Obrońcy życia w Niemczech chcą przerwać ciszę wokół aborcji i obudzić opinię publiczną

Ruch pro-life w Niemczech od lat boryka się z licznymi wyzwaniami. Chociaż kraj ma 80 milionów ludzi, jego największa grupa pro-life, Aktion Lebensrecht für Alle (ALfA), liczy zaledwie 11 000 członków. Ci, którzy w ogóle chcą rozmawiać o aborcji, w przeważającej mierze ją popierają.

Mimo to, zainspirowana ruchem pro-life w Stanach Zjednoczonych, niewielka, ale rosnąca liczba Niemców coraz odważniej stara się obudzić opinię publiczną.

Cornelia Kamiński, która kieruje ALfA, przyznaje, że poglądy pro-life są bardzo niepopularne. „Kiedy jesteś pro-life w Niemczech, jesteś dziwakiem” – stwierdza. Cytowana przez WORLD Cornelia Kamiński mówiła także o agresji, z jaką spotykają się w Niemczech obrońcy życia, opowiadała o protestujących zwolennikach aborcji, którzy zrywali plakaty pro-life, wrzucali do rzeki krzyże i krzyczeli, że „Maryja powinna była dokonać aborcji małego Jezusa”.

Urodzona w Ameryce Alicia Düren jest przekonana, że działania w obronie życia w Niemczech to konieczność. Dlatego wraz z mężem założyła grupę Sundays for Life (Soboty dla życia). Organizują oni cotygodniowe publiczne demonstracje na placu miejskim w Augsburgu, przynosząc transparenty pro-life, w tym plakaty przedstawiające aborcję. Za każdym razem zbiera się tam ok. 30 osób.

W 2020 roku grupa z niezłym skutkiem zajęła się mediami społecznościowymi – działania Sunday for Life obserwuje ok. tys. 17 tys. osób. Członkowie organizacji, zainspirowani działaniami innych grup i sukcesami filmów, mówiących o aborcji, postanowili przygotować taką produkcję po niemiecku. Zamieszczony w czerwcu tego roku film odnotował do tej pory ponad 5 tys. wyświetleń.

O tym, że przesłanie pro-life dociera do kolejnych osób, świadczy rosnąca liczba uczestników Marszu dla Życia w Berlinie. W 2019 roku (zanim nadeszły pandemiczne ograniczenia) było ich 8 tysięcy – to o 2,7 tys. więcej niż rok wcześniej.

Źródło: liveaction.org

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama