską. Idea była słuszna i pociągająca. Nikt nie jest przeciw poszanowaniu i chronieniu praw kobiet, ale przybrała formę zapisów o charakterze antyreligijnym. Jeśli jutro wyjdę na ulicę i powiem, że jestem przeciwny małżeństwom homoseksualnym i aborcji, która jest tolerowana i akceptowana w większości krajów unijnych, automatycznie w świetle zapisów tej konwencji staję religijnym radykałem. Jeśli więc będę przestrzegał praw, które są nam narzucane, stanę w sprzeczności z własnym sumieniem. Chrześcijaństwo zawsze było prześladowane, ale dzisiaj mamy do czynienia z wyjątkowo perfidnymi metodami działania naszych przeciwników. W związku z tym nieraz ciężko jest się im przeciwstawić, chociaż wiemy, że Bóg nie będzie nigdy zwyciężony i w tym jest nasza nadzieja. Polska jest inna niż wszystkie inne kraje unijne. Wspominam, jak byłem u was i w zwykły dzień weszliśmy do katedry w Warszawie. Odprawiano tam liturgię i cała świątynia była pełna ludzi. Tego na Zachodzie się już nie zobaczy. Dlatego się cieszę, że w Polsce więź ludzi z Bogiem jest nadal tak silna. To jest wielka wartość. Róbcie co tylko możliwe, aby to zachować i nie dajcie się zwieść rozmaitym ludzkim projektom.
Rozmawiali: Andrzej Grajewski, Alina Petrowa-Wasilewicz. Krzysztof Tomasik
Obszerne fragmenty wywiadu można również przeczytać na łamach najnowszego numeru "Gościa Niedzielnego".
Andrzej Grajewski (GN), Alina Petrowa-Wasilewicz i Krzysztof Tomasik (KAI) / Sofia