Wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych nie dają jasnej odpowiedzi na pytanie o kierunek zmian prawnych dotyczących aborcji. Ogłoszone właśnie zwycięstwo Marianette Miller-Meeks jest jedną z cegiełek, które mogą stworzyć mur uniemożliwiający dalszą liberalizację prawa aborcyjnego
Listopadowe wybory w USA to nie tylko głosowanie na kandydatów na urząd prezydenta USA, ale również wybory uzupełniające do Izby Reprezentantów i Senatu. Według wyniku ogłoszonego właśnie przez komisję wyborczą do Izby Reprezentantów dostała się kandydatka Republikanów z Iowy, otwarcie przyznająca się do swych proliferskich poglądów.
Od wyborów minęło już sporo czasu, okazał się on jednak niezbędny dla dokładnego przeliczenia głosów. Republikanka Mariannette Miller-Meeks odniosła zwycięstwo nad kandydatką demokratyczną Ritą Hart bardzo niewielką większością. Przewaga wyniosła zaledwie 6 głosów (196.964 do 196.958).
Zwycięstwo Miller-Meeks przyczyniło się do uzyskania przez republikanów dziesięciu kolejnych miejsc w niższej izbie parlamentu, zmniejszając przewagę demokratów. Budzi to nadzieje na zahamowanie proaborcyjnych inicjatyw ustawodawczych. Nowo wybrana kandydatka republikańska figuruje na tzw. liście fundacji Susan B. Anthony (SBA), śledzącej pro-liferskie zaangażowanie polityków. „Coraz silniejszy wzrost liczby kobiet prezentującej poglądy pro-life w Izbie jest odzwierciedleniem faktu, że przestaliśmy postrzegać życie jako problem polityczny, a zaczęliśmy widzieć je jako atut”, stwierdziła w poniedziałek odpowiedzialna za tę organizację Marjorie Dannenfelser. Nazwa fundacji związana jest z postacią znanej sufrażystki Susan B. Anthony, która była zdecydowaną przeciwniczką aborcji, nie wahając się jej nazywać „przerażającą zbrodnią dzieciobójstwa”.
Według oceny Dannenfelser w obecnej Izbie Reprezentantów zasiadać będzie 29 kobiet o wyraźnych przekonaniach antyaborcyjnych. Widzi ona w tym szansę na utrzymanie tzw. poprawki Hyde’a. Dotyczy ona zakazu finansowania aborcji ze środków federalnych. Przewodnicząca izby niższej parlamentu, demokratka Nancy Pelosi, obiecywała uchylenie tej poprawki w bliskiej przyszłości , mając nadzieję na powiększenie przewagi swej partii w tej izbie. Wobec kolejnych wyborczych zwycięstw pro-liferskich republikanów jej obietnica staje się coraz mniej realna. Maleją również szanse na wprowadzenie w życie innych zapowiedzi Demokratów, takich jak ustawa o równouprawnieniu, która miała uznawać orientację seksualną i tożsamość płciową za prawa cieszące się szczególną ochroną. Ustawa ta została w 2019 r. przegłosowana w izbie niższej, nie przeszła jednak przez zdominowany przez republikanów Senat.
Choć w listopadowych wyborach demokratom udało się wprowadzić swojego kandydata na urząd prezydenta USA i zdobyć co najmniej jeden mandat w Senacie, zmniejszyli swą przewagę w izbie niższej, która ma zasadniczy wpływ na stanowienie prawa. Posłowie Partii Demokratycznej są w przeważającej większości zwolennikami rozszerzania prawa do aborcji, jest jednak wśród nich kilka chlubnych wyjątków, takich jak Henry Cuellas z Teksasu, odznaczających się poglądami przeciwnymi aborcji. W styczniu odbędą się uzupełniające wybory do Senatu, podczas których walka toczyć się będzie o dwa mandaty. Jeśli Republikanie zdołają uzyskać choćby jeden z nich, zachowają senacką większość.
Więcej ważnych i ciekawych artykułów na stronie opoka.org.pl >>