Chorwaci pilnie potrzebują pomocy, aby poradzić sobie ze skutkami tragicznego trzęsienia ziemi, które 29 grudnia dotknęło ich kraj. Zwraca na to uwagę nuncjusz apostolski w Zagrzebiu, który w imieniu Papieża udał się do miejscowości, które najbardziej ucierpiały na skutek kataklizmu.
Abp Giorgio Lingua podkreśla, że w samej Chorwacji tragedia ta wzbudziła wielką falę solidarności. Na miejscu jest ponad tysiąc młodych wolontariuszy, którzy niosą pomoc poszkodowanym. Potrzebna jest jednak pomoc długofalowa. Zniszczone zostały bowiem regiony, które już wcześniej były doświadczone poważnym kryzysem społeczno-gospodarczym. Istnieją obawy, że teraz dojdzie do masowego wyludnienia takich miast jak Petrinja czy Sisak. Mówi abp Lingua.
"Najbardziej uderzyła mnie wytrzymałość tych ludzi, którzy nawet w najtrudniejszych chwilach potrafili się zorganizować. Dotyczy to zwłaszcza młodych, którzy masowo zgłaszają się do wolontariatu. To pomaga im być razem, dodawać sobie odwagi i czuć się potrzebnym w tym czasie lockdownu. Bardzo dużo robi też Caritas. Oddano do jej dyspozycji wielki magazyn, gdzie zbierane są różnego rodzaju materiały i organizuje się pomoc. Największym problemem jest jednak to, że ziemia wciąż się trzęsie. To ma bardzo negatywny wpływ na ludzi. Odbiera im ufność, zasiewa lęk. Ludzie nie wiedzą, jeśli będą mogli tu pozostać, czy też będą musieli stąd odejść. Ja również podczas mojej krótkiej wizyty wielokrotnie odczuwałem wstrząsy, widziałem, jak zawalają się dachy. Z tym ciężko jest żyć. Dopóki trzęsie się ziemia, trudno odzyskać spokój i pogodę ducha. Podziwiam w tym wszystkim męstwo proboszczów. W Petrinja spotkałem na przykład bardzo aktywnego proboszcza, entuzjastę, bardzo pogodnego i to pośród ruin, przy kościele, któremu grozi zawalenie. Ten entuzjazm, wola wytrwania i niesienia pomocy innym… to wszystko był dla mnie bardzo budujące".