Przy podwyższonym reżimie sanitarnym w Demokratycznej Republice Konga trwają obchody 60. rocznicy odzyskania niepodległości przez ten afrykański kraj.
Kościelnym obchodom przewodniczył kard. Fridolin Ambongo Besungu, który przypomniał, że nowe formy kolonializmu sprawiają, iż Kongijczycy z każdym dniem ubożeją, a ich ziemia wciąż staje się terenem łupieżczej polityki zagranicznych mocarstw.
Arcybiskup stołecznej Kinszasy zauważał, że ta ex kolonia belgijska cały czas jest wyzyskiwana. Przypomniał o rabunkowym wyrębie drzew, ale przede wszystkim o grabieniu bezcennych surowców mineralnych, które kryje ta ziemia: złocie, koltanie i diamentach. Zauważył zarazem, że wciąż brakuje rodzimych polityków, którym naprawdę na sercu leży dobro tego kraju. „W ciągu minionych 60. lat wielokrotnie rządzili ludzie, którym w ogóle nie zależało na przyszłości Kongijczyków” – zauważył kard. Ambongo Besungu. Zaapelował do obecnej klasy politycznej, by dobro wspólne postawiła ponad prywatne interesy i sprawiła, że bogactwa Konga przyczynią się do budowania lepszej przyszłości mieszkańców tego kraju, a nie do generowania kolejnych konfliktów.
„Musimy w końcu wyjść z błędnego koła biedy i braku stabilizacji” – podkreślił arcybiskup Kinszasy wskazując, że Kongijczycy liczą na pokojową przyszłość oraz bezpieczne i godne życie.
Po raz pierwszy w historii król Filip z Belgii wyraził publicznie głęboki ból z powodu ran zadanych mieszkańcom Konga w okresie kolonizacji. W specjalnym liście do prezydenta, który został odczytany w czasie państwowych obchodów rocznicy niepodległości, wspomniał o „aktach przemocy i okrucieństwa”, których dopuścili się belgijscy kolonizatorzy i przeprosił za wyrządzone „cierpienie i upokorzenia”. Kongijski minister spraw zagranicznych stwierdził, że te słowa są balsamem na zranione serca mieszkańców tego kraju, a zarazem zapowiedzią budowania przyjacielskich relacji między obu narodami.