Druga książka poświęcona o. Dolindo Ruotolo, autorstwa Joanny Bątkiewicz-Brożek to coś znacznie więcej niż kontynuacja pierwszej. To droga w głąb, pokazująca, jak neapolitański kapłan znalazł się w samym środku duchowej walki między siłami światła i ciemności.
Duchowe zmagania bynajmniej nie skończyły się w momencie śmierci o. Dolindo. Jak zauważa autorka, „świadectwo życia ks. Ruotolo wywołuje agresywną reakcję ciemności”, a nowa książka poświęcona temu świątobliwemu kapłanowi jest biografią, odsłaniającą nienaświetlone wcześniej wątki jego życia, ale jednocześnie czymś więcej. Jest bowiem zapisem zdarzeń z ostatnich kilku lat związanych z o. Dolindo: wysiłków samej autorki, aby ujawnić prawdę o nim, spotkań z osobami pamiętającymi jego postać, jego przerwanym procesem beatyfikacyjnym i walką o publikację jego dzieł.
Wątkami, które leżą o podstaw tych zmagań, a które przewijają się przez całą książkę, są fałszywe oskarżenia, kierowane przeciwko pobożnemu kapłanowi przez kolejne osoby: najpierw jego przełożonych wincentyńskich, później dwie kobiety, których był duchowym opiekunem, w końcu zaś – o. Alberto Vaccari SJ. To za jego sprawą dzieła o. Dolindo wpisane zostały na Indeks Ksiąg Zakazanych i torpedowane były kolejne próby wyjaśnienia powodów tej decyzji.
Kim był o. Vaccari i dlaczego tak bardzo pragnął zaszkodzić o. Ruotolo? Jak czytamy na pierwszych kartach książki: „o. Alberto Vaccari, jezuita, jedna z czołowych postaci Papieskiego Instytutu Biblijnego, przyjaciel kardynałów Tisseranta, Bei i o. Gemellego, który z kolei od lat podsycał walkę z o. Pio. W jednym z listów Vaccari pisze do jednego z egzegetów: Obiecuję ci szybką karierę i promocję pracy, jeśli pomożesz mi zniszczyć ks. Dolindo Ruotolo”. Jaki był powód takiej nienawiści? Przecież pisma o. Ruotolo otrzymały Imprimatur, a on sam konsultował treść swoich komentarzy z biblistami i hierarchami. Chodziło o podejście neapolitańskiego kapłana do Słowa Bożego, które starał się odczytywać w duchu wiary, a teologicznych inspiracji do pisania własnych komentarzy szukał u Ojców Kościoła. To nie mogło się podobać biblistom takim, jak o. Vaccari, którzy nie potrafili wyjść poza ograniczenia szkoły egzegetycznej, w której ukształtowały się ich poglądy, mianowicie – metody historyczno-krytycznej.
Tymczasem, jak zauważa Papież Benedykt XVI, a także wybitny katolicki myśliciel, George Weigel, metoda ta w swoim teologiczno-duszpasterskim wymiarze, jest po prostu jałowa. Ten ostatni pisze o współczesnej formacji seminaryjnej: „w zbyt wielu seminariach uczy się dekonstruktywnego podejścia do Biblii, kładąc duży nacisk w jej interpretacji na metodę historyczno-krytyczną, która to metoda często prowadzi do daleko idącej fragmentacji tekstów biblijnych. W rezultacie różne strzępy i fragmenty Biblii demonstrowane są nam jak pozostałości na stole sekcyjnym, a nie żywe słowo Boże.” Nie chodzi o całkowite porzucenie metody historyczno-krytycznej, ale o jej dopełnienie, o integralną lekturę Biblii, o którą dopominał się Benedykt XVI m.in. we wstępie do drugiego tomu „Jezusa z Nazaretu”.
Czy więc spór o ks. Dolindo i jego dzieła ma charakter wyłącznie lub głównie teologiczny? Zdarzenia, które opisuje w swojej książce Bątkiewicz-Brożek, świadczą, że chodzi tu o coś znacznie więcej niż konflikt między różnymi szkołami teologii. Naprawdę trudno oprzeć się wrażeniu, że za zwalczaniem neapolitańskiego duszpasterza stoi nie tylko taki czy inny teolog, ale zły duch, wykorzystując wszelkie możliwe ludzkie słabości, aby stawiać przeszkodę o. Ruotolo i jego pismom, zarówno za jego życia, jak i po śmierci. To złemu duchowi zależy, aby katolicy nie czytali Biblii, a jeśli już czytają, aby nie była dla nich księgą wiary, ale jedynie zbiorem opowieści z zamierzchłych epok.
Jeśli wczytamy się w oskarżenia, jakie przeciw o. Ruotolo kierował o. Vaccari, trudno stanąć po stronie tego drugiego – jeśli tylko jest się osobą wierzącą, a nie chłodnym racjonalistą. Według jezuity o. Ruotolo „całkowicie wypacza sens literalny Biblii, wchodzi w mistykę, pozwala sobie na dywagacje i porównania dotyczące życia Kościoła, a nawet polityki, błądzi moralnie.” Szczególnie zaś dziwi oskarżenie, że „lektura tego dzieła może zapalić niepotrzebnie płomień pobożności religijnej, zamiast być zdrowym pożywieniem dla umysłów”.
Jakże oskarżenia te kontrastują z prostymi słowami z listu ośmioletniej dziewczynki, który wysłała do Papieża Piusa XII w obronie ks. Dolindo: „Mój tata jest oficerem i teraz jest w Chorwacji, i te książki dały mu wiele dobra, gdyż zamiast raz w roku zaczął [po ich lekturze] przystępować do Komunii Świętej codziennie. (...) Teraz demon powiedział, że to dzieło czyni za dużo dobra, dlatego próbuje ukryć komentarze w ciemnościach. Nie, tak nie może się stać, a ponieważ papież jakby zajmuje miejsce Jezusa, papież musi pokonać demona, zwycięży, przywracając na światło dzienne Dzieło.”
Neapolitański duszpasterz przez całe życie musiał mierzyć się z olbrzymimi trudnościami i prześladowaniami. Już jako małe dziecko w domu rodzinnym spotykał się z niesłychaną surowością, czy wręcz okrucieństwem ojca – ta nieludzka postawa doprowadziła w końcu do ucieczki matki Dolindo z rodzinnego domu, wraz ze wszystkimi dziećmi. Później, w czasie pobytu w seminarium wincentyńskim, doznawał ciągłych upokorzeń, zarówno ze strony przełożonych, jak i współbraci. Tam też był gnębiony psychicznie przez swojego kierownika duchowego, o. Volpe, który wplątał go w aferę z niejaką Serafiną Gentile, kobietą, której dziwaczne objawienia wzbudziły niepokój w Watykanie i stały się powodem wezwania o. Volpe i o. Ruotolo na przesłuchania. Dwa lata po święceniach otrzymuje zakaz sprawowania czynności kapłańskich, a następnie zostaje bezprawnie wyrzucony ze zgromadzenia. Później donos na niego pisze córka duchowa, Ilia Corsaro – dociera on do Rzymu i staje się powodem kolejnego odsunięcia kapłana od ołtarza. To odsunięcie trwa aż szesnaście lat, do 17 VI 1937. W 1940 r. komentarze biblijne trafiają na Indeks, w 1943 o. Ruotolo kolejny raz wzywany jest przed święte Oficjum. Powojenne lata są niewiele lepsze – pomimo uznania, jakim cieszył się jako duszpasterz, nie został przywrócony do zgromadzenia zakonnego ani inkardynowany do diecezji. Doświadczał skrajnego ubóstwa, chorób, aż do śmierci w roku 1970.
To, co uderza w jego postawie, to brak jakiegokolwiek buntu, rozgoryczenia czy śladu nienawiści wobec swoich prześladowców. Cytowane w książce wypowiedzi o. Ruotolo świadczą o jego niezwykłej pokorze i umiłowaniu Kościoła – choć tak wielu krzywd doznał od jego ziemskich przedstawicieli. To, że do dzisiaj traktowany jest przez osoby zajmujące w Kościele stanowiska jako odszczepieniec i osoba, o której najlepiej zapomnieć, paradoksalnie – dowodzi jego wielkości i znaczenia walki duchowej, jaką toczył przez całe życie.
Ostatnia część książki pokazuje, jak losy autorki splotły się – wśród wielu tajemniczych okoliczności – z postacią o. Dolindo. Gdy pisała pierwszy artykuł jemu poświęcony, w Gościu Niedzielnym, nie mogła się spodziewać, że uruchomi w ten sposób cały szereg zdarzeń, które doprowadzą w końcu do tego, że stanie się wicepostulatorką w procesie beatyfikacyjnym Sługi Bożego. Można mieć nadzieję, że kolejna publikacja – jeśli powstanie – będzie wynikiem skutecznego doprowadzenia tego procesu do końca.