Spacerując po niektórych dzielnicach Brukseli, Londynu, Paryża czy Sztokholmu, nagle zauważasz, że widoczni są tylko mężczyźni. Co się stało z kobietami? Zrezygnowały z dostępu do miejsc publicznych w zamian za bezpieczeństwo – przekonuje somalijsko-holenderska feministka Ayaan Hirsi Ali.
Jako obywatele Zachodu, jesteśmy przyzwyczajeni do widoku kobiet wszędzie wokół nas. Spotykamy się z nimi jako koleżankami w biurze, siedzą obok nas w autobusie, są klientkami w restauracjach, uprawiają jogging na ulicach i pracują w sklepach. Obserwujemy też więcej niż kiedykolwiek kobiet na stanowiskach kierowniczych, jako premierów, polityków, kanclerzy, dyrektorów i szefów. Kobiety urodzone na Zachodzie w latach 90. i później przyjmują to jako coś oczywistego. Nie uważają, że chodzenie do szkoły czy siedzenie w kawiarni jest triumfem liberalizmu. Jednak w niektórych częściach zachodnich miast i miasteczek można dziś zauważyć coś dziwnego: kobiet po prostu nie ma w pobliżu, albo jest ich bardzo mało.
Czas upadku praw kobiet
Spacerując, po niektórych dzielnicach Brukseli, Londynu, Paryża czy Sztokholmu, nagle zauważasz, że widoczni są tylko mężczyźni. Sprzedawcy w sklepach, kelnerzy, bywalcy kawiarni to wyłącznie mężczyźni. W pobliskich parkach tylko mężczyźni i chłopcy grają w piłkę. W częściach wspólnych budynków mieszkalnych mężczyźni rozmawiają, śmieją się i palą papierosy. Na kontynencie, na który co roku przyjeżdżają miliony turystów, aby zobaczyć kobiece ciało, jako obiekt sztuki lub ubrane zgodnie z najnowszymi trendami mody, wydaje się to trochę dziwne. Co się stało z kobietami? Dlaczego nie siedzą już w kawiarniach i nie rozmawiają na ulicach?
Odpowiedź brzmi: niektóre kobiety wyprowadziły się z tych dzielnic, inne zostały wypędzone, a jeszcze inne zostały w domu, poza zasięgiem wzroku. Skoro coraz więcej kobiet usuwa się z miejsc publicznych w tych dzielnicach, te nieliczne, które pozostały, eksponują swoje oblicze, przyciągając uwagę mężczyzn zamieszkujących te tereny. Nie ma tu formalnej segregacji, ale poczucie dyskomfortu i bezbronności wystarcza, by każda samotnie spacerująca kobieta zadrżała i pomyślała: „Już nigdy więcej tędy nie przejdę”.
Kobiety w takich miejscach są molestowane poza przestrzenią publiczną. Niektórzy mężczyźni wołają do nich: „Hej, kochanie, daj mi swój numer”, „Niezły tyłek” lub „Co ty tu robisz?”. Niezależnie od wieku i wyglądu, jeśli są kobietami, a zwłaszcza jeśli są same, będą traktowane w ten sam sposób. Uporczywy napastnik może śledzić kobietę na ulicy, dotykać jej ciała i blokować jej drogę. Jeśli kobieta wygląda na bezbronną, niektórzy mężczyźni posuwają się dalej: wybierają ją jako cel, otaczają i zastraszają, obmacują, ciągną za ubranie, a czasem robią coś gorszego.
Takie incydenty są coraz częstsze. Kobiety i dziewczęta w całej Europie mówią o tym, że są molestowane w drodze do sklepu, w szkole i na uniwersytecie, na basenach, w łazienkach klubów nocnych, w parkach, na festiwalach, na parkingach. Mówią, że lokalne ulice i miejsca publiczne nie są już bezpieczne. A ich napastnicy nie mają wstydu, że dopuszczają się molestowania w miejscach publicznie dostępnych.
Znalezienie rzetelnych danych na temat tego zjawiska jest niezwykle trudne. Moi asystenci i ja spędziliśmy dwa lata na przeglądaniu dostępnych źródeł – statystyk kryminalnych, sprawozdań sądowych, raportów policyjnych, sprawozdań rządowych, źródeł akademickich – i żadne z nich nie daje pełnego obrazu sytuacji. Wiemy, że tylko niewielka część kobiet zgłasza fakt napastowania seksualnego po jego zaistnieniu, a jeszcze mniejsza liczba zgłasza molestowanie seksualne, które większość kobiet traktuje jako część ich codziennego życia. Co frustrujące, wiele z istotnych doświadczeń zwykłych kobiet rzadko trafia do wiadomości publicznej, poza pojedynczymi wpisami w mediach społecznościowych.
Rozmawiając z europejskimi kobietami, przekonałam się jednak, że problem ten sięga znacznie głębiej i szerzej niż historie, które pojawiają się w wiadomościach. Ich świadectwa przekonały mnie, że żyjemy w czasach cichej, ale znaczącej degradacji praw kobiet, w niektórych dzielnicach Europy. Jeśli ten trend się utrzyma, będzie dotyczył coraz większej liczby miejsc w Europie; coraz więcej ulic stanie się niebezpiecznych dla kobiet. Na razie te dzielnice mają dwie wspólne cechy: niskie dochody i dużą liczbę imigrantów z krajów o większości muzułmańskiej.
Zmiana sytuacji kobiet w Europie
Jako Somalijka, przyjechawszy do Holandii w 1992 roku, byłam zszokowana widząc młode kobiety samotne w środkach transportu publicznego, w barach i restauracjach. Dorastałam wiedząc, że wyjście poza dom bez nakrycia głowy i okrycia ciała lub bez męskiego wsparcia rodziny, może być celem molestowania i napaści. Tymczasem w Holandii, kobiety swobodnie chodziły nocą po ulicach bez towarzystwa mężczyzn, z odkrytymi włosami, ubrane w to, co tylko chciały.
Oczywiście zdarzały się wyjątki. Dochodziło do napaści, gwałtów, a czasami do morderstw kobiet, nawet w Holandii. Były to jednak przypadki tak wyjątkowe, że przez wiele tygodni stanowiły ogólnokrajowe wiadomości. Wraz z zaaklimatyzowaniem się do życia w zachodnim mieście, dowiedziałam się, że pozycja kobiet jest tam diametralnie inna niż w świecie, z którego pochodziłam. Dziś, dwie dekady później, nie można już tego powiedzieć z taką samą pewnością. Coraz więcej europejskich kobiet kwestionuje swoje bezpieczeństwo. Przypadki gwałtów, napaści, obmacywania i molestowania seksualnego w miejscach publicznych wydają się być coraz częstsze.
Nie jest tajemnicą – choć wskazywanie na to jest uważane za niegrzeczne lub niepoprawne politycznie – że sprawcami są najczęściej młodzi imigranci z Bliskiego Wschodu, Azji Południowej i różnych części Afryki. Często działają oni w grupach i sprawiają, że kobiety stają się coraz mniej bezpieczne w coraz większej liczbie dzielnic europejskich miast.
Truizmem jest stwierdzenie, że kobiety zawsze były narażone na przemoc seksualną. Jednak przynajmniej przez ostatnie cztery dekady w Europie był to wyjątek, a nie reguła. W latach 90. zakładałam, że kraje rozwijające się będą stopniowo upodabniać się do Europy. Wtedy mało kto przewidziałby, że część Europy zacznie przyjmować postawy i wierzenia kultur, które wyraźnie umniejszają prawa kobiet. Wierzę jednak, że tak właśnie się dzieje. Jesteśmy świadkami podważania praw, które europejskie kobiety uważały kiedyś za oczywiste. Nie sądzę, aby było przypadkiem, że ten problem pojawił się wraz ze znacznym wzrostem imigracji.
Od 2009 roku do Europy nielegalnie przybyło około trzech milionów osób, z których większość wystąpiła o azyl. Mniej więcej połowa z nich przybyła w 2015 roku. Dwie trzecie nowo przybyłych stanowili mężczyźni. Osiemdziesiąt procent osób ubiegających się o azyl było w wieku poniżej trzydziestu pięciu lat. W ostatnich latach, jedna trzecia była (lub twierdziła, że jest) poniżej osiemnastego roku życia.
Przeważająca większość tych młodych mężczyzn przybyła z krajów, w których kobiety nie są traktowane jako równe lub prawie równe sobie, jak to ma miejsce w Europie. W niektórych krajach ich pochodzenia, na przykład, chłopcy i dziewczynki są rozdzielani w gospodarstwach domowych od siódmego roku życia. Zniechęca się ich do przebywania ze sobą, a edukacja seksualna jest tematem tabu. Pochodzą z otoczenia, które nie daje równych praw kobietom i zniechęca je do pracy, pozostawania w stanie wolnym czy podążania za własnymi aspiracjami.
Oczywiście nie jest to zjawisko zupełnie nowe. Migranci ze świata muzułmańskiego osiedlają się w Europie Zachodniej od początku lat 60. Jednak te wcześniejsze okresy osadnictwa rzadko kojarzone były w świadomości społecznej z przemocą wobec kobiet. Wynikało to z faktu, że niewielu Europejczyków zwracało uwagę na sposób, w jaki kobiety i dziewczęta były traktowane w rodzinach imigrantów. Ludzie tacy jak ja próbowali rzucić światło na zjawisko śmierci honorowej, okaleczania żeńskich narządów płciowych i przymusowych małżeństw, którym poddawano wiele dziewcząt i kobiet. Zakładano jednak, że w ciągu jednego lub dwóch pokoleń te zachowania kulturowe zanikną, gdy swobody, którymi cieszą się kobiety Zachodu, rozprzestrzenią się wśród społeczności migrantów. Niestety dla zbyt wielu kobiet z tych społeczności tak się nie stało.
Kryzys migracyjny
Ta książka powstała, ponieważ byłam ciekawa, dlaczego kobiety wycofują się z przestrzeni publicznej w niektórych dzielnicach. Przeczucie podpowiadało mi, że kobiety rezygnują z dostępu do miejsc publicznych w zamian za bezpieczeństwo osobiste. Tak właśnie wygląda życie wielu kobiet w krajach o większości muzułmańskiej. Jest to również sposób, w jaki wiele kobiet ze społeczności imigrantów żyło na Zachodzie przez ostatnie pięć dekad: są one zamknięte w swoich domach przez znaczną część swojego życia, a ich przemieszczanie się na zewnątrz jest kontrolowane przez rodzinę i członków społeczności. Logiczne wydawało się pytanie, jak bardzo rosnąca liczba mężczyzn ze społeczności, w których istnieje taka właśnie różnica między mężczyznami i kobietami, może narzucać swoje standardy innym kobietom w ich otoczeniu.
W latach poprzedzających kryzys migracyjny w Europie w 2015 roku, zauważyłam w mediach sporadyczne doniesienia o napaściach na tle seksualnym. Każdy przypadek był opisywany jako odosobniona, indywidualna sprawa. Na pierwszy rzut oka, nie składały się one na szerszy obraz. Zazwyczaj chodziło o kobiety zaatakowane przez nieznajomego mężczyznę w drodze do domu po nocnym wyjściu. W niektórych przypadkach okazywało się później, że sprawca był imigrantem, ewentualnie urodził się w Europie i mieszkał w słabo zintegrowanej społeczności imigrantów. Nie wydawało się jednak, by te przypadki były na tyle liczne, by można je było uznać za wzorzec.
Od końca 2015 roku to się jednak zmieniło. Zgłoszenia takich napaści seksualnych, a także gwałtów i przypadków molestowania, nabrały tempa. Gdy przyjrzałam się bliżej temu zjawisku, stało się dla mnie jasne, że eskalacja liczby przestępstw seksualnych nastąpiła w krajach Europy Zachodniej, które otworzyły swoje granice dla niespotykanej dotąd liczby migrantów i azylantów z wysoce patriarchalnych, w przeważającej mierze muzułmańskich społeczeństw. Tylko w 2015 roku, blisko dwa miliony osób, głównie mężczyzn, przybyło do Europy Zachodniej z Syrii, Afganistanu, Iraku, Pakistanu, Nigerii i innych krajów o dużej populacji muzułmańskiej. Jednak różnice językowe między poszczególnymi społeczeństwami europejskimi oraz prowincjonalizm przekazu medialnego sprawiły, że mieszkańcy krajów, tak bliskich geograficznie jak Szwecja, Niemcy, Francja czy Austria nie zdawali sobie sprawy, że to, o czym donoszą kobiety w ich kraju, dzieje się również gdzieś indziej.
Ważne jest, aby jednoznacznie stwierdzić, że w moim argumencie nie ma elementu rasowego. Pewna część mężczyzn wszystkich grup etnicznych będzie gwałcić i molestować kobiety. Według Światowej Organizacji Zdrowia, 35 procent kobiet na całym świecie „doświadczyło fizycznej i/lub seksualnej przemocy ze strony partnera lub przemocy seksualnej ze strony osoby niebędącej partnerem”. Jednak w Europie wskaźniki te są wyraźnie niższe niż w innych częściach świata. W niektórych społecznościach mężczyźni są wychowywani do poszanowania fizycznej autonomii kobiet, podczas gdy w innych drapieżne zachowania nie są tak surowo karane.
Zanim zgłosisz sprzeciw...
Pozwólcie, że powiem to od razu: bycie muzułmaninem lub imigrantem ze świata muzułmańskiego nie czyni człowieka zagrożeniem dla kobiet. Gwałt, napaść na tle seksualnym i molestowanie seksualne wydają się być powszechne. W wielu okresach niepokojów społecznych, przemieszczanie się ludności na dużą skalę wiązało się ze wzrostem przemocy seksualnej wobec kobiet. Z łatwością można by wypełnić całą książkę takimi makabrycznymi epizodami, a szybko stałoby się jasne, że występują one w wielu różnych środowiskach geograficznych i kulturowych. Jak już wspomniałam, nic, co wydarzyło się po 2015 roku, nie może się równać ze straszliwą kampanią gwałtów Armii Czerwonej na niemieckich kobietach pod koniec II wojny światowej.
Celem tej książki nie jest demonizowanie migrujących mężczyzn ze świata muzułmańskiego. Chodzi raczej o to, by lepiej zrozumieć naturę i znaczenie przemocy seksualnej, do której doszło w ostatnim czasie w tak wielu częściach Europy. Kiedy prowadziłam badania do tej książki, ruch #MeToo rzucił światło na nadużycia seksualne i wykorzystywanie w wyższych sferach Ameryki Północnej. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego równie jasne światło nie zostało rzucone na często poważniejsze przestępstwa wobec kobiet w uboższych dzielnicach Europy. Wielokrotnie w mojej karierze spotykałam się z autorytetami i komentatorami – w tym samozwańczymi feministkami – gotowymi odwracać wzrok od molestowania i wykorzystywania imigrantek przez ich własnych mężczyzn. Teraz wygląda na to, że te same osoby stosują, te same podwójne standardy, gdy chodzi o molestowanie i wykorzystywanie kobiet urodzonych w danym kraju. W niektórych przypadkach słyszałam nawet, jak europejskie ofiary napaści na tle seksualnym usprawiedliwiały swoich napastników. Obawiając się, że zostaną nazwane rasistkami, kobiety te przyjmują przepraszający ton w imieniu tych, którzy je zaatakowali, a niektóre z nich przepraszają nawet za postawienie agresorów przed sądem.
Władze bagatelizują przypadki napadów i molestowania kobiet. W trosce o dobro polityczne władze bagatelizują zagrożenie i zachęcają policję do tego samego. Usprawiedliwia się przestępcze zachowania. Sędziowie wydają łagodne wyroki dla sprawców. Środki masowego przekazu cenzurują swoje doniesienia – wszystko po to, jak się mówi, aby nie podsycać napięć na tle rasowym i religijnym oraz nie dostarczać amunicji prawicowym populistom.
Ta zmowa milczenia, a przynajmniej niedopowiedzeń, miała przewidywalnych beneficjentów: nikogo innego, jak tylko prawicowych populistów, takich jak Front Narodowy (obecnie Wiec Narodowy) we Francji, Partia Wolności w Holandii, Alternatywa dla Niemiec i wszystkie inne partie, których głównym zobowiązaniem politycznym jest ograniczenie imigracji, a w szczególności imigracji muzułmańskiej.
Kiedyś ubiegałam się o azyl. Jestem dwukrotną imigrantką, najpierw wyjechałam do Holandii, a potem do Stanów Zjednoczonych. Ucieczka do Holandii pomogła mi uniknąć przymusowego małżeństwa i dała mi możliwości, z których nigdy bym nie skorzystała, gdybym pozostała w somalijskiej społeczności, w której się urodziłam. Zatem ostatnią rzeczą, jakiej pragnę, jest stawianie kolejnych przeszkód tym, którzy chcą uciec przed religijnym uciskiem, wojną domową i zapaścią gospodarczą, aby ułożyć sobie lepsze życie, korzystając z wolności Zachodu. Piszę tę książkę nie po to, by pomóc zwolennikom zamkniętych granic, ale po to, by przekonać liberalnych Europejczyków, że zaprzeczanie jest strategią, która prowadzi do samozniszczenia. Jeśli uda mi się również przekonać niektórych populistów, by dali szansę integracji, tym lepiej.
Wielu autorów pisało o zderzeniu kultur między islamem a Zachodem. Przyglądają się oni ekonomii, demografii, językowi, religii, wartościom i geopolityce. Niektórzy jako przykład podają prawa kobiet. Ja jednak uważam, że kobiety zasługują na to, by znaleźć się w centrum dyskusji. Nic innego bowiem tak wyraźnie nie odróżnia dziś społeczeństw zachodnich od muzułmańskich, jak odmienne traktowanie kobiet. Dlatego w tej książce skupiam się na tym, jak imigracja ze środowisk muzułmańskich negatywnie wpływa na prawa kobiet, czego możemy się spodziewać w przyszłości, jeśli sytuacja się nie zmieni i co możemy zrobić innego, by uniknąć niebezpiecznego odwetu.
Sam pomysł równości kobiet i mężczyzn jest historyczną anomalią. Zjawisko to pojawiło się tylko na Zachodzie i to bardzo niedawno. (Propagandowe twierdzenia o równości seksualnej w reżimach komunistycznych zaprzeczały rzeczywistości, która była zupełnie inna). Jeśli dokonamy analizy wszystkich krajów świata, zobaczymy, że nadal tylko ułamek kobiet cieszy się wspaniałymi prawami i swobodami, które zostały osiągnięte na Zachodzie. Jednak prawa te są kruche i zagrożone zniszczeniem przez mężczyzn, którzy postrzegają niezależne kobiety – korzystające z tych samych uprawnień co mężczyźni – jako ofiary.
Tekst jest fragmentem nowej książki Ayaan Hirsi Ali „Prey: Immigration, Islam, and the Erosion of Women's Rights” (Ofiara: imigracja, islam i ograniczanie praw kobiet).
Źródło: Hoover Institution