Etiopia boleśnie doświadcza skutków pandemii. Jest wiele przypadków śmiertelnych, również wśród młodych. Jednakże Etiopczycy bardziej niż pandemią przejmują się wojną na północy kraju. Wskazuje na to s. Rosaria, włoska misjonarka, która posługuje w tym kraju.
Przyznaje ona, że ludzie nie zważają na pandemię. W prowadzonej przez salezjanki szkole krawiectwa uszyto 7 tys. masek, ale nikt ich nie nosi. Wszyscy obawiają się natomiast skutków wojny w północnej Etiopii. Ceny podstawowych produktów wzrosły trzykrotnie. Nie ma prądu, a w konsekwencji również i wody, którą pompuje się z głębokich studni. W regionie, w którym posługuje s. Rosaria, katolicy stanowią znikomą mniejszość. W relacjach z prawosławnymi i muzułmanami liczy się przede wszystkim okazywana im pomoc – mówi włoska misjonarka.
„Robimy, co się da. Nie zważamy na religię czy przynależność plemienną. Do wszystkich podchodzimy z uśmiechem i wyciągniętą dłonią. Pomagamy tym, którzy potrzebują pożywienia, ubrań. Odwiedzamy rodziny. Do jednej przywieźliśmy nawet łóżko, bo ludzie spali w błocie. Uruchomiliśmy na naszej misji jadłodajnię dla ubogich. Codziennie wydajemy 150 posiłków. Mamy też własną piekarnię, z której mamy 5 tys. chlebów dziennie. Rozdajemy je przede wszystkim wśród dzieci i najuboższych rodzin. A obecnie rozprowadzamy również wodę, bo od dwóch miesięcy jej nie ma. Wczoraj stało w kolejce po wodę ponad 700 rodzin. Często nie ma prądu. Wydajemy mnóstwo pieniędzy na zakup paliwa do generatorów, aby napędzać pompy. Ale jako że my wszystko oddajemy ubogim, Pan Bóg i Matka Najświętsza troszczą się o nas. Dają nam wszystko, czego potrzebujemy, za pośrednictwem dobrych przyjaciół. Robimy, co możemy. Wydajemy mnóstwo pieniędzy, ale odważnie idziemy na przód. Mocno wierzę w Opatrzność. Dlatego nie boję się iść naprzód” – podkreśla.
źródło: Krzysztof Bronk, vaticannews.va