Wśród wielu newsów na temat nowego błogosławionego, zmarłego w wieku 15 lat Carlo Acutisa, w tle pojawiła się także informacja na temat jego babci – Polki. Niemal nikt nie zwrócił jednak uwagi na kluczową rolę, którą w jego religijnym wychowaniu miała ta właśnie osoba.
Rodzice Carla należeli do coraz liczniejszej grupy Włochów, dla których katolicyzm jest tylko elementem tożsamości kulturowej. Andrea i Antonia, mieszkający w Londynie, cieszący się dobrą pozycją zawodową, w sprawach wiary byli obojętni. Ochrzcili swe dziecko, lecz nie zainteresowali się jego wychowaniem religijnym. Tu jednak na scenę wkracza babcia Carla – która stała się dla swego wnuka tym, co dziś określamy modnym mianem „influencerki” – czyli osoby wpływającej na opinie i zachowania swego środowiska.
To ona właśnie zadbała o rozwój wiary małego Carla, wprowadzając go w prawdy wiary i praktyki życia chrześcijańskiego. Wiele artykułów na temat błogosławionego ukazuje jego głęboką pobożność i miłość do Eucharystii od najmłodszych lat w kategoriach cudu. Z pewnością był to cud w tym sensie, że wychowawczy wysiłek babci padł na wyjątkowo podatną glebę serca małego dziecka otwartego na sprawy duchowe. Możemy się też domyślać, jaka relacja łączyła wnuka z babcią, podczas gdy jego rodzice zajęci byli własną karierą zawodową. Tego typu sytuacje nie należą do rzadkości i zapewne mógłby o nich opowiedzieć niemal każdy duszpasterz. To właśnie babcie często dają wnukom to, co w ich życiu najcenniejsze: ciepło troskliwej miłości, której nie są w stanie zapewnić zabiegani rodzice oraz przekaz chrześcijańskiej wiary.
Sama matka Carla w rozmowie z agencją katolicką CNA przyznała, że nie była idealnym wzorem katolickiej matki, a wychowanie tak „inteligentnego i żarliwego” chłopca było dla niej wyzwaniem. Swój duchowy stan w tym czasie określiła jako całkowitą ignorancję w sprawach religijnych. Dopiero przykład syna, rozmiłowanego w Eucharystii, sprawił, że i ona zaczęła przełamywać swą duchową letniość i krok po kroku odbudowywać uśpioną wiarę. Tak jak dla Carla jego własna babcia-Polka była „influencerką”, tak sam stał się influencerem wobec swojego otoczenia. Pierwszym obszarem jego wpływu byli właśni rodzice, których zachęcił do codziennego udziału w Eucharystii, następnie kolejne osoby z najbliższego środowiska, takie jak zatrudniona w jego domu pomoc domowa. W końcu zaś – za pośrednictwem sieci – jego duchowość zaczęła rozgrzewać serca rówieśników i innych internautów.
Carlo uważał Eucharystię za „autostradę do Nieba”, a Różaniec za najkrótszą drabinę, którą można się tam dostać, a także za najpotężniejszą broń duchową po Eucharystii. Z wielką jasnością przekonywał o niezwykłej wartości każdego człowieka, który nie powinien być tylko „kopią” innych, ale powinien odkryć swoje własne obdarowanie i powołanie: „rodzimy się wszyscy jako oryginały, ale wielu umiera jako kserokopie”. Zachęcał wszystkich: „odkryj Boga, a odkryjesz sens swojego życia”. Jego duchowość była tak autentyczna, że choć wyraźnie wyróżniała się na tle otoczenia, nie raziła sztucznością. To właśnie pociągało kolejne osoby, zarówno te znające Carla bezpośrednio, jak i te, z którymi kontakt nawiązywał przez internet. Głęboka duchowość Carla znalazła swój szczególny wyraz w czasie jego choroby, przeżywanej w zjednoczeniu z Chrystusem i nadzieją na spotkanie z Nim w niebie.
Internet wykreował zjawisko „influencerów”, czyli osób, które dzięki swoim charakterystycznym cechom osiągają w sieci sporą popularność, wpływając na innych. Przykład babci Carla pokazuje jednak, że influencerem można być także nie korzystając ze zdobyczy techniki. Ziarno wiary zasiane wśród najbliższych krewnych czy przyjaciół może wyrosnąć na potężne drzewo. A jako chrześcijanie powinniśmy dbać o dzielenie się z innymi naszą wiarą zamiast poświęcać swój czas jałowym sporom politycznym, niekończącym się dyskusjom o modzie, gadżetach czy plotkom z życia celebrytów.