W zeszły weekend tysiące ludzi wzięło udział w Marszu Kobiet w Nowym Jorku. Jedną z nich była 31-letnia aktorka Jennifer Lawrence, w widocznej ciąży, a także 40-letnia Amy Schumer. Obie trzymały znaki popierające aborcję, pomimo nowego życia, które Lawrence nosiła w sobie.
Lawrence spodziewa się swojego pierwszego dziecka z mężem Cooke Maroneyem, ale mimo to opowiedziała się za tym, aby matki mogły odbierać życie swoim nienarodzonym dzieciom w każdej chwili, z każdego powodu, aż do narodzin.
Dokumentując udział w marszu na Instagramie, w którym oznaczyła zarówno Planned Parenthood, jak i Marsz Kobiet, Schumer napisała: „Ja nie mam macicy, ona zaś jest w ciąży, ale jesteśmy tutaj”. Obie kobiety trzymały również znaki pokazujące ich poparcie dla aborcji; Schumer trzymała transparent „Aborcja jest niezbędna”. Znak trzymany przez Lawrence brzmiał: „Kobiety nie mogą być wolne, jeśli nie kontrolują swoich ciał”.
Takie i podobne hasła głoszone są przez promotorów aborcji, a zwłaszcza Planned Parenthood. Organizacja ta cieszy się znaczną przychylnością wśród hollywoodzkich elit i innych zwolenników aborcji.
Nagranie z marszu, udostępnione przez proaborcyjną aktywistkę i byłą członkinię zarządu NARAL, Renee Bracey Sherman, pokazuje cel, który przyświecał manifestującym uczestnikom, skandującym: „Aborcja! W każdej chwili! Z jakiegokolwiek powodu!”
Tak ekstremalne żądania są sprzeczne z tym, co myślą sami Amerykanie. Badania opinii publicznej wykazują raz za razem, że w przeważającej większości chcą oni, aby aborcja była mocno ograniczona. Większość Amerykanów chce ograniczenia aborcji do pierwszego trymestru i popiera inne zdroworozsądkowe ograniczenia, którym przemysł aborcyjny gwałtownie się sprzeciwia. Zgoda rodziców, okresy oczekiwania i ustawy o świadomej zgodzie cieszą się dużym poparciem wyborców, podczas gdy zaledwie siedem procent (7%) Amerykanów popiera finansowaną przez podatników aborcję na życzenie, bez żadnych ograniczeń. Innymi słowy, to, co promuje Marsz Kobiet, jest dalekie od poglądów amerykańskiego społeczeństwa.
Co więcej, argument Jennifer Lawrence - że kobiety nie mogą być wolne bez aborcji - jest w rzeczywistości argumentem antykobiecym, pozbawiającym kobiety podmiotowości – są one bowiem zazwyczaj zmuszane do aborcji przez nieodpowiedzialnych ojców ich dziecka, czy też okoliczności życiowe, nad którymi nie mają kontroli. Kobiety w ciąży i rodzące dzieci często spotykają się z dyskryminacją, niezależnie od ich statusu życiowego. Studentki, które zachodzą w ciążę, często są przekonane, że ich jedynym wyjściem jest aborcja lub porzucenie szkoły. Większość szkół i uniwersytetów nie oferuje żadnego wsparcia ani środków dla studentek w ciąży i rodzących dzieci. A po ukończeniu studiów dyskryminacja w ciąży jest powszechna w miejscu pracy. Kobiety często są dyskryminowane przy zatrudnianiu, zwalnianiu i awansach, jeśli są w ciąży, a Forbes odkrył nawet, że sama możliwość bycia w ciąży może oznaczać karę. Wiele kobiet jest wprost przymuszanych do aborcji - niektóre badania wykazały, że ponad połowa kobiet, które poddały się aborcji, czuła się do niej przymuszona.
Zamiast pomagać kobietom, aby mogły urodzić i wychować dziecko, łatwiej jest oczywiście zaproponować drogę „na skróty”. Pozbycie się dziecka nie leży jednak w dobrze pojętym interesie samych kobiet, ale raczej – w interesie bezdusznych korporacji i instytucji, dla których istotny jest jedynie zysk, a nie czyjekolwiek dobro.